Kilkaset takich obozów powstało po wojnie z inicjatywy bezpieki. Gnębiono w nich Polaków i Niemców. Infrastrukturę przejęto od nazistów, ale miało być jak w sowieckich łagrach
Łambinowice na Opolszczyźnie. Na początku września 1939 r. Niemcy tworzą tam, a właściwie reaktywują - bo istniał już podczas wojny francusko-pruskiej - obóz jeniecki. Podczas II wojny św. przechodzi przez niego 300 tys. jeńców. Wedle szacunków niektórych historyków nie przeżywa nawet co trzeci. Końca ponurej historii Łambinowic nie przynosi wyzwolenie stalagu przez Armię Czerwoną w marcu 1945 r.
Tego samego roku po sąsiedzku obóz przejściowy, przekształcony później w obóz pracy - buduje Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Będą do niego trafiać m.in. Ślązacy i Niemcy, byli esesmani itp. Element niepewny Górnego Śląska. W lipcu 1945 r. pierwszym komendantem obozu zostaje Czesław Gęborski, 21-letni funkcjonariusz MO, wcześniej partyzant AL odbity z transportu do Auschwitz. Niedługo zabawił na tym stanowisku, nawet jak na standardy