Od redaktora: Ekoprawda i ekościema
Jadę przez francuską wioskę, a tu przy drodze stolik. Sery, dżem, pasztet, jakieś pieczywo, wino itd. Obok puszka. Sprzedawcy brak, ale jest kartka, a tam, że to, co na stoliku, jest z gospodarstwa obok. Wszystko świeże, pachnące. Każdy może sobie wybrać, co chce, zapłacić tyle, ile uważa i wrzucić pieniążki do puszki... Bajka?
Tę historię opowiedział mi, z równym niedowierzaniem, kilkanaście lat temu znajomy, który pierwszy raz pojechał na Zachód. Taki obrazek może stać się dla nas rzeczywistością i to w majestacie prawa.
Od zawsze wielu kupowało „od znajomego chłopa”, ale nielegalnie. Za to bez chemii, tego reklamowego ściemniania, no i ten smak... A że czasem wystarczy tylko wrzucić do puszki parę groszy, a czasem zapłacić dużo więcej niż w sklepie?
Nikt pewnie tego nie pożałuje - i producent, i klient. No chyba, że sprzedawcą na naszym najbliższym ryneczku jest ściemniacz, który twierdzi, że jest rolnikiem, ale handluje czymś z polskiej lub holenderskiej hurtowni.