Opolskie firmy ściągają Ukraińców na potęgę
Opolskie pośredniaki zalewa fala wniosków o zgodę na zatrudnienie obcokrajowców. Przedsiębiorstwa się śpieszą, bo po 1 stycznia będzie o to trudniej.
Zatrudnianie obcokrajowców zza wschodniej granicy jest wbrew pozorom bardzo proste. Wystarczy, że polski pracodawca wystąpi do urzędu pracy z oświadczeniem o zamiarze powierzenia pracy cudzoziemcowi spoza kraju Unii. Pośredniaki nie robią kłopotów, wychodząc z założenia, że nie ma co przeszkadzać opolskim przedsiębiorcom w prowadzeniu biznesów.
Szczególnie, że coraz trudniej znaleźć im Polaków do pracy, głównie dlatego, że oferują niskie stawki, bo w inny sposób nie potrafią poprawiać swojej konkurencyjności. Dwa lata temu na Opolszczyźnie wydano 6 tysięcy takich pozwoleń, rok temu 9 tysięcy a do września tego roku aż 15 tysięcy.
W ostatnich tygodniach wnioski składane są wręcz lawinowo. Powód? Takie eldorado dla przedsiębiorców z Polski może się wkrótce skończyć. Od 1 stycznia w życie mają wejść przepisy, przy których procedury zatrudniania obcokrajowców nie będą już takie proste.
Nie wystarczy złożenie oświadczenie o zamiarze przyjęcia do pracy Ukraińca, zamiast tego zostaną wprowadzone krótkoterminowe i sezonowe zezwolenia. Powiatowe Urzędy Pracy będą musiały przeprowadzać procedurę sprawdzającą, czy firma naprawdę potrzebuje u siebie pracowników ze Wschodu. PUP-y będą mogły odmawiać.
Ministerstwo pracy tłumaczy, że przy ściąganiu do Polski obcokrajowców ze Wschodu (99 procent to Ukraińcy, ale są też Mołdawianie i Białorusi) dochodzi do wielu patologii. Firmy np. handlują pozwoleniami na pracę i zarabiają na tym. Ukraińcy kupują je i traktują Polskę jako kraj tranzytowy.
O zmianę przepisów wnioskowała zresztą Unia. Prezes działającej na Opolszczyźnie firmy APN Polska, która sprowadza do nas w ciągu roku około 1000 Ukraińców mówi, że zmiany są potrzebne. - Na pewno trzeba w jakiś sposób uszczelnić ten system i wyeliminować tych, którzy działają na rynku nieuczciwie - mówi Henryk Olsok. - Obawiam się tylko, żeby to nie poszło za daleko. Czyli, żeby nie wprowadzono za daleko idących ograniczeń w ściąganiu pracowników ze Wschodu, bo oni są u nas potrzebni.
Podobnie wypowiadają się przedstawiciele innych firm zatrudniających obcokrajowców. Ci pracują na Opolszczyźnie głównie w budownictwie i przemyśle metalurgicznym.
Ukraińcy przyznają, że często nielegalni pośrednicy pobierają od nich różne opłaty. - Za znalezienie pracy jest to od 200 do 500 zł. Nieco więcej kosztuje oświadczenie pracodawcy, który rzekomo zapewni pracę - mówi Dmytro, ukraiński spawacz pracujący w Kędzierzynie-Koźlu.
- Ukraińców na Opolszczyźnie jest dużo, powoli służby przestają to kontrolować - mówi jeden z przedsiębiorców. - Bez problemu dostaniesz dla nich zezwolenie na pracę. A jak nie masz zezwolenia, to i tak żadna inspekcja pracy cię nie ściga.
Według Jacka Suskiego, dyrektora Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Opolu większy nadzór nad imigrantami ze Wschodu jest potrzebny. - Z nieoficjalnych szacunków wynika, że połowa z nich i tak pracuje u nas „na czarno” - mówi Suski.
Pod koniec października w Kluczborku funkcjonariusze Straży Granicznej zatrzymali 6 Ukraińców. Jak mówi rzecznik SG, ich pobyt u nas był sprzeczny z tym, co deklarowali podczas składania wniosku wizowego, jeden przebywał w Polsce dłużej niż miał pozwolenie, a kolejny w ogóle nie posiadał żadnych dokumentów na legalny pobyt na terytorium Polski.
Ukraińcy są chętnie widziani przez naszych przedsiębiorców, bo pracują za dużo niższe stawki niż Polacy, bo są zatrudniani na umowy zlecenia, a w tym przypadku nie obowiązuje nawet najniższa pensja. Nieoficjalnie wiadomo, iż pracownicy ze wschodu godzą się na pracę za kilkaset złotych, nocleg i posiłek.