Marek Tomków z Naczelnej Rady Aptekarskiej: "To rząd musi zadbać o bezpieczeństwo lekowe"
O tym ile leków brakuje, co jest tego powodem oraz szansach na rychłą poprawę sytuacji mówi Marek Tomków, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej i prezes Opolskiej Okręgowej Rady Aptekarskiej.
Kryzys lekowy w Polsce trwa od kilku tygodni. Na liście braków jest pół tysiąca lekarstw na podstawowe problemy zdrowotne Polaków. W trudnej sytuacji znaleźli się chorujący na cukrzycę, astmę, nadciśnienie tętnicze, choroby tarczycy. Minister zdrowia ogłosił - późno, bo późno - ale mobilizację wszelkich służb. Czy jest już lepiej?
Myślę, że nie. Po pierwsze części leków brakuje od wielu lat i tutaj sytuacja absolutnie nie uległa poprawie. W przypadku zaledwie kilku pozycji na rynek wrzucono dostawy, zresztą spodziewane od wielu tygodni, które pozwoliły na chwilę załatać dziury. Trochę wygląda to tak, jakby ktoś kredyt hipoteczny próbował spłacić chwilówką. Nie ma w tej chwili żadnego zapewnienia kolejnych dostaw. W hurtowniach praktycznie są pustki. Wiele aptek nie dostało tych leków, na których im zależało. Do tego dokłada się niepokój pacjentów, którzy boją się, że nie kupią niezbędnych leków, dlatego jak tylko mogą, starają się zdobyć więcej recept i kupować lekarstwa na zapas, żeby się zabezpieczyć. To wszystko sprawia, że trudno uznać sytuację za rozwiązaną. Tym bardziej, że przyczyny braku kilkuset leków należy upatrywać we wstrzymaniu produkcji w chińskich fabrykach, w związku z czym rozwiązaniem kryzysu, który dotknął nie tylko nas, ale i całą Europę, byłoby wznowienie produkcji przez Chińczyków, dostarczenie tych substancji do producentów leków, następnie wyprodukowanie tych leków i wprowadzenie ich na rynek. Każdy chyba rozumie, że to jest kilkumiesięczny proces.
Sytuacja przybrała takie rozmiary, że człowiekowi przychodzą do głowy najbardziej nieprawdopodobne teorie, także spiskowe. Czy jest ktoś zainteresowany tym, żeby problem się pogłębiał?
Nie ma takich osób, ani instytucji, które wygrywałyby na tym problemie. Leków potrzebują pacjenci i farmaceuci, a firmy farmaceutyczne chcą je sprzedawać. Nie ma nikogo, kto byłby zainteresowany trwaniem kryzysu.
Na pewno nie jest nim zainteresowany rząd, na trzy miesiące przed wyborami. Władzy potrzebny jest sukces i to szybki. Pewnie dlatego najpierw zaprzeczano, by był jakiś poważny kryzys, a teraz ogłoszono, że - to czego nie było - już się kończy. Tymczasem pacjenci wciąż krążą od apteki do apteki w poszukiwaniu wielu leków. I nieraz dowiadują się, że to co ratuje im zdrowie jest, ale w ościennym województwie, albo na drugim końcu Polski.
Trudno mi oceniać komunikaty wysyłane przez Ministerstwo Zdrowia. My, farmaceuci, niestety nie umiemy patrzeć na tę sytuację z takim optymizmem, jak minister.
Faktycznie trudno o optymizm, gdy czyta się np. listę 10 zagrożonych dostępnością leków ogłoszoną przez firmę Neuca, hurtownika, który zaopatruje 30 procent rynku. Na tej liście jest pięć leków na cukrzycę, dwa na nadciśnienie i choroby krążenia, nadkwaśność i niedoczynność tarczycy. Euthyroxu, o którym minister zdrowia mówił, że już po chwili załamania wraca na apteczne półki, właściwie nie ma. 15 lipca zapas u dystrybutora wynosiła 3,7 tysiąca sztuk.
Taki zapas wystarczy dla kilku, kilkunastu dużych aptek. Już tylko te dane pokazują, że ministerstwo robi dobrą minę do złej gry. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja z lekiem, który bierze w Polsce tysiąc ludzi - takie braki szybko można uzupełnić - a co innego, gdy lek bierze 800 tysięcy pacjentów. Jego brak to już nie jest drobny kłopot. Neuca pokazała listę dziesięciu zagrożonych dostępnością leków, ale mogła pokazać więcej. Istotą problemu jest co innego. Brak leków w hurtowni oznacza, że skończyły się one u producenta. A zapasy u producenta nie są robione na tydzień czy dwa, ale często na kilka miesięcy. Jeżeli dany lek się kończy, to może oznaczać - może, lecz nie musi - że właśnie skończyły się zapasy wielomiesięczne. A wznowienie produkcji to nie jest kwestia 24 godzin, lecz co najmniej kwartału.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień