Choć sama przez wiele lat zmagała się z otyłością, dziś jej „Program Przemian” pomaga schudnąć tysiącom osób. W warsztatach Moniki Honory uczestniczyły także białostoczanki.
Patrzę dziś w lustro i jestem dumna, patrzę i czuję się spełnioną kobietą - opowiada z uśmiechem 38-letnia Monika Honory. - To nie była tylko przemiana fizyczna, ale musiałam bardzo dużo psychicznie nad sobą pracować. A łatwiej odchudzić ciało niż psychikę.
Teraz jest szczupła, uśmiechnięta i bardzo pewna siebie. Zanim jednak udało jej się zrzucić 40 kg, przeszła bardzo długą i męczącą drogę...
Diety cud nie przyniosły cudu
- Urodziłam się jako dziecko z prawidłową wagą. Mój pierwszy rok życia nie wskazywał, że w przyszłości będą z nią jakiekolwiek problemy - opowiada Monika. - Natomiast to, co było od samego początku charakterystyczne, to mój apetyt i chęć próbowania wszystkiego. Absolutnie byłam rozkochana we wszystkich nowych smakach i z przyjemnością je kosztowałam.
Jej zamiłowanie do jedzenia początkowo bardzo cieszyło rodziców i babcię, jednak do czasu. Gdy problem wagi stawał się coraz bardziej widoczny, wtedy rodzice zaczęli kontrolować sposób odżywiania się córki. Już na początku szkoły podstawowej pojawiły się sugestie ze strony szkolnej pielęgniarki dotyczące zbyt wysokiej wagi małej Moniki. Wówczas zaczęły się pierwsze wizyty w poradniach dietetycznych i dodatkowe zajęcia sportowe.
- Im więcej ważyłam, tym mniej lubiłam aktywność fizyczną, bo ona mi po prostu przeszkadzała. Była dla mnie krępująca, a nawet bolesna - wyjaśnia 38-latka.
Najpierw jej walka z nadprogramowymi kilogramami toczyła się pod okiem rodziców. Później dorastająca Monika sama próbowała zmagać się z tym problemem, testując kolejne diety-cud. Począwszy od tych niskokalorycznych...
- Jadłam tylko 200 kalorii dziennie - wspomina z przerażeniem Honory. I przyznaje, że ten niechlubny sposób na szczupłą sylwetkę bardzo mocno odbił się na jej organizmie: - Byłam bardzo osłabiona. Zaobserwowałam zaniki pamięci i problemy z koncentracją, do tego miesiączka wstrzymała się na kilka miesięcy.
Sięgała też po diety bardzo monotonne, ograniczające się do jedzenia tylko kilku składników. - Przez dwa tygodnie jadłam tylko gotowane jajka. Potem ktoś mi powiedział: „Monika, pomyliłaś się, to nie miały być jajka, tylko jabłka”. No to ja siup i znowu przez dwa tygodnie tylko jabłka... To był jakiś koszmar! - śmieje się dziś kobieta.
Były też tabletki na pobudzenie metabolizmu, które tak naprawdę zaspakajały jedynie uczucie głodu i ze zdrowym odchudzaniem niewiele miały wspólnego. I tak, jak każdy ze sposobów testowanych przez Monikę, przynosiły ten sam efekt - jo-jo. Zniechęcona jedynie chwilowymi spadkami wagi i bliska depresji kobieta już prawie przyzwyczaiła się do swoich 104 kg przy wzroście 165 cm.
Nie poddała się jednak, podjęła ostatnią próbę w życiu.
Przyjaciółka sprowadziła ją na ziemię
Przełomowy moment nastąpił podczas sylwestrowego balu w 2012 roku, który Monika spędzała wraz mężem i przyjaciółmi w przepięknym, nadmorskim hotelu.
