W Kolsku, a raczej w Jesionie, u Zdzisławy Superson byłem po raz drugi. Wcześniej kilka dni po tragedii. Za każdym razem ujęło mnie to, że babcia, która teraz staje się i mamą, i ojcem czworga wnucząt, tak naprawdę nie potrafi prosić o pomoc.
Tak jak i jej nastoletnia wnuczka Dominika, która mówi: „I znów będziemy żebrać...”. Pani Zdzisława nie prosi, a raczej dziękuje tym, którzy dotychczas pomogli. Dlaczego jest to ujmujące? Bo na drugim biegunie mamy armię rodaków, którzy jeżdżą wypasionymi autami, nie brakuje im ptasiego mleczka, a kołaczą do drzwi pomocy społecznej. Bo im się należy. Biedni, bo mają mniej niż sąsiedzi?
Wiem, to przesadne porównanie, ale często patrzę na to, jak wiedzie się rozmaitym bezrobotnym, klientom pomocy społecznej i zastanawiam się, po co pracować po te kilkanaście godzin na dobę, gdy całkiem fajnie można sobie pożyć. Może bez zagranicznych wczasów i szampana... Chociaż, jak widać, nasi niektórzy bezrobotni nędzarze z zamiennikami szampana również nie mają problemów, dodając z uśmiechem, że „robota lubi głupiego”. Prawda, margines biedy jest u nas szeroki, często serce się kraje na widok ludzkiej bezradności i pomoc słabszym jest naszym psim obowiązkiem.
Ale niestety, tak często z tej solidarności sposób na życie robią sobie ci zaradni. Stąd zdecydowanie bardziej wolę pomóc tym, którzy mają problem z proszeniem, niż tym, którym przychodzi to zbyt łatwo.