Lubelscy mistrzowie zbrodni przedmioty z kradzieży chowają w lesie, krzakach czy pod śmietnikiem. A potem się dziwią, że te znikają.
Złodzieje po udanym rabunku często ukrywają swoje fanty w przygotowanych wcześniej skrytkach, sejfach, za obrazami, pod łóżkami czy po prostu zakopują w ziemi. W naszym województwie nie brak jednak na tyle pechowych złodziejaszków, którzy po dokonaniu udanego (w ich mniemaniu) napadu nawet nie są w stanie się zorientować, że po chwili sami padli ofiarami innych złodziei.
Leśne łupy młodych rabusiów
Tak było trzy lata temu w miejscowości Chrzanów w powiecie janowskim. Tuż po godz. 3 nad ranem jeżdżący po okolicy samochód wzbudził niepokój u jednego z mieszkańców tej miejscowości. Mężczyzna zadzwonił więc po policję.
Miał nosa. W pobliskiej wsi nieoznakowany radiowóz zajechał drogę fiatowi uno, którym poruszali się włamywacze. Na ich koncie było kilkanaście kradzieży i włamań. Rabusie próbowali jeszcze uciekać, ale powstrzymał ich jeden z interweniujących mundurowych, który z całej siły wybił szybę w aucie i wyciągnął z niego kierowcę. Okazało się, że wszyscy czterej przestępcy mieli od 15 do 18 lat. Młodzi złodziejaszkowie przyznali się do jedenastu kradzieży i włamań do pobliskich sklepów, z których wynosili papierosy i słodycze.
Za kradzież z włamaniem polski kodeks karny przewiduje karę do 10 lat pozbawienia wolności
Jadąc na kolejne włamy, niezbyt roztropni przestępcy poprzednie fanty ukrywali w lesie. Przesłuchującym ich policjantom wyznali jednak, że żadnego ze skradzionych towarów nie ma już w ich kryjówce.
Dlaczego? - Ponieważ ktoś odkrył naszą leśną skrytkę i… nas okradł ze wszystkich rzeczy - powiedzieli z rozbrajającą szczerością przesłuchującym ich policjantom.
Funkcjonariusze ustalili, że byli oni już wcześniej notowani za kradzieże. Dwóm 18-latkom groziło nawet po 10 lat więzienia, a dwoma 15-latkami zajął się sąd rodzinny.
Pod śmietnikiem i w krzakach? Zły pomysł
Kolejny z opisywanych przestępców miał 22-lata, lecz wciąż niewielkie doświadczenie w złodziejskim fachu. On także szybko stał się ofiarą bardziej doświadczonych przestępców.
Chodzi o mieszkańca Lublina, który w 2011 roku seryjnie włamywał się do aut. Jednego razu na ul. Sokolej wybił szybę w zapadkowym peugeocie. Zabrał z niego CD radio, nawigację satelitarną oraz 200 złotych.
Po raz kolejny „wziął się do roboty” przy ul. Pogodnej, gdzie ze stojącej na parkingu skody zabrał radio i płyty. Podobnie działał także przy Krańcowej i Zimowej, gdzie wybijał szyby w pojazdach i zabierał z nich sprzęty grające, głośniki i nawigację.
Po kolejnym włamie do samochodu na trop 22-latka wpadli policjanci, którym udało się zatrzymać lublinianina. Nieroztropny mężczyzna przyznał się do kilku kradzieży. Co zrobił z łupami?
Jak sam stwierdził, część sprzedał na targu, większość jednak ukrył... w krzakach i pod śmietnikiem. Jak nie trudno się domyślić, fanty dość szybko znalazły nowych właścicieli, a 22-latek przed sądem odpowiedział za kradzież przedmiotów, które potem zostały i tak mu skradzione.
Okradł kościół i sam został okradziony
Zabawnym przypadkiem jest też historia pewnego mieszkańca Elbląga. 32-letni mężczyzna postanowił włamać się do zakrystii w katedrze, skąd ukradł sprzęt nagłaśniający. Następnie Daniel Z. ukrył skradziony wzmacniacz na strychu swojego domu.
Pech jednak chciał, że mieszkaniec Elbląga wkrótce sam padł ofiarą złodziei. Gdy do jego domu pod osłoną nocy włamali się przestępcy, nie mogli znaleźć żadnych wartościowych przedmiotów.
Zawędrowali więc aż na strych, gdzie spostrzegli skradziony z katedry sprzęt nagłaśniający. Niewiele się zastanawiając, postanowili go wynieść.
Daniel Z. został złapany przez policjantów i usłyszał zarzut kradzieży wartego 4,5 tys. złotych wzmacniacza. Okazało się, że na jego koncie było wcześniej kilka innych kradzieży.
Sprzętu z katedry nie udało się odzyskać, a złodziei, którzy okradli złodzieja, nie znaleziono.