Miasto jest martwe: komunikacja stoi, nigdzie nie gra muzyka, na ulicach roi się od wojska - opowiadają białostoczanie mieszkający w Manchesterze, gdzie w ataku terrorystycznym zginęły 22 osoby.
Stała się straszna tragedia. Bo jeszcze chyba nigdy nikt nie planował zamachu na miejsce, gdzie przebywały małe dzieci i młodzież. Społeczeństwo jest bardzo oburzone tym, co się wydarzyło, a jednocześnie wszyscy solidaryzujemy się z rodzinami ofiar - mówi Krzysztof Harasim, białostoczanin, który mieszka w Manchesterze od 11 lat. O zamachu dowiedział się następnego dnia rano, w drodze do pracy. W radiu nie mówiono o niczym innym, a na ulicach pełno policyjnych patroli.
- I wtedy od razu komórka do ręki i dzwonienie po znajomych, i pytanie, czy kogoś przypadkiem tam nie było... I ja non stop dostawałem sms-y i telefony od rodziny i znajomych z Polski. Na szczęście nic mi, ani znajomym się nie stało, wielka ulga - dodaje Krzysztof. - W mieście jednak panuje strach. Ludzie są przerażeni. Idąc ulicą, każdy patrzy na innych i bada, czy to przypadkiem nie jest osoba, która może wyrządzić krzywdę...
Obecnie ogłoszono tam najwyższy, piąty stopień zagrożenia terrorystycznego. Brytyjska policja prosi, by przez te pierwsze dni po zamachu ludzie unikali wielkich galerii handlowych, dyskotek, klubów, itd. Ale nawet nie musi prosić.
- Bo Anglicy są przerażeni - przyznaje Patrycja Jabłońska, białostoczanka mieszkająca w niewielkiej miejscowości koło Birmingham, miasta oddalonego od Manchesteru zaledwie 100 km. - Ludzie oddają bilety na koncerty za darmo, komukolwiek, kto tylko odważy się iść...
Do zamachu terrorystycznego doszło w poniedziałek wieczorem w hali koncertowej w Manchester Arena, w której odbywał się koncert Ariany Grande. Na widowni było około 20 tys. fanów amerykańskiej piosenkarki. Tuż po zakończeniu koncertu, gdy pierwsze osoby zaczęły wychodzić z hali, doszło do wybuchu. Brytyjska policja potwierdziła, że eksplozja była samobójczym zamachem bombowym. Rannych zostało około 60 osób. Lista ofiar śmiertelnych to na ten moment 22 osoby. Większość zabitych to nastoletni chłopcy i dziewczęta, ale również rodzice, którzy przyjechali odebrać swoje dzieci z koncertu. Tak jak polskie małżeństwo, które 11 lat temu wyjechało z Darłowa (woj. zachodniopomorskie). Angelika i Marcin Klis czekali na swoje córki przy jednym z czterech wejść do Manchester Arena.
- To była moja przyjaciółka. Razem z mężem znaleźli tam pracę i lepsze życie dla siebie i swoich dzieci. To było świetne małżeństwo - mówi dawna przyjaciółka Angeliki Klis. - Kochali życie i kochali ludzi i zawsze można było na nich liczyć.
Do ataku przyznało się państwo ISIS, ale służby sprawdzają tę informację. Wiadomo, że zamachowcem, który wysadził się w powietrze był obywatel Wielkiej Brytanii libijskiego pochodzenia - 22-letni Salman Abedio. Samodzielnie zdetonował ładunek wybuchowy, skonstruowany tak, aby razić jak najwięcej osób. Świadkowie mówią o metalowych odłamkach i śrubach, które po wybuchu leżały na ziemi wśród ciał zabitych i rannych.
W sprawie zatrzymano już osiem osób. Wśród nich jest ojciec i bracia domniemanego zamachowca. Jeden z mężczyzn, zatrzymany w stolicy Libii, przyznał, że wiedział o planowanym ataku. W aresztach siedzą też inni podejrzani, których ujęto m.in. na przedmieściach Manchesteru.
Białostoczanka Sylwia Kazberuk, która od dwóch lat mieszka w Manchesterze, tej tragicznej nocy była na lotnisku. Właśnie wracała z zagranicznych wakacji. I od razu szok!
- Nawet nie potrafię sobie tego wszystkiego wyobrazić. W Anglii mieszkam od pięciu lat i zawsze czułam się bezpiecznie, no, może poza Bradford - mówi 25-latka.
Atmosfera w Manchesterze wciąż jest napięta. Kobieta była świadkiem paniki w Arndale - centrum Manchesteru.
- Ktoś w środku galerii wybijał szyby. Ludzie mówili, że były to dźwięki wybuchu, więc wszyscy zaczęli uciekać z Market Street. Później był fałszywy alarm na Uniwersytecie w Salford - relacjonuje. - Teraz Metrolinki (komunikacja miejska) są nieczynne, a miasto w pewnym sensie zamrożone. Ciężko się dostać do pracy. Nigdzie nie gra muzyka, a w centrum jest dużo bojówki. Czy czuję się bezpiecznie? Wydaje mi się, że w dzisiejszych czasach ciężko gdziekolwiek czuć się bezpiecznie. Osobiście będę omijać przez jakiś czas zatłoczone miejsca i częściej wybierać spacer niż podróż metrolinkiem.
Czy po ostatnich wydarzenia zmieniło się nastawienie mieszkańców Wielkiej Brytanii do cudzoziemców?
- Tak jak w ostatnich miesiącach, populacja podzielona jest na zwolenników emigrantów i na przeciwników. Oczywiście chodzi tu głównie o Pakistańczyków i wszelkie osoby pochodzenia indyjskiego - zauważa Patrycja Jabłońska.
Sylwia Kazberuk dodaje, że Anglicy bardzo mocno to wszystko przeżywają i nastawienie do emigrantów na pewno będzie się zmieniać.
- Jednak w takich chwilach można zauważyć, że łącza się we wspólnotę. Oferują pomoc sobie nawzajem - mówi.
Co teraz? - Wszyscy są pogrążeni w żałobie po tym, co się wydarzyło, lecz już po kilku dniach trzeba było zacząć żyć swoim rytmem. Chodzimy więc do pracy, do szkół, kawiarni... - zauważa Krzysztof Harasim. - Na pewno czujemy jakiś lek przed tym, co może nas w życiu spotkać, lecz nie możemy przecież żyć w ciągłym strachu. Bo przecież o to chodzi terrorystom.
Miniony poniedziałek, 22 maja
Około godziny 22.30 czasu lokalnego przy jednym z wejść do hali widowiskowo-sportowej Manchester Arena doszło do eksplozji ładunku wybuchowego, podłożonego przez zamachowca samobójcę Salmana Abedi. Zginęły 22 osoby, a kilkadziesiąt zostało ciężko rannych. Niedługo potem okazało się, że w ataku zginęło dwoje Polaków. To małżeństwo, które 11 lat temu mieszkało w Darłowie. MSZ podał również, że w zamachu ranny został także jeden Polak, który jest pod opieką lekarzy.