Na melinie skatowali Tadka
Jerzy nie mógł ustać na nogach, nie kontaktował. Chlał od rana. Wieczorem był tak pijany, że nie zareagował, kiedy w mieszkaniu dwóch mężczyzn skatowało do nieprzytomności jego kolegę.
Kiedy tuż po północy policjanci zjawili się w jego mieszkaniu w śródmieściu - chwilę po tym, jak ratownicy zabrali pobitego Tadka do szpitala - Jerzy wybełkotał, że u niego nic się nie stało i nikogo nie było. Dopiero jak funkcjonariusze pokazali mu plamy krwi na podłodze, ścianach, meblach, dywanie i pościeli, przyznał, że miał gości, z którymi pił. I że oni pobili jego przyjaciela. Po kilkudziesięciu minutach na melinie zjawiła się Ewelina - konkubina Tadeusza. Opowiedziała, że spała z Tadkiem (Jerzy był w drugim pokoju), kiedy do mieszkania weszło dwóch mężczyzn i kobieta. Było ciemno, więc ich nie rozpoznała. Jeden z nich miał drewnianą pałkę. Okładał nią konkubenta, drugi bił i kopał. Ona też dostała kilka razy z pięści. Kiedy wyszli, wezwała karetkę.
Dziadek wykrzyczał trop
Ewelina i Jerzy byli tak pijani, że zostali przewiezieni do izby wytrzeźwień (po badaniach okazało się, że on ma ponad 3,3 promila, a ona prawie 1,8). Patrol musiał wezwać kolegów, by przekazać im klucze do mieszkania. Kiedy ich zmiennicy kończyli zabezpieczać lokal, około 6.00 nad ranem pod kamienicą zjawił się starszy pan, który zaczął wyzywać niejakiego Waldka. Jeden z policjantów zszedł na dół i wylegitymował krzykacza. Okazał się nim dziadek Heniek. Starszy pan tłumaczył, że z rana był na melinie i że został tam pobity oraz okradziony, m.in. przez właściciela mieszkania i tajemniczego Waldka. Wtedy fakty zaczęły się zazębiać...
Co się dokładnie wydarzyło 8 czerwca 2009 r. w jednym z mieszkań w centrum Gorzowa? Śledczym na początku ciężko było doszukać się tej jedynej i prawdziwej wersji wydarzeń. Szczegóły z tego dnia różniły się i gubiły w zeznaniach świadków i podejrzanych. Kto pierwszy spotkał kogo? Ile wódki wypito? Która to była godzina? Fakty umykały gdzieś w oparach alkoholu.
Było wesoło tylko do czasu
Tadek z Eweliną od jakiegoś czasu pomieszkiwali na melinie u Jerzego. 8 czerwca z rana przyszedł Waldek. Chciał wypić z nimi jakiś alkohol, więc poszli do jednego z barów. W lokalu dosiadł się Heniek. Stary odebrał właśnie zasiłek. Zapłacił rachunki, wyrównał barmanowi to, co brał na zeszyt. Był chwilowo przy kasie, więc zaczął stawiać. Po kilku piwach postanowili, że wrócą na melinę. Po drodze kupili wódkę (według relacji dziadka w mieszkaniu wypili dwie połówki, według Eweliny nawet cztery litrowe flaszki). Do tego śledzik, kanapki. W mieszkaniu było pięć osób: Jerzy, Tadek, Waldek, Ewelina i dziadek. Atmosfera była wesoła tylko do czasu. W pewnej chwili Jerzy chwycił starszego pana za głowę, zaczął go dusić i przywalił mu w nos. W tej samej chwili Waldek przeszukał mu kieszenie zabierając 100 zł i tani zegarek na łańcuszku. Pijany Heniek uciekł z kamienicy.
Kto okradł dziadka?
W tej chwili akcja przenosi się z powrotem do baru. Było po południu, kiedy dziadek wszedł zakrwawiony i z rozwalonym nosem. W piwiarni była już Anka. Wpadła w poszukiwaniu Waldka - swego chłopaka, który od dwóch dni nie pokazał się w domu. Dziewczyna rozmawiała z barmanem Piotrem. Heniek zaczął się im żalić. Kiedy Anka usłyszała, że jej partner, który już siedział w więzieniu za pobicie, jest na melinie i prawdopodobnie to on okradł starszego pana, postanowiła go odszukać. Gdy weszła do mieszkania, Waldek jako jedyny nie spał. Zaczęła wrzeszczeć i wyciągnęła go na dół. Para wróciła do tego samego baru. Tam doszło do sprzeczki pomiędzy Waldkiem i barmanem Piotrem. Chodziło o Heńka. Ten pierwszy nie chciał przyznać, że go okradł. Mężczyźni uznali więc, że trzeba pójść na melinę i wyjaśnić całą sprawę. Piotr wziął zza baru pałkę, przerobioną z grubej końcówki kija bilardowego. Anka polazła za nimi. Akcja w mieszkaniu trwała krótko. W półtorej minuty skatowali bogu ducha winnego Tadka. Miał go wskazać Waldek, zrzucając winę za obrabowanie dziadka właśnie na niego. Piotr okładał pałką, a Waldek bił z pięści i kopał z całych sił. Dopadli Tadeusza, gdy spał w łóżku z Eweliną, dokończyli na podłodze w pokoju. Ewelina też dostała kilka ciosów w twarz.
Według dziadka wypili dwie połówki, zdaniem Eweliny nawet cztery litrowe flaszki
Strzelił dwa razy z otwartej
Tadek został przewieziony do szpitala w ciężkim stanie. Od razu trafił na stół operacyjny. Miał trepanację czaszki. Pięć dni później skatowany Tadek zmarł, a przyczyną zgonu była śmierć mózgu. Dzięki krzyczącemu pod kamienicą kilka godzin po całym zdarzeniu Heńkowi, policjanci szybko skojarzyli fakty i ustalili podejrzanych. Oskarżenia usłyszeli: Jerzy - za napaść i obrabowanie dziadka, Waldek - za obrabowanie dziadka i pobicie ze skutkiem śmiertelnym oraz Piotr - za śmiertelne pobicie. Żaden z nich się nie przyznawał. Zrzucali na siebie winę, twierdząc, że tak naprawdę to bił ten drugi. Waldek stwierdził, że jedynie „strzelił Tadkowi dwa razy w mordę z otwartej ręki”. Barman z kolei zeznał po czasie, że co prawda uderzył pałką, ale najwyżej trzy razy i to nie w głowę, a w okolice ramienia i klatki piersiowej. Jednak zeznania Eweliny i Anki nie pozostawiały wątpliwości. Ta pierwsza przyznała, że jej konkubenta biło dwóch mężczyzn. Było ciemno, więc ich nie rozpoznała. Jednak Anka opowiedziała już ze szczegółami jak było.
Jerzy dostał dwa lata w zawieszeniu na pięć, Piotr - pięć lat więzienia, a recydywista Waldek - 10.
P.S. Niektóre imiona bohaterów zostały zmienione.