Odpadł z drogi PiS. Krzysztof Kondraciuk pożegnał się z fotelem szefa GDDKiA
Pochodzący z Łap Krzysztof Kondraciuk pożegnał się z fotelem szefa GDDKiA. - Odwołanie nie wynikało z mojego zaniechania czy błędów. Może odegrała tu rolę presja na zmiany w rządzie i wokół rządu? - zastanawia się.
Widziałem zakłopotanie wiceministra, jak wręczał mi akt odwołania. Ale mieli do tego pełne prawo i staram się to zrozumieć - mówi Krzysztof Kondraciuk.
To drugi polityk z podlaskiego zaciągu PiS, który musiał pożegnać się ze stanowiskiem w strukturach podległych rządowi. Pierwszym był Karol Tylenda, który w 2016 roku, po aukcji koni arabskich w Janowie Podlaskim, przestał być wiceprezesem Agencji Nieruchomości Rolnych. Teraz z posadą dyrektora Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad pożegnał się Krzysztof Kondraciuk. 9 listopada odwołała go premier Beata Szydło. Stało się to na wniosek Andrzeja Adamczyka, ministra infrastruktury i budownictwa.
- Decyzja była podyktowana koniecznością zapewnienia należytej realizacji zadań powierzonych ministrowi infrastruktury i budownictwa - poinformował nas Szymon Huptyś, rzecznik prasowy ministerstwa.
Krzysztof Kondraciuk twierdzi, że został odwołany bez żadnego uzasadnienia.
- Odwołanie nie wynikało z żadnego mojego zaniechania, ani błędów. Niczego mi nie wyjaśniono. Gdyby nie odwołanie, to taką ocenę można uznać za komplement - uważa Krzysztof Kondraciuk. I zapewnia, że przez cały okres jego pracy nie wskazywano mu żadnych błędów czy negatywnych działań.
Czy odwołanie Krzysztofa Kondraciuka, po niespełna roku, mogło być pokłosiem walki ministrów o zachowanie tek w rządzie po rekonstrukcji gabinetu Beaty Szydło? Takich głosów pełno w Internecie.
- Nie - uważa Dariusz Piontkowski, podlaski poseł PiS. Ale zaraz dodaje, że nie ma pojęcia dlaczego odwołano Kondraciuka.
Wtóruje mu Karol Tylenda, dzisiaj radny PiS w podlaskim sejmiku.
- Pani redaktor, ja walnąłem drzwiami i wyszedłem. To jest delikatna różnica. Mnie nie odwoływano, nikt mi nie sugerował żadnych dymisji. Miałem swoje wewnętrzne przekonania co do rezygnacji z warszawskich funkcji i powrotu na Podlasie. Pewne tak, jak w życiu są śmierć i rosnące podatki. Człowiek, który jest na kierowniczych stanowiskach musi się liczyć z tym, że za chwilę trzeba będzie się spakować. To są gorące krzesła. Dzisiaj jesteś, a jutro ciebie nie ma. Zmieniają się ministrowie, zmieniają się ich zapatrywania - przekonuje Karol Tylenda.
Inny podlaski polityk z PiS, który chce być anonimowy, uważa, że odwołanie Kondraciuka to mimo wszystko konsekwencja nadchodzących zmian w rządzie.
- Minister Adamczyk był zagrożony, więc szukał kozła ofiarnego. Dlatego najpierw stracił stanowisko wiceminister Jerzy Szmit, a teraz Krzysztof Kondraciuk - spekuluje.
Jakie są więc przyczyny tej dymisji? Jak podaje Agencja Informacyjna Polska Press na Twitterze, „powodem ma być zbyt wolna realizacja inwestycji”. Opieszałość zarzuca byłemu dyrektorowi opozycja.
- Przyczyną odwołania jest dramatyczne opóźnienie w realizacji dróg ekspresowych oraz bardzo niskie kontraktowanie nowych inwestycji drogowych i kolejowych. Jest też duże opóźnienie w realizacji prowadzonych inwestycji - sądzi Robert Tyszkiewicz, podlaski poseł PO.
Ma na myśli chociażby budowę podlaskiego odcinka S8, na którym, według niego, są istotne opóźnienia.
- Odwołanie Krzysztofa Kondraciuka to była decyzja premier, pod ciśnieniem błędów, zaniechań i bardzo złego funkcjonowania GDDKiA - uważa Tyszkiewicz.
Przypomina, że po dwóch latach rządów koalicji PO - PSL było zakontraktowanych ok. 700 km autostrad i dróg ekspresowych.
- Dla porównania, po dwóch latach rządów PiS jest niecałe 200 kilometrów nowych kontraktów - twierdzi poseł PO. - Praca w GDDKiA jest zła i powolna. Nie wykonuje ona założonych planów.
