Opr. Dariusz Dziopak

Leopold Lis-Kula, dzielny "chłopiec Piłsudskiego". Legendarny już za życia stał się symbolem walki o wolną Polskę

Wojskowy szlak płk. Leopolda Lisa-Kuli i jego wojenne dokonania stały się kanwą dla wielu opowieści, pieśni i legend. Fot. Wikipedia Wojskowy szlak płk. Leopolda Lisa-Kuli i jego wojenne dokonania stały się kanwą dla wielu opowieści, pieśni i legend.
Opr. Dariusz Dziopak

Data urodzin Leopolda Lisa-Kuli nabiera rangi symbolu. 11 listopada 1918 roku, kiedy rodziła się niepodległa Polska, obchodził swoje 22. urodziny. Pewnie wtedy nie świętował, bo ciągle walczył. W potokach krwi kształtowały się granice wybijającego się na niepodległość kraju na wschodzie. Niespełna pół roku później popłynęła także krew młodego Leopolda.

W nocy z 6 na 7 marca 1919 r. niespełna 23-letni pułkownik poprowadził polskie wojska przeciwko Ukraińcom zajmującym miasto Torczyn. Ten bój okazał się dla niego ostatnim. Leopold Lis-Kula, ulubieniec Józefa Piłsudskiego, zmarł kilka godzin po zwycięskiej bitwie z upływu krwi. Wolną Polską cieszył się zaledwie 4 miesiące.

***

Leopold Lis-Kula urodził się 11 listopada 1896 r. w Kosinie pod Łańcutem jako czwarte dziecko Tomasza i Elżbiety Kulów. Ojciec pracował na kolei, był urzędnikiem, wychowywaniem dzieci zajmowała się matka. W rodzinie kultywowano tradycje patriotyczne, pradziadek Leopolda był powstańcem styczniowym. W 5. roku życia Leopold poszedł do szkoły w Kosinie, a kiedy Kulowie przenieśli się do Rzeszowa, zaczął uczęszczać do II Państwowego Gimnazjum CK w Rzeszowie [dzisiaj II Liceum Ogólnokształcące im. Leopolda Lisa-Kuli].

Zamiłowanie jego do wiedzy historycznej było ogromne, do jedzenia nie można go było oderwać od książek, a już rozszarpanie Polski nie było mu obojętnym

- tak opisywała syna Elżbieta Kulowa.

Interesował się szczególnie historią, geografią, matematyką. Z innymi przedmiotami bywało gorzej, czasem zdarzało mu się wagarować, ale - jak zanotowali jego biografowie - czasu poza szkołą nie marnotrawił, bo uciekał z lekcji, żeby np. w Olszynkach nad Wisłokiem założyć tajne stowarzyszenie gotujące się do walki o Polskę.

W 1911 roku wstąpił do ruchu skautingowego. I gdy do Rzeszowa przyjechał twórca polskiego skautingu. Andrzej Małkowski, młody Leopold mu się pochwalił: „Druhu Andrzeju, my czytamy „Skauta” i siedmiu z nas już założyło patrol „Lisów”.

- Jak się nazywasz? - dopytywał Małkowski.- Kula, ale chłopaki wołają na mnie Lis. Mówią, że jestem bystry i chytry jak lis!” - tak opisał to spotkanie druh Aleksander Kamiński.

Szkolne przezwisko Leopolda z czasem na stałe zrosło się z jego nazwiskiem.

W roku 1912 Leopold Lis-Kula został członkiem Związku Strzeleckiego. Służbę w organizacji, będącej zalążkiem Legionów, poczuwał sobie za wielki honor, ale i obowiązek. Już rok później zdolności młodego strzelca dostrzegł sam Piłsudski. Publicznie pochwalił go za niezwykle udany manewr oskrzydlający przeprowadzony podczas ćwiczeń.

Zanim strzelec Piłsudskiego poświęcił się walce o polską sprawę z bronią w ręku, odbył z wyróżnieniem tajny kurs oficerski w Zakopanem. Zaraz też awansował w szeregach Strzelca, został zastępcą komendanta okręgu rzeszowskiego związku. Już w wieku 16 lat widziano w nim w przyszłości najzdolniejszego oficera Legionów!

Kolega „Lisa”, Stefan Przyboś, zanotował, że na zakończenie roku szkolnego w czerwcu 1913 roku młody zastępca komendanta Związku Strzeleckiego paradował niewinnie z małym karabinkiem, ku zdziwieniu i przerażeniu nauczycieli i dyrekcji II Państwowego Gimnazjum CK w Rzeszowie.

