Pani Kinga: Pobił mnie taksówkarz. Szczęka złamana w dwóch miejscach, Siniaki na całym ciele
Szczęka złamana w dwóch miejscach. Siniaki na całym ciele. I obite plecy, jeszcze bolą, choć minęły już dwa tygodnie. Pani Kinga twierdzi, że pobił ją i skopał taksówkarz. Bo chciała jechać inną niż on drogą
- Chcę, aby historię usłyszał cały Białystok. Bo zwykle nagłaśniane są sprawy, gdy pasażer zrobi jakąś krzywdę taksówkarzowi. I dlatego czujemy się bezpiecznie, wsiadając do taksówki. A się okazuje, że zawsze musimy uważać - mówi pani Kinga.
I opowiada, jak dwa tygodnie temu wybrała się ze znajomymi do centrum. Z restauracji wyszły chwilę przed północą. - I po raz pierwszy chyba w życiu nie zadzwoniłam po taksówkę, tylko wsiadłyśmy do takiej, która stała na postoju.
Zamówiły kurs na Nowe Miasto. Pani Kinga miała tam wysiąść, koleżanki miały jechać dalej. - Z Lipowej droga prosta. Raptem wystarczy przejechać Legionową i Pogodną. Raptem trzy razy skręcić i jesteśmy na miejscu - mówi pani Kinga.
Dlatego nie mogła zrozumieć, dlaczego taksówkarz na każdym skrzyżowaniu próbuje skręcić. A to w Kopernika. A to jedzie prosto, gdy trzeba skręcać w Pogodną.
- Próbował nas wieźć totalnie okrężnymi drogami. Kilkukrotnie zwracałam mu uwagę. Pytałam go też, dlaczego włączył trzecią taryfę. Przecież nawet w nocy w mieście ona nie obowiązuje. Najpierw odpowiedział w miarę spokojnie. Później już krzyczał: nie znasz się! Siedź cicho! Zamknij mordę! Coraz bardziej był niesympatyczny i wręcz wulgarny.
Ale mimo nerwów zawiózł je w umówione miejsce.
- Podróż zakończył słowami: Wypier...ć mi stąd! - mówi pani Kinga.
Według jej relacji koleżanki przestraszyły się i wyskoczyły z taksówki. Ona sama też chciała to zrobić. - Jednak taksówkarz zaczął szarpać mnie za torebkę. A drugą ręką bił mnie pięścią po twarzy.
Wtedy w taksówce siedziała jeszcze siostra pani Kingi. Krzyczała do taksówkarza, żeby się uspokoił, żeby zostawił siostrę. - Nie wiedziałyśmy, z jakiego powodu dostał takiego ataku.
Pani Kindze udało się w końcu wyrwać torebkę. Była cała porwana. Kobiecie udało się też otworzyć drzwi. Wypadła z samochodu.
- Kierowca wybiegł. Podbiegł do mnie i kopnął mnie w plecy. Upadłam. I wtedy kilkukrotnie kopnął mnie w twarz i plecy - relacjonuje pani Kinga.
Dodaje, że mimo że była z trzema towarzyszkami, kierowca był w takim szale, że nie udało im się jej przed nim obronić, mimo że okładały go torebkami, odciągały.
Pani Kinga poobijana, półprzytomna leżała tuż przy samochodzie i pluła krwią, gdy kierowca wsiadł do niego, cofnął i odjechał.
- Miał taki obłęd w oczach, że dziewczyny stanęły przy masce, żeby mnie nie rozjechał - opowiada.
Wezwały policję, karetkę. Pani Kinga dopiero kilka dni temu wyszła ze szpitala. Przeszła operację szczęki. - Teraz mam założoną szynę, związane zęby. Poza tym - obitą głowę, guz na głowie, obite całe plecy, ciężko mi chodzić.
Kiedy wróci do pracy - nie wiadomo. Prawdopodobnie czeka ją jeszcze kolejna operacja. Chce nagłośnić sprawę, aby przestrzec innych. - Zostałam pobita, a nie zawiniłam.
Choć kierowca ma już postawione zarzuty, nadal może jeździć taksówką. Jednak - dopiero po naszej interwencji - już nie w swojej korporacji. - Zawiesiliśmy go w prawach członka. Nie będzie otrzymywał zgłoszeń - mówi nam Daniel Rogalski, prezes korporacji taksówkarskiej, w której jeździ krewki kierowca. Dlaczego to stało się tak późno? - Bo do tej pory nie otrzymaliśmy żadnych oficjalnych zgłoszeń - mówi Daniel Rogalski.
Mówi, że anonimowo poinformowała go o zdarzeniu jedna z jego uczestniczek. Choć oficjalnej skargi nie wniosła, postanowił porozmawiać z kierowcą. Według jego relacji wydarzenie miało zupełnie inny przebieg. Podkreślał, że pasażerki były pod wpływem alkoholu. Były opryskliwe, miały pretensje, obrażały go. Jedna z nich jeszcze w aucie zaczęła go bić. Gdy wysiadły, kopały samochód. - Przyznał się, że jedną z nich wyprowadził z taksówki. Ale zapewnia, że absolutnie nikogo nie bił. Ale nie jestem w stanie tego zweryfikować. Kierowca nie ma żadnego nagrania. To jest tylko słowo przeciwko słowu - mówi Daniel Rogalski. - Nie mamy też żadnych informacji z policji, że toczy się wobec niego jakiekolwiek postępowanie.
Dlatego kierowca nie został wyrzucony z korporacji, a tylko zawieszony. - Jeśli jednak okaże się, że do takiej sytuacji doszło, zostanie wykluczony z naszej korporacji - dodaje prezes.
Kierowca z „Porannym” rozmawiać nie chciał. Jednak policji potwierdził, że takie zdarzenie miało miejsce. Jednocześnie odmówił składania wyjaśnień. - Teraz sprawa trafi do sądu. Grozi mu od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności - mówi Tomasz Krupa z podlaskiej policji.