- I wtedy moja przyjaciółka Justyna, z którą nie widziałam się przez kilka miesięcy, powiedziała: „Wiesz, tak patrzę na ciebie i wydaje mi się, że trochę ostatnio przytyłaś” - wspomina. - Proszę sobie wyobrazić: ja wtedy w pięknej balowej sukni szytej na miarę w dużym rozmiarze, eleganckiej - fryzurze, makijażu... Naprawdę chciałam wyglądać tego wieczoru wyjątkowo! I usłyszałam takie słowa...
Monika natychmiast próbowała zmienić ten jakże niewygodny dla niej temat, jednak przyjaciółka nie dała za wygraną i odwołała się do emocji, które towarzyszyły Monice, kiedy udawało jej się na chwile - miesiąc, dwa- schudnąć na którejś z diet.
- Zaczęła do mnie mówić: „A pamiętasz, jak chodziłyśmy na zakupy i kupowałaś to, co się tobie podobało, a nie to, co akurat było w twoim rozmiarze” - wspomina. - „A pamiętasz, jak mogłyśmy przetańczyć całą noc do białego rana i nie narzekałaś na opuchnięte nogi... A pamiętasz, jak mężczyźni na ciebie patrzyli”...
Po tej rozmowie zabawy i dobrego humoru już nie było, ale pojawiło się coś znacznie ważniejszego - decyzja!
Schudnąć bez diety
To główny cel, jaki postawiła przed sobą Monika. Gdy wróciła do Warszawy, wiedziała jedno - schudnie! Choć jeszcze nie miała pojęcia, jak to uczynić.
Pierwszym krokiem było lustro. Postawiła je przed sobą i zaczęła się w nim przeglądać. - To bardzo trudne, bo osoby otyłe nie lubią luster - wspomina Honory. - Po pierwsze dlatego, że widzą, jak wyglądają, a bardzo często nie akceptują swojego wyglądu. A druga rzecz - lustro obnaża nasze słabości. Jeżeli słabością naszą jest otyłość, to my właśnie patrzymy jej prosto w oczy.
Na patrzeniu się nie skończyło, zaczęła do niego mówić: „Jest jedyna osoba na świecie, która jest wstanie tobie pomóc i ta osoba jest właśnie w tym lustrze”.
- Wtedy poczułam siłę, to był taki moment, w którym dałam prawo zaufać sobie, swojej intuicji i swojemu rozumowi - wyjaśnia. Następnie postanowiła dowiedzieć się, co było źródłem jej wcześniejszych niepowodzeń. Jak się okazało, to nie samo stosowanie się do diet, ale to, co po ich zakończeniu następowało, czyli efekt jo-jo. Zaczęła więc szukać odpowiedzi u lekarzy, na różnych konsultacjach, a także bazując na własnych doświadczeniach.
- To trochę trwało - przyznaje. - Ale w końcu zebrałam całą masę odpowiedzi, które zaczęłam łączyć w jedną całość i tak powstała baza do mojego programu.
Główne jego założenia to koniec z liczeniem kalorii, obsesyjnym ważeniem i monotonią w diecie. A królowymi jej odżywiania zostały zupy.
- Odchudzanie nie polega na tym, ile dokładnie zjemy, ale w jakiej formie podamy posiłek - wyjaśnia 38-latka. - Ważne, żeby to było delikatne i w miarę lekkostrawne. A rzeczy półpłynne są najłatwiejsze do strawienia dla organizmu i najlżejsze dla naszych jelit.
Aby dostarczać organizmowi potrzebnych witamin, jadła też owoce. Wydaje się monotonne? Nic bardziej mylnego!
- Mogłam jeść bardzo różnorodnie. Było mięso, ziemniaki, warzywa, ryby, podroby, kasze, ryże i nawet zupy na słodko - wymienia. Odżywiała się tak przez cztery miesiące. W tym czasie schudła aż 20 kilogramów. Później zupy zaczęła zastępować posiłkami stałymi i powoli zwiększała ilość kalorii. I, o dziwo, nadal chudła! Kolejne 20 kg straciła przez następnych sześć miesięcy.
- Mój organizm był tak oczyszczony, a metabolizm pobudzony, że organizm sam zaczął walczyć z nadmiarem moich kilogramów. Sam zaczął spalać tkankę tłuszczową - wyjaśnia. Zyskała nie tylko smukłą sylwetkę, ale także poprawiła jej się skóra, włosy, przemiana materii i uregulowały się miesiączki.
- I nawet krócej zaczęłam spać! - zaznacza. - Jak kiedyś potrzebowałam 9 godzin snu, tak teraz 6 godzin mi wystarczy.
Od tamtej pory w jej życiu zmieniło się bardzo wiele - podejście do siebie, ale też do innych. - Jestem mniej surowa i bardziej wyrozumiała dla siebie i otoczenia -mówi.
A cała droga, którą przeszła, pozwala jej zrozumieć wszystkich, którzy walczą z nadwagą.
- Trudno, żeby chudy zrozumiał grubego, tak jak osoba niepijąca nie może zrozumieć alkoholika - tłumaczy. -A ja byłam jeszcze do niedawna w tej otyłej skórze, więc wiem, co może nas spotkać, jakie pokusy, co nas może złamać, ale też, co nas może zmotywować i pociągnąć do przodu.
Od nadwagi do kariery
Jej spektakularnej przemiany nie dało się nie zauważyć. - Znajomi i przyjaciele od razu zaczęli to dostrzegać - opowiada Honory. - I tak to poszło w ludzi. Zaczęły zgłaszać się do mnie kolejne telewizje i kręcić programy
Bliscy bardzo zachęcali ją do tego, żeby otwarcie mówiła ludziom o swojej przemianie. Zyskała wielu fanów i zalała ją masa pytań i próśb o wskazówki. Z czasem jej prywatny sposób na smukłą sylwetkę zmienił się w prawdziwy Program Przemian.
- W dużej mierze jest ona motywacyjna, ale przede wszystkim ma na celu doprowadzenia czytelnika do takiego momentu zawieszenia, analizy, zrozumienia, że to nie ma być kolejna dieta w jego życiu - wyjaśnia. Później powstały dwie książki z przepisami na zupy. Pierwsza to „Zupy sycące, ale nietuczące”, druga - „Zupomania - schudnij zdrowo z Moniką Honory”. W obu znajduje się po 45 przepisów na zupy - śniadaniowe, obiadowe i kolacyjne. W ostatniej książce „Dziennik Przemian” jest wiele afirmacji, złotych myśli, refleksji.
Monika prowadzi także konsultacje - telefoniczne i osobiste - podczas których osoba odchudzająca się poznaje szczegóły programu. Honory odwiedza też miasta w całej Polsce, gdzie spotka się z „zupomaniakami”. Takie warsztaty przeprowadziła też 31 marca miała w Białymstoku.
- Dziś odchudza się ze mną około 2,5 tysiąca ludzi. Jednak dużo jest i takich osób, o których nie wiem - mówi Monika. - Chociażby w Białymstoku poznałam osoby, które mają już swoje sukcesy, a ja nawet o nich nie wiedziałam.
Honory motywuje także w internecie - do jej grupy na Facebook’u „Zupomania” należy już prawie 50 tys. osób. W grupie można zobaczyć przemiany „zupomaniaczek”, zasięgnąć porad na temat odchudzania, a także poznać kilka przepisów na pyszne zupne dania.
Monika Honory
(ur. 18 czerwca 1979 roku w Warszawie) - holistyczny ekspert ds. żywienia. Przez wiele lat prowadziła firmę na rynku SPA. Była też dystrybutorem kosmetyków, trenerem masaży relaksacyjnych, a także uczyła zarządzania SPA. Jest twórczynią metody odchudzającej „Program Przemian wg Moniki Honory”. Wydała cztery książki o tematyce odchudzającej: „Zupy sycące, ale nietuczące” oraz „Zupomania - schudnij zdrowo z Moniką Honory” , poradnik „Przygotowanie do odchudzania” oraz „Dziennik Przemian”. Aktualnie prowadzi warsztaty i konsultacje dietetyczne. Do jej grupy na Face-booku - „Zupomania” należy prawie 50 tys. osób.