***

Po wybuchu I wojny światowej szlak bojowy Lis-Kula rozpoczął w szeregach I Kompanii Kadrowej. Wyróżnił się w bojach pod Kielcami, jako dowódca jednej z legionowych kompanii. Po awansie na podporucznika, w październiku 1914 roku zadziwił wszystkich, gdy w ciągu zaledwie kilkunastu dni zwerbował sobie kompanię ochotników z Łodzi.

Po bitwie po Krzywopłotami gruchnęła wiadomość, że zginął. Kamraci zauważyli bowiem, jak pędząc na czele swej kompanii, nagle upadł. Przerażeni popędzili dalej, a Lis-Kula nagle „ożył” i wkrótce dogonił atakujących. Okazało się bowiem, że to tylko pochwa od szabli przypadkiem zaplątał mu się między nogi.

Początkiem 1915 roku, gdy walki na froncie nieco ustały, młodzi legioniści mieli szanse na uzupełnienie wykształcenia. Był wśród nich Leopold Lis-Kula. Egzamin maturalny złożyli w Wadowicach.

A potem młody oficer wsławiał się w kolejnych bitwach. Po letniej ofensywie uwalniającej Królestwo Polskie od Rosjan, jesienią walczył na Wołyniu. Dowodził VI batalionem, następnie 7 Pułkiem Piechoty Legionów. Jego brawurowe ataki docenili nawet sojuszniczy Niemcy, przyznając mu pruski krzyż żelazny drugiej klasy.

W grudniu pojechał na trzytygodniowy urlop do rodziny w Rzeszowie i pewnie wtedy zakochał się w Helenie, siostrze swojego kolegi Iranka Osmeckiego (legionista, członek POW, cichociemny, oficer Komendy Głównej AK, uczestnik powstania warszawskiego).

W lipcu 1916 r. w krwawej bitwie pod Kostiuchnówką „nadzwyczajnym męstwem i świetną inicjatywą bojową przyczynił się we wszystkie trzy dni bitwy do ocalenia batalionu i nawet całego 7 pułku od zagłady” - jak meldował jego dowódca kpt. Marian Kukiel.

***

Po kryzysie przysięgowym w 1917 r. Lis-Kula został internowany, a następnie - jako obywatel austriacki - wysłany na front włoski. Ranny podczas walk, po wyjściu ze szpitala nie wrócił do oddziału. W porozumieniu z Edwardem Rydzem-Śmigłym uczestniczył w organizowaniu terenowych struktur Polskiej Organizacji Wojskowej. Przedarł się przez front i dotarł do Bobrujska w Rosji (pokonał prawie tysiąc kilometrów), gdzie stacjonował I Korpus Polski, dowodzony przez generała Józefa Dowbora-Muśnickiego. Po kapitulacji przed Niemcami korpus musiał uciekać na Ukrainę. W Kijowie Kula, jako komendant naczelny POW na Ukrainie, organizował siatkę, tworzył polskie struktury, organizował dywersję, wszystko z myślą o przyszłych walkach na tym terenie.

***

11 listopada 1918 r., kiedy Leopold Lis-Kula obchodził 22. urodziny, niepodległa Polska stawała się faktem. Ale walki o kształt granic ciągle trwały. Już jako major odrodzonego Wojska Polskiego Lis-Kula zimę spędził na froncie. I znów wykazał się niezwykłym wojskowym talentem, czym zasłużył sobie na wniosek do odznaczenia go orderem Virtuti Militari.

Ostatni raz widział się z rodziną w Rzeszowie w lutym 1919 r. Jeszcze zdążył oświadczyć się Helenie Irankównie i pojechał do Warszawy, gdzie czekał komendant Piłsudski. Tutaj 10 lutego towarzyszył Naczelnikowi przy otwarciu pierwszego sejmu niepodległej Rzeczpospolitej. A gdy zaproponowano mu objęcie dowództwa 1 Pułku Piechoty Legionów, odmówił. Wolał wrócić na front...

***

Niespełna miesiąc później, 6 marca 1919 roku, wykrwawił się w zwycięskiej bitwie pod Torczynem. Kilkanaście godzin po śmierci Sztab Generalny WP awansował go do stopnia pułkownika.

Spoczął 16 marca 1919 r. w Rzeszowie. Żegnały go tłumy. Wcześniej oficera z najwyższymi honorami żegnano w Warszawie. Na jednym z wielu wieńców widniał napis: „Mojemu dzielnemu chłopcu - Piłsudski”.

Opr. Dariusz Dziopak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.