Mordercze kilogramy. Pandemia zabija otyłych, a zarazem sprzyja tyciu. Musimy zejść z tej drogi, a najlepiej - zbiec w podskokach

Czytaj dalej
Zbigniew Bartuś

Mordercze kilogramy. Pandemia zabija otyłych, a zarazem sprzyja tyciu. Musimy zejść z tej drogi, a najlepiej - zbiec w podskokach

Zbigniew Bartuś

Otyłość może zwiększyć ryzyko śmierci z powodu koronawirusa nawet o połowę – wynika z raportu opublikowanego niedawno w czasopiśmie Obesity Reviews. Amerykańscy naukowcy z Uniwersytetu Północnej Karoliny w Chapel Hill odkryli też, że zarażeni koronawirusem o współczynniku BMI powyżej 30 (to popularny wskaźnik otyłości) byli częściej hospitalizowani i przyjmowani na oddział intensywnej terapii. Równocześnie jednak pandemia pozamykała ludzi w domach na wiele miesięcy, zestresowała, przez co wielu z nas przestało się ruszać, nie rezygnując wszakże z uciech podniebienia. W efekcie statystycznemu Polakowi przybyły przez rok dwa kilogramy. A raczej – jednemu zero, a innemu cztery. Niekiedy – mordercze i to w sensie zupełnie dosłownym.

- Wiarygodne badania dowiodły, że otyłość jest drugim, zaraz po wieku, czynnikiem zwiększającym ryzyko ciężkiego przebiegu COVID-19 oraz śmierci

– ostrzega prof. Tomasz Rogula, specjalista chirurgii metabolicznej, dyrektor Kliniki Leczenia Otyłości w krakowskim NEO Hospital, od 20 lat związany z Cleveland Clinic, czołowym naukowym centrum medycznym w USA.

Wyjaśnia, że otyłość nie jest jakąś tam banalną przypadłością, lecz złożoną chorobą osłabiającą cały nasz układ odpornościowy. - Przede wszystkim wywołuje w organizmie przewlekły stan zapalny, skutkujący nadmierną produkcją małych białek, czyli cytokin biorących udział w odpowiedzi immunologicznej. Udowodniono, że także zakażenie koronawirusem skłania układ odpornościowy do uwalniania cytokin. Konsekwencją może być nadprodukcja tych białek, uszkadzająca nasze narządy wewnętrzne – tłumaczy profesor.

Zastrzega, że to tylko częściowo wyjaśnia cięższy przebieg infekcji COVID-19 u pacjentów z otyłością. Wiadomo bowiem od dawna, że otyłość zwiększa również ryzyko schorzeń układu krążenia, nadciśnienia tętniczego, cukrzycy typu 2 czy choroby nerek - a te wszystkie choroby (znane nam z raportów NFZ i medialnych doniesień jako „współistniejące”) negatywnie wpływają na rokowania pacjenta i potrafią stanowczo obniżyć skuteczność leczenia w przypadku zakażenia SARS-CoV-2.

- Chorobliwy nadmiar kilogramów wpływa również na nasz układ oddechowy: wielu otyłych cierpi na choroby płuc, jak bezdech senny czy zespół hipowentylacji, które mogą pogorszyć wyniki leczenia chorób wywołanych COVID-19, jak zapalenie płuc czy ostra niewydolność oddechowa – wyjaśnia lekarz.

Otyłość zabije dwie Polski. I na dokładkę Czechy

- Otyłość to współczesna epidemia: niesie ze sobą nie tylko komplikacje zdrowotne, ale i poważne skutki ekonomiczne – komentuje Joanna Szyman, szefowa Neo Hospital, wiceprezes Upper Finance Med. Consulting.

Na Międzynarodowej Liście Chorób i Problemów Zdrowotnych Organizacji Zdrowia (WHO) otyłość znalazła się dopiero w 1966 r., oznaczona kodem E66. Jednak bardzo szybko została uznana za jedną z najbardziej groźnych i złożonych chorób cywilizacyjnych. Według WHO, z powodu chorób związanych z nadwagą i otyłością umiera co roku ponad 2,5 mln osób na świecie. Eksperci szacują, że choroby te w ciągu najbliższych trzech dekad pochłoną ponad 90 mln istnień ludzkich – czyli dwie populacje Polski i na dokładkę wszystkich Czechów.

