W środę interweniowaliśmy w sprawie naszej Czytelniczki ze Szprotawy, której w mieszkaniu odcięli prąd. Po godzinie 16 światło już było.
Taka sytuacja może zdarzyć się każdemu. Zabrakło pieniędzy. Raz, później drugi... - Mam małą emeryturę. Kupiłam jedzenie, leki i pustka w portfelu - rozkłada ręce zasmucona Helena Chorąży ze Szprotawy. Dług za energię urósł do tysiąca złotych. - Nie miałam od razu tyle pieniążków. A pożyczyć? Od kogo? Od obcego ciężko - przyznaje.
21 września odcięli prąd. 66-letnia kobieta musiała sobie jakoś radzić, niemal po omacku krzątając się po ciemnych pomieszczeniach skromnego mieszkania.
Syn przesłał pieniądze
- Dokładnie 27 września uregulowaliśmy całą kwotę. Zapłaciliśmy też od razu te 100 złotych z groszami za ponowne podłączenie licznika - zaznacza sąsiad Piotr Stenke.
- Na szczęście, mój syn przesłał mi pieniądze. Jemu też ciężko wiodło się w Szprotawie, dlatego wyjechał z kraju za chlebem - opowiada pani Helena.
Co ja bym bez was zrobiła... „Gazeta Lubuska” naprawdę ma moc
Od tej pory wszystko miało już wrócić do normy. Miało, ale prądu nadal nie było... - Nie rozumiem, przecież wszystko zapłaciłam - kobieta pokazuje faktury. - Mówili, że zaraz będę mieć światło, a tu już ósmy dzień mija - dodaje roztrzęsiona.
- To się w głowie nie mieści! Jak tak można?! - denerwuje się sąsiad Stenke. - Ani się umyć, ani ugotować. Helenka to matka chrzestna mojego syna, nie mogłem jej tak zostawić.
Pan Piotr zaznacza, że nieraz w jej sprawie dzwonił do energetyki. - Raz powiedzieli, żebym uzbroiła się w cierpliwość. Za drugim razem, że nie mają tu kogo dać - przekonuje pani Helena. - To jest przykre, ale co zrobię? Wody nie podgrzeję, bo bojler jest na prąd. Zagrzeję ino nieco na gazie i tak się myję, żebym jakoś wyglądała. W dzień jeszcze coś porobię, a potem zapalam świeczkę i tak siedzę, aż mnie sen zmorzy.
Ekipa już tam jedzie
W sprawie przywrócenia energii wcześniej kontaktowała się z operatorem synowa pani Heleny. Też bez skutku. W środę w imieniu kobiety interweniowaliśmy my.
- O rany, wierzyć się nie chce! Oczywiście natychmiast się tym zajmę - obiecał Piotr Ludwiczak, kierownik biura prasowego z Grupy Enea, kiedy przedstawiliśmy mu dramatyczną sytuację naszej Czytelniczki.
Kilka minut po zgłoszeniu odebraliśmy telefon z dobrą wiadomością. - Udało się wszystko ustalić, nasza klientka będzie podłączona w ciągu godziny, ekipa już do niej jedzie - zapewnił Ludwiczak. Zwrócił też uwagę, że nie można całą winą obarczać Enei, bo pani Helena jest ich klientką tylko... częściowo. Nie była bowiem zadłużona u tego operatora, tylko u innego sprzedawcy. - Stąd taka zwłoka, bo Enea zaczyna działać na jego zlecenie - wyjaśnił Ludwiczak.
W środę po godzinie 16 w mieszkaniu naszej Czytelniczki w Szprotawie znów rozbłysło światło. - Co ja bym bez was zrobiła... „Gazeta Lubuska” naprawdę ma moc. Z całego serce dziękuję! - pani Helena ociera łzy radości.
A my cieszymy się, że wreszcie udało się pomóc kobiecie.