Miejska kolej
W porównaniu do innych miast Białystok pod względem infrastruktury komunikacyjnej wygląda jak ubogi krewny.
Nie mamy metra, kolei podmiejskiej, tramwajów, trolejbusów. Historycznie były jeszcze dorożki, a jeszcze wcześniej tramwaj konny, ale tych czasów to już chyba nie pamiętają najstarsi białostoczanie, co najwyżej wspominają o nich historycy. Współcześnie jesteśmy skazani na autobusy i taksówki.
Co jakiś czas odżywa idea szybkiej kolei miejskiej. Tak, by można byłoby dojechać pociągami do takich stacji jak Lewickie, Białystok Fabryczny, Wasilków, Starosielce, Bacieczki, Fasty, Niewodnica, Klepacze. Do tej pory pomysł ten rozbijał się o brak pieniędzy. Z jednej strony potrzebne były one na modernizacje torów, z drugiej na połączenia kolejowe. Ponadto wymagałoby to współpracy na linii samorząd gminy (Białystok)-wojewódzki (sejmik)-rząd (kolej). A to u nas często idzie jak po grudzie. Dobitnym przykładem jest lotnisko, a raczej jego brak. Zresztą przez lata to chyba PKP była najdalej od idei modernizacji kolei w Podlaskiem. Szybciej pozbywała się dworców i kas biletowych na małych stacjach niż myślała je modernizować.
Teraz ma być inaczej, bo PKP wzięła się za remont torów. Już nie tylko na Rail Baltice, ale do Czeremchy czy Ostrołęki. Być może przy tej okazji skapnęłoby jeszcze coś na kolej miejską? Choć najlepszy czas na taki tabor był w poprzedniej epoce. W końcu to przy torach zlokalizowane były wielkie zakłady przemysłowe. Dziś po nich zostało wspomnienie, a biznesy są bardziej rozproszone. Z drugiej strony warto popatrzeć na Gdańsk. Skoro po zmianach kolejka miejska się tam ostała i rozwinęła, to może i u nas byłoby podobnie?