Dość powszechnie wiadomo, że chorobliwy nadmiar kilogramów wywołuje m.in. nadciśnienie tętnicze, cukrzycę, zespół bezdechu w czasie snu, chorobę niedokrwienną serca i miażdżycę. – Niby jesteśmy tego świadomi, a jednak zbyt często zapominamy, iż wyjściową przyczyną tych chorób jest właśnie otyłość – mówi Joanna Szyman. Owych ściśle związanych z nadmierną wagą schorzeń, prowadzących do poważnego pogorszenia stanu zdrowia oraz przedwczesnej śmierci, zidentyfikowano… dwieście.

Wedle NCD Risk Factor Collaboration, w Polsce w grupie wiekowej powyżej 20 lat nadwagę ma 53 proc. kobiet i aż 68 proc. mężczyzn. Do otyłych zalicza się 23 proc. dorosłych Polek i 25 proc. mężczyzn. Co szczególnie niepokoi, niewiele lepiej jest wśród dzieci i nastolatków: w gronie osób poniżej 20. roku życia, nadwagę ma 20 proc. dziewcząt i 31 proc. chłopców, a otyłych jest 5 proc. dziewcząt i aż 13 procent chłopców.

- Epidemia otyłości ogarnia więc w coraz większym stopniu nasze dzieci i młodzież, głównie dlatego, że coraz mniej się ruszamy. Z raportu NIK wynika jasno, że w szkołach podstawowych w zajęciach WF nie uczestniczy 15 proc. uczniów. W ponadpodstawowych jest to już aż 30 procent. To prowadzi do nasilania zjawiska: w najbliższych latach odsetek osób chorujących na otyłość wzrośnie z obecnych 25 do 30 proc. Jeżeli te prognozy się sprawdzą, to w 2025 r. na leczenie chorób związanych z otyłością wydamy o miliard złotych więcej niż jeszcze parę lat temu. To są wyliczenia NFZ

– przypomina Joanna Szyman.

I zwraca uwagę, że szacując ekonomiczne i społeczne koszty otyłości, mówimy nie tylko o stratach (czy raczej tragediach) poszczególnych rodzin, ale też o dramatycznych konsekwencjach dla całej gospodarki. Eksperci ostrzegają, że nieleczenie otyłości skutkuje skróceniem życia średnio o 14, a nawet 17 lat; odnosząc to do całej populacji Polski - wychodzi na to, że otyłość obniża przeciętną statystyczną długość życia nad Wisłą o cztery lata. Te lata dość łatwo przeliczyć na (nie uzyskany) wzrost PKB. Dlatego coraz częściej postrzega się otyłość nie tyle jako wąski problem zdrowotny – co znacznie szerszy: społeczny i ekonomiczny.

Wydatki na leczenie otyłych rosną w szokującym tempie. Przybywa ludzi niesprawnych

Zmagania z otyłością i jej dramatycznymi skutkami – jednym z nich jest przeciążenie systemu ochrony zdrowia – już dziś kosztują polskich podatników ok. 24 mld zł rocznie, czyli połowę tego, co wydajemy na najambitniejszy program społeczny obecnej ekipy rządzącej – Rodzina 500 plus.

Co więcej – kwota ta nie obejmuje tzw. kosztów pośrednich z tytułu utraty produktywności chorych, konieczności wypłaty zasiłków chorobowych, rent i wcześniejszych emerytur oraz przedwczesnych zgonów. Leczenie otyłości i jej powikłań pochłania nawet 30 procent ogólnych wydatków na opiekę zdrowotną w naszym kraju.

- Niepowstrzymana epidemia otyłości będzie w kolejnych latach w coraz większym stopniu wpływać na nasz rozwój gospodarczy. Wpływać – hamująco. Mówimy tu przecież o zwiększeniu obciążenia pracodawców, mniejszej efektywności pracowników, wyższych nakładach na świadczenia socjalne oraz szybujących kosztach w służbie zdrowia związanych z leczeniem, hospitalizacjami, wizytami u specjalistów – wylicza szefowa krakowskiego szpitala.

