Nadchodzi kolejna rewolucja w sposobach płacenia za przejazd tramwajami i autobusami. Pół wieku po tym, jak zainstalowano pierwsze automaty.
Na początku był konduktor. A właściwie dwaj konduktorzy. Każdy wagon, zarówno motorowy, jak i przyczepa, musiał mieć człowieka obsługującego pasażerów. Konduktorzy w tramwajach i autobusach miejskich, odziani w służbowe uniformy, z charakterystyczną torbą na pasku, sprzedawali bilety na przejazd. Tak było w czasach zaborów, II RP i pierwszych dekadach po II wojnie. Miało to swój walor, poza zatrudnianiem ludzi, także ekonomiczny - praktycznie nie sposób było przejechać środkiem komunikacji miejskiej „na gapę”, bo konduktor pilnował, by wszyscy opłacali swój przejazd.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień