O gębochronach, temat oklepany
Ja wiem, że jest to temat ograny, i że ksiądz Siepsiak też o maseczkach pisze, tylko inaczej. Zaznaczę też: nawet nie przyszło mi do głowy, żeby tu wylewać swoje oburzenie, wątpliwości czy inne takie. Ale na pewno nie będę się odwoływał do logiki, bo wiadomo, że pandemia pozbawiła nas logiki na zawsze. Jest jednak, z maseczkami, związanych kilka szczególnych zjawisk.
Jeżeli się idzie na spacer w masce, zwłaszcza, gdy to spacer na krakowski Kazimierz, to się ludzi nie poznaje i to jest dziwne, bo po to się tam w końcu szwenda, w te Placu-Nowe rejony, żeby właśnie kogoś spotkać przez przypadek.
Całą drogę się zastanawiam, czy ten z gębą pod płótnem to jest na pewno ten, czy kto inny. A nawet jeżeli mam już prawdopodobieństwo graniczące z pewnością, to wkrada się wahanie, czy podejść, czy nie podejść - czy on w tym, co się zaklebnował, jest wyłącznie z przymusu, czy jednak z własnej woli, bo pierwszy raz w życiu może iść na Kazka incognito.
Jedzenie i picie nie zwalniają z noszenia maski, ale i tak wszyscy mają to gdzieś, co jest zrozumiałe, bo kto by się tam zbliżał do osobnika jedzącego kebaba, czy - dajmy na to - frytki. Dlatego wszyscy, którzy sobie kupią coś na ząb, ściągają maseczki pod brodę i to już szczyt wszystkiego, bo o ile każdy człowiek jedzący kebsa wygląda durnie, to do tego w maseczce pod brodą - koszmarnie. Jest to parnas bylejakości, i nawet uszy mu się nie trzęsą przy konsumpcji, bo są zablokowane gumkami. To jest kolejna smutna rzecz związana z maseczkami - wszyscy nagle mamy odstające uszy, ale nikt się tym nie przejmuje, bo przecież twarzy nie widać.
Te chińskie, podrabiane gębochrony; bardzo lubię, bo ładnie pachną i są tanie, w ogóle uważam, że wszyscy powinni chodzić w takich papierowych parawanikach, już nawet nie ze względów higienicznych, ale estetycznych. Jeden facet na przykład, co go minąłem wczoraj na ulicy, miał płócienną maseczkę, zrobioną zapewne samodzielnie z koca albo z poduszki.
I on miał na tej maseczce ketchup.
Zaschnięty sos pomidorowy.
Jemu było już tak wszystko jedno, że nawet jej nie ściągnął do obiadu.
I tego się obawiam najbardziej, że nam już za chwilę, skoro nikt nas nie widzi, będzie wsjo rawno, że gdy nam się na przykład zachce, za przeproszeniem, siku, to nie będziemy szukać daleko. Obawiam się, że ta maseczka, która jest dla nas wszystkich krzyżem, stanie się tarczą przed cywilizacją, że my się w nich cofniemy do epoki bronzu, i zaspokoiwszy wszystkie pierwotne pragnienia, nie będziemy działać, tylko leżeć.
Czy ktoś badał wpływ maseczek na proces głosowania? Czy my możemy być pewni, że jamochłonem zagłosujemy rozsądnie, kiedy już to głosowanie się odbędzie? Tak się tylko pytam. W maseczce, otoczony gałęziami, niepewny sam siebie.