Przyznaje, że Polska nie jest tutaj wyspą. Epidemia otyłości ma taki zasięg, jak pandemia koronawirusa, a długofalowo może mieć jeszcze boleśniejsze skutki. Amerykańskie dane (pochodzące z Centers for Disease Control and Prevention) wskazują, że w USA sama opieka medyczna nad osobami z otyłością pochłonęła w minionym roku 147 mld dolarów, zaś dodatkowe koszty związane ze spadkiem produktywności, zwolnieniami lekarskimi, sięgnąć mogły nawet 6,4 mld dol.

W raporcie „Over coming obesity: Aninitial economic analysis” badacze McKinsey Global Institute oszacowali, że światowa gospodarka z powodu otyłości traci rocznie… 2 BILIONY dolarów. To znacznie więcej niż wynosi wartość wszystkich produktów i usług wytworzonych przez polską gospodarkę przez trzy lata. Swoje zdanie na ten temat mają także eksperci ds. obronności. To oczywiste, skoro już co czwarty młody człowiek z powodu swej tuszy nie kwalifikuje się do służby wojskowej…

Raport grupy badawczo-konsultingowej Mission: Readiness (działającej przy think tanku Council for a Strong America w Waszyngtonie) wskazuje, że problem się nasila: w USA niemal trzy czwarte młodych mężczyzn w wieku 17–24 lat nie nadaje się do armii z przyczyn zdrowotnych. W przypadku 31 proc. potencjalnych rekrutów przyczyną jest zbytnia tusza i związane z nią choroby.

Chirurg bariatra kontra otyłość i… Covid-19!

Ponieważ choroby współistniejące warunkowane otyłością znacząco pogarszają szanse pacjentów na przejście zakażenia koronawirusem bez dramatycznych konsekwencji zdrowotnych (w tym zgonu), naukowcy z Cleveland Clinic, jednego z dwóch najlepszych szpitali w USA, postanowili sprawdzić, czy chirurgiczne usunięcie nadmiaru kilogramów (operacja bariatryczna) owe szanse zwiększa. Pionierskie badania wykazały, że tak – i to bardzo.

Między 8 marca 2020 r. a 22 lipca 2020 r. naukowcy poddali analizie 4365 pacjentów z pozytywnym wynikiem na SARS-CoV-2. Zidentyfikowali wśród nich 33, którzy przeszli wcześniej operację odchudzającą: dwudziestu z nich miało przeprowadzony zabieg rękawowej resekcji żołądka, a trzynastu – tzw. wyłączenie żołądkowo-jelitowe (Roux-en-Y Gastric Bypass).

Do grupy 33 zoperowanych wcześniej pacjentów bariatrycznych, w skali 1:10, starannie dobrano grupę pacjentów otyłych, którzy nie przeszli żadnych zabiegów wpływających na masę ciała. Na tej podstawie wyodrębniono 330 pacjentów z BMI powyżej 40 i z pozytywnym wynikiem testu SARS-CoV-2.

- Badanie jednoznacznie wykazało, że u pacjentów odchudzonych w wyniku operacji bariatrycznej doszło do poprawy zdrowia lub cofnięcia się takich chorób, jak cukrzyca czy nadciśnienie tętnicze, a w efekcie rzadziej trafiali oni do szpitali lub na oddział intensywnej terapii przed wystąpieniem zarażenia COVID-19. Z kolei w przypadku zakażonych koronawirusem, tylko 18 proc. pacjentów będących po zabiegu bariatrycznym i aż 42 proc. pacjentów z grupy kontrolnej (czyli bez zmniejszonej chirurgicznie masy ciała) wymagało hospitalizacji

– relacjonuje prof. Tomasz Rogula.

Co kluczowe: aż 13 procent otyłych (nie zoperowanych) zakażonych koronawirusem wymagało przyjęcia na oddział intensywnej terapii, 7 proc. zostało podłączonych do respiratora, a 2,4 proc. zmarło. U odchudzonych (zoperowanych) nie trzeba było podejmować tak intensywnych działań ratujących życie, a końcowe skutki zachorowania na covid nie były tragiczne, ani nawet specjalnie dramatyczne.

- Z badań Cleveland Clinic wyraźnie wynika więc, że pacjenci otyli, którzy przeszli operację bariatryczną, cieszą się lepszym zdrowiem i mogą dzięki temu skuteczniej walczyć z koronawirusem – kwituje profesor Rogula. Ma nadzieję, że w momencie ugruntowania wyników tych badań ów niewątpliwie znakomity efekt dopisany zostanie do długiej listy korzyści płynących z chirurgii metabolicznej. Już dziś figurują na niej tak przełomowe skutki, jak poprawa lub całkowite wyeliminowanie cukrzycy typu 2, lepsze wyniki w terapii nadciśnienia tętniczego, stłuszczeniowej choroby wątroby czy zespołów metabolicznych.

Paradoks pandemii: coraz więcej ludzi chce się pozbyć otyłości, a zarazem coraz więcej na nią cierpi

Odkrycie naukowców z Cleveland sprawiło, że zdecydowanie zwiększyła się liczba ludzi otyłych, którzy chcą się chirurgicznie pozbyć zbędnych kilogramów. To logiczne, skoro wiarygodne badania naukowe oraz brutalne dla otyłych statystyki ciężkich hospitalizacji i zgonów, wręcz krzyczą: odchudź się, bo nie robiąc tego ryzykujesz katastrofę.

- Niewątpliwie związek między otyłością a cięższym przebiegiem COVID-19 jest powodem, dla którego zauważamy wzrost liczby operacji odchudzających. Warto jednak wspomnieć, że w dobie pandemii COVID-19 poprawie uległy również bezpieczeństwo i skuteczność chirurgii bariatrycznej mierzone niskim odsetkiem powikłań. Dzieje się tak za sprawą szerszego wykorzystywania małoinwazyjnych metod przeprowadzania operacji, jak laparoskopia czy system wsparcia chirurgicznego w postaci robota da Vinci – wyjaśnia profesor Rogula.

Zabiegi takie wiążą się nie tylko z mniejszym urazem chirurgicznym, ale też krótszą rekonwalescencją i szybszym powrotem do aktywności życiowych i zawodowych. Nie ma też po takiej operacji szpecącej blizny.

Profesor ubolewa, że część środowiska bariatrycznego w dobie pandemii odłożyła zabiegi „na lepsze czasy”, czyli po ustąpieniu zarazy. Osobiście uważa to za błąd, tym bardziej, że nie można dziś wykluczyć kolejnych fal zakażeń koronawirusem. A wtedy otyli pacjenci ponownie znajdą się w grupie radykalnie zwiększonego ryzyka. Tymczasem przy zachowaniu wszelkich rygorów bezpieczeństwa, przy wsparciu najnowszych technologii, można im pomóc, wydatnie zwiększając szanse nie tylko na lepsze, komfortowe (i zasadniczo dłuższe) życie, ale i uniknięcie tragicznych skutków zakażenia covidem.

- Pomimo trwającej pandemii, jako lekarz chciałbym, aby pacjenci z otyłością mieli świadomość, że przeprowadzenie bezpiecznej procedury, która poprawia, a czasami wręcz ratuje ich życie, jest w pełni możliwe

– podkreśla profesor.

Zastrzega przy tym, że co prawda chirurgia bariatryczna to najskuteczniejszy sposób leczenia ciężkiej otyłości, ale nie można w niej widzieć cudownego lekarstwa na problemy pacjenta związane z morderczym nadmiarem kilogramów.

- Pacjenci rozważający operację bariatryczną powinni być zdeterminowani do wprowadzania zmian w swoim zachowaniu - na całe życie. Chodzi tu o zdrowe nawyki żywieniowe i aktywność fizyczną w celu utraty wagi i utrzymania jej po operacji. To absolutny fundament – mówi z naciskiem lekarz.

Do wszystkich, którzy są od dawna na złej drodze - ku otyłości - lub zaczęli nią podążać w czasach pandemii, apeluje, by z niej jak najszybciej zeszli. A najlepiej – zbiegli w podskokach. Wiosna – i opadanie fali pandemii – znakomicie temu sprzyja.

Zbigniew Bartuś

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.