Pomyśl dwa razy zanim porwiesz ptaka
Mieszkańcy masowo „ratują” dzikie zwierzęta, np. ptaki, którym nie służy upał. Tymczasem robią im jeszcze większą krzywdę
Grzejące słońce to problem nie tylko dla ludzi. Weterynarz Adam Michalski podkreśla, że upały negatywnie wpływają też na stan zdrowia dzikich zwierząt. Głównie ptaków. – One dosłownie sypią się z gniazd, szczególnie podloty. Ulegają odwodnieniu, przegrzaniu – wyjaśnia. Problem leży jednak gdzie indziej – w tym, jak na to reagujemy. - Ludzie, pomimo mojej częstej edukacji w tym kierunku, nie wiedzą co dalej robić. Potrafią zabierać takie ptaki do domu, trzymać po kilka dni nie wiedząc jak poić, jak karmić. Nie usiłują też od nikogo dowiedzieć się co robić. Oczywiście coś tam grzebią w Internecie, ale diabeł zawsze tkwi w szczegółach – tłumaczy doktor Michalski. - Sporo ptaszków ma bardzo kruchą strukturę psychosomatyczną. One są bardzo nieodporne na stres. A ludzie myślą, że jak będą ptaszka głaskać to on będzie szczęśliwy. Nie. Bezpośredni kontakt z człowiekiem może być nawet bezpośrednią przyczyną śmierci – wyjaśnia.
Nie jest żadną tajemnicą, że istnieje coś takiego jak selekcja naturalna i ptaki wylatują z gniazda niekoniecznie z powodu upału. - Wszyscy to ignorują i stoją na stanowisku, że trzeba pomóc absolutnie wszystkim zwierzętom. Choć ptaszki mają ptasi móżdżek, to przysięgam, że one wiedzą najlepiej. I nawet jeśli rodzic nie selekcjonuje pisklęcia, to same pisklaki to robią i wywalają się z gniazda. Silniejsze przetrwają i dadzą później populację silniejszych ptaków – tłumaczy weterynarz.
Kolejnym argumentem przeciwko zbieraniu ptaków z chodnika jest fakt przenoszenia przez nie całej palety choróbsk. Od najzwyklejszej na świecie gruźlicy po choroby pasożytnicze. A nawet hodowlane gołębie mogą mieć na sobie wszy, pchły, kleszcze itp.
Jak więc reagować widząc wycieńczone zwierzę? - Przede wszystkim zawsze najpierw informować odpowiednie służby miejskie czy gminne. W czasie weekendów niech będzie to policja, a dyżurujący lekarz, który ma umowę z miastem ma obowiązek się stawić do pomocy dla tego zwierzęcia – wyjaśnia lekarz.
Według Jacka Baranowskiego ze straży miejskiej, zjawisko „porywania” dzikich zwierząt nasila się. – Może dlatego, że nagłaśniany jest fakt naszego pomagania zwierzętom. Ale my pomagamy tym, które uległy wypadkowi. Miasto się rozwija, wkraczamy na tereny bytowania zwierząt i jesteśmy im tą opiekę dłużni. Ale nie łapmy wszystkiego jak leci - mówi.
Mieszkańcy często pochylają się nad znalezionymi w trawie sarnami. Niepotrzebnie. - Młoda sarna nie chodzi z matką krok w krok. Ona tam czeka. Matka przyjdzie, nakarmi. Ale też długo z nią nie siedzi, by nie przejęła jej zapachu. Natura jest na tyle przebiegła, że młode sarny są bezwonne, by żaden drapieżnik nie mógł ich wyczuć. A jak człowiek złapie taką sarnę to potem już nawet matka do niej nie podejdzie – kwituje.