Nóż, ogień i 12 ciosów
Na sali sądowej prokurator minuta po minucie odtwarza przebieg zbrodni. Brutalna historia miesza się ze łzami rodziców zamordowanego Krzysztofa.
Oskarżeni są na tyle niebezpieczni, że trzeba ich możliwie jak najdłużej izolować - to fragment z uzasadnienia wyroku, jaki zapada w zeszły czwartek w sądzie okręgowym przy ul. Mieszka I. Pięcioosobowy skład sędziowski - dwóch zawodowych sędziów i troje ławników - orzeka, że bracia 40-letni Piotr Ż. i 34-letni Krzysztof K. (zmienił nazwisko) są winni. Zabili kolegę i próbowali spalić ciało.
W sądzie prokurator godzina po godzinie, minuta po minucie, odtwarza przebieg zbrodni. Jest sobota 24 października 2015 r. Trwa już cisza przed wyborami parlamentarnymi. Kibice żużla powoli budzą się, by obejrzeć w telewizji Grand Prix z dalekiej Australii… Na zegarku jest 6.50, gdy jeden z mieszkańców os. Słonecznego widzi, że na boisku obok Zespołu Szkół nr 6 przy ul. Gwiaździstej tli się ciało. Okazuje się, że to zwłoki 25-letniego Krzysztofa K.
O 7.28 lekarz stwierdza zgon. Policjanci od razu przystępują do poszukiwania sprawców. O 13.30 zostaje zatrzymany Rafał Ś., kolega nieżyjącego. Początkowo dostaje zarzut, że choć widział, co się stało, to nie pomógł. Ostatecznie zostaje skazany na pół roku więzienia za to, że nie zadzwonił na policję.
Godzinę później policja łapie dwie inne osoby. Przy ul. Podmiejskiej Bocznej - Piotra Ż. Przy Hawelańskiej - w domu jego zniedołężniałych rodziców - Krzysztofa K. Bracia to koledzy zamordowanego. Można ich przesłuchać dopiero po wielu godzinach. Są pijani i po amfetaminie.
Feralnej nocy trójka oskarżonych i późniejsza ofiara spotyka się tuż po 4.00 w pobliżu bloku przy ul. Gwiaździstej 22. To tu imprezuje 25-latek z kolegą. Kilkadziesiąt metrów dalej, w bloku przy Gwiaździstej 18, bawią się także bracia. Przyjeżdżają tu z centrum. Gdy cała czwórka spotyka się na podwórku, dochodzi do szarpaniny między braćmi a Krzysztofem K. Według ustaleń sądu, bracia nie mają zamiaru zabójstwa. Nie są to też „wyjaśnienia” zdarzenia sprzed lat, gdy młodszy z Krzysztofów groził starszemu „toporkiem”.
Jako pierwszy cios nożem ma zadać 34-letni Krzysztof K. Tak wynika z analizy monitoringu, na którym widać tylko ciemne postaci. K. trafia w szyję ofiry. Później wspólnie z bratem zadaje 11 kolejnych ciosów. Rany w szyi są głębokie nawet na 7 cm. Pomiędzy 4.41 a 4.50 jeden z ciosów trafia w tętnicę szyjną. 25-latek umiera. Sąd nie ma wątpliwości, że bracia działali razem. Część policzka ofiary nie była zakrwawiona, więc jedna osoba musiała przyciskać młodego mężczyznę do podłoża boiska, a druga w tym czasie zadawać ciosy.
O 4.52 bracia idą na stację benzynową przy al. 11 Listopada. Młodszy, na którym nie widać nawet śladów krwi, bo wcześniej wyrzucił zakrwawioną kurtkę, kupuje płyn do chłodnic i obaj wracają na boisko. Próbują podpalić zwłoki. Zakupione Petrygo to jednak płyn niepalny. Wracają więc na stację. 34-latek tym razem kupuje olej napędowy. Ciało kolegi podpalają o 5.26. Pod zwłokami kładą nóż i telefon, żeby też się spaliły.
Starszy z braci wyrzuca opakowanie po Petrygo do śmietnika. Żeby zatrzeć ślady, młodszy wyciąga je, ale wyrzuca kilkaset metrów dalej przy Słonecznej 89. Niedbale, policja szybko znajduje butelkę.
Z osiedla, na którym dopiero co zabili kolegę, bracia jadą taksówką na ul. Podmiejską Boczną, do dziewczyny 34-latka. Po drodze kupują jeszcze alkohol. Po kilku godzinach wpadają w ręce policji.
W grudniu 2015 r. z udziałem braci odbywają się wizje lokalne. Jeden drugiego obarcza winą za śmierć 25-latka. Starszy - jak twierdzi później biegła - robi w ten sposób „wyprzedzający atak”, aby siebie nie pogrążyć. Młodszy - który prokuratorowi wydaje się bardziej wiarygodny - „wybiera w ten sposób mniejsze zło”.
W sądzie prokurator Dąbkowski dla obu braci chce dożywocia oraz nawiązki dla rodziców. Po 100 tys. od każdego z oskarżonych. Prośbę o nawiązkę podziela sąd. - To forma symbolu. To forma zaakcentowania, że rodzice utracili osobę, która im pomagała i już więcej pomóc nie zdoła - mówi sędzia Maciej Szulc, przewodniczący składu orzekającego.
Bracia zostają skazani na 25 lat. Wyrok nie jest prawomocny. W miniony wtorek wieczorem Krzysztof K., młodszy z braci, próbuje popełnić samobójstwo w pojedynczej celi Zakładu Karnego w Gorzowie. Strażnicy ratują mężczyznę, bo cela jest monitorowana. 34-latek, który wcześniej był pełen życia, po usłyszeniu wyroku jest kompletnie załamany. Po próbie samobójczej jest w szpitalu więzięnnym w Szczecinie.