Urodziła się w Petelewie. Dziś po tej liczącej niegdyś kilkanaście domów miejscowości nie ma już śladu, nawet na mapie. - Proszę zobaczyć, czy tam nie było pięknie? - pani Maria pokazując sielankowe fotografie
Urodziła się w Petelewie. Dziś po tej liczącej niegdyś kilkanaście domów miejscowości nie ma już śladu, nawet na mapie. Gdy była w rodzinnych stronach miejsca po sadybach przodków wskazywały tylko stare drzewa owocowe i krzewy kaliny. Jak mówi ta wieś istnieje już tylko w ich sercach. Wszyscy petelewianie zamieszkali w Białkowie.
- Proszę zobaczyć, czy tam nie było pięknie? - pani Maria pokazując sielankowe fotografie. Ludzie na dziwnych, jakby niezgrabnych łodziach, którymi przewożone były także konie, bydło. - A gdy po deszczu podnosi się mgła i czuć ten zapach... Śpiew ptaków. Mój dziesięcioletni wnuczek powiedział mi, że tam jest tak pięknie, iż chciałby na Polesiu zamieszkać. Nie powiem, wzruszyłam się.
Pani Maria z nieukrywaną dumą oprowadza gości po swoim królestwie, niewielkim muzeum zorganizowanym w wiejskiej świetlicy. Pokazuje lniany ruczniczek (ręcznik) z posagu jej mamy. Pięknie wyszywany z inicjałami. Jednym tchem także wymienia potrawy, które pamięta z dzieciństwa, i które nadal stara się gotować. Jest zatem jej ulubiona kasza jaglana na mleku z płatkami masła, toukienia (zapiekane w glinianej misie tłuczone ziemniaki ze skwarkami), smażony biały ser, czy ziemniaki zapiekane z mięsem.
Obok garnki drutowane przez prawdziwego fachowca, hładyszka (naczynie na mleko), trepaczka (trzepaczka do lnu). Zresztą słownik polesko-polski może być całkiem okazały. Mamy zatem towkacz (tłuczek do ubijania kapusty w beczce), czyhun (garnek żelazny), hrubę (piec do ogrzewania pomieszczeń mieszkalnych), kozub (plecione naczynie w kształcie dzbanka), czuczeło (straszydło), knichę (czajka) i wreszcie potaskuchę (pani o niezbyt dobrej reputacji).