Krzysztof Kondraciuk nie zgadza się z tymi zarzutami. - Opinie o opóźnieniach w realizacji kontraktów wypowiadają osoby nieznające specyfiki prowadzenia robót liniowych - ripostuje.
Jako przyczyny uniemożliwiające zakończenie prac w terminie wymienia: niekorzystna w tym roku dla wykonawców pogoda, przedłużające się badania archeologiczne. - Inne czynniki to duża koncentracja prac w tym samym czasie i trudności z transportem kruszywa niezbędnego do budowy dróg - dodaje były dyrektor GDDKiA.
Krzysztof Kondraciuk: Odszedłem w GDDKiA od dworskiego stylu pokutującego tam przez lata
Przytakuje mu poseł Piontkowski. - Z tego co wiem, to są opóźnienia przy realizacji innych dróg. I z tego co słyszę od przedsiębiorców, mają oni problemy z pracownikami. To również ma wpływ na terminy wykonywania robót - zauważa.
Inni działacze PiS, z którymi rozmawialiśmy, również bronią Krzysztofa Kondraciuka.
- Czytałem, że było dobrze, ale chciano, by było jeszcze lepiej, jeszcze szybciej. Ale jak? Skoro przez lata nie ruszano wielu tematów. Jakim cudem ma być błyskawicznie skoro nie ma dokumentacji, decyzji środowiskowych, pozwoleń na budowę, gdy są odwołania, a zamówienia publiczne wymagają czasu? - zastanawia się polityk partii rządzącej.
Kondraciuk zapewnia, że przez niemal rok pracy w GDDKiA udało mu się zreformować tę instytucję i przestawić na nowe tory. - Zbudowałem dobry zespół, także w terenie i w ogóle zmieniłem sposób zarządzania, zdecydowanie odchodząc od dworskiego stylu pokutującego tam przez lata - opowiada „Porannemu”.
Z kolei kolejny działacz PiS uważa, że Kondraciuka pozbyto się, bo dobrze mu szło i ktoś pozazdrościł mu sukcesów.
Sam Kondraciuk mówi, że niemal roczna praca w GDDKiA była dla niego wielkim wyzwaniem i całkowicie się jej poświęcił, również kosztem rodziny.
W kwietniu 2010 roku dobrowolnie zrzekł się mandatu radnego Łap. Jednym z powodów był m.in. brak decyzji o remoncie ul. Szwarce, przy której mieszka. Kondraciuk o to zabiegał, chciał nawet dołożyć się finansowo do inwestycji.
- Rozpoczęliśmy wiele działań, aby zminimalizować koszty budowy dróg. Na przykład badaliśmy celowość budowy wielu nadziemnych przejść dla dzikich zwierząt, skoro nie ma wytycznych do ich projektowania, a koszt jednego przejścia to około 20 mln zł. Analizowaliśmy każdą zasadność budowy ekranów akustycznych, które także generują potężne koszty. Zależało nam na zwiększeniu bezpieczeństwa ruchu, stąd poszukiwaliśmy innowacyjnych rozwiązań, ale i wprowadzaliśmy oznakowanie eksperymentalne - wylicza Krzysztof Kondraciuk.
Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad zarządzał od 12 grudnia ubiegłego roku. Absolwent budownictwo na Politechniki Białostockiej, z drogownictwem związany jest od 1983 roku. W latach 90. pracował jako kierownik referatu w Urzędzie Miejskim w Łapach i jako inspektor nadzoru w zarządzie dróg Urzędu Miejskiego w Białymstoku. Później piastował stanowisko dyrektora Podlaskiego Zarządu Dróg Wojewódzkich w Białymstoku. W latach 2003-2008 był zastępcą dyrektora, a przez kolejne dwa lata dyrektorem Mazowieckiego Zarządu Dróg Wojewódzkich w Warszawie.
- To znakomity drogowiec, mający duże doświadczenie w zarządzaniu drogami krajowymi i wojewódzkimi. Zarządzanie, budowa i utrzymanie dróg to jego pasja, ma przy tym wielką wiedzę i bardzo dobrą pamięć, nie boi się nowych rozwiązań - ocenia Roman Czepe, były burmistrz Łap, obecnie doradca wojewody podlaskiego.
Jego zdaniem odwołanie Kondraciuka to strata dla Podlasia i dla polskiego drogownictwa.
- Szkoda, bo to człowiek z regionu, który miał wpływ na budowę dróg. Na pewno był korzystny z punktu widzenia naszego województwa. Interesował się tym, co się tutaj dzieje. Oceniam go pozytywnie - mówi poseł Piontkowski.
Co teraz zamierza robić były dyrektor? - Mam pewne plany na przyszłość, ale zbyt wcześnie jest, by o tym mówić - mówi Krzysztof Kondraciuk.