- Z dnia na dzień jest mocniejsza, nabiera sił - cieszy się mama po operacji Olgi. I z córką dziękuję Czytelnikom „GL”. - Bardzo! - mówią.
Po operacji w Niemczech mała Olga od kilku tygodni jest już w domu. - Nabrała kolorków, zniknęły sine usta i paluszki. Ma więcej sił, chodzi sama, nie męczy się tak szybko - cieszy się pani Aneta. Olga mówi, że w końcu może biegać i skakać, a w wakacje chciałaby wybrać się nad morze. We wrześniu pełna wigoru wróci do przedszkola.
- Na tę chwilę kolejna operacja nie jest potrzebna. Olga bierze leki, jest pod kontrolą kardiologa. Bardzo się cieszymy, bo długo na to czekaliśmy. Udało się dzięki pomocy wielu dobrych ludzi. Jesteśmy Wam wszystkim ogromnie wdzięczni - mówiła w naszej międzyrzeckiej redakcji mama dziewczynki, zwracając się również do Czytelników „GL”.
Olga z radością wspomina koncerty, które dla niej zorganizowały miejscowe zespoły. Jeszcze niedawno zapewniała, że sama chciałaby błyszczeć na scenie. Jej plany uległy jednak zmianie. - Chciałabym być klaunem i rozśmieszać chore dzieci. Albo lekarzem, który naprawia serduszka - zdradza pięciolatka. Na pożegnanie od lekarzy w Niemczech dostała zestaw małego medyka, a nawet... zaproszenie na praktyki lekarskie.
Doktor był super
- W szpitalu było bardzo fajnie. Codziennie przychodził do nas klaun, który bardzo mnie rozśmieszał. Pan doktor też był super, robił śmieszne miny - opowiada dziewczynka. Gdy otworzyła oczy po operacji, rodzice byli już przy niej.
Operacja się udała i z dnia na dzień, serce dziewczynki biło coraz mocniej. - Celem było odciążenie serca i dotlenienie płuc. Wszystko poszło po myśli lekarzy. Nasza Olga powoli nabierała sił i po czterech dniach wstała już na własne nogi - mówi nam uśmiechnięta mama. Dodaje, że córeczce wcale nie spieszyło się do domu. - Gdy lekarz podczas obchodu powiedział, że następnego dnia możemy wyjść, rozpłakała się. Tak jej się podobało, że nie chciała wracać - śmieje się pani Aneta.
- Wcale się nie bałam. Dostałam nawet nagrodę za to, że byłam dzielna - mówi z dumą rezolutna pięciolatka.
Życie z połową serca
- - Nasze dziecko jest jak tykająca bomba - powiedzieli w zeszłym roku naszym Czytelnikom „GL” Aneta i Marcin Darmograj, rodzice Olgi. O wadzie serca długo wyczekiwanego pierwszego dziecka dowiedzieli się w szóstym miesiącu ciąży. Śmiertelność w tego typu przypadkach była szacowana na 70-80 proc. Dzień narodzin Olgi w sierpniu 2011 r. był początkiem walki o jej zdrowie i życie. Dziewczynka urodziła się z połową serduszka. - Po urodzeniu widzieliśmy ją może przez pół minuty - opowiadała mama Olgi.
- Pierwszą operację Olga przeszła w piątej dobie życia. 2012 był rokiem niezliczonych badań, zastrzyków, znieczuleń. Olga traciła apetyt, przesypiała całe dnie i z trudem się uśmiechała. Kolejną operację, 13-godzinną, przeszła w 2013 r. Następną w 2014 r. Konieczna była jeszcze jedna. W 2015 r. Olga została zakwalifikowana na operację w Niemczech. Koszt: 145 tys. zł. - Musimy zebrać w tak krótkim czasie tak ogromną kwotę, ale sami nie jesteśmy w stanie - mówili rodzice. Pomogli m.in. Czytelnicy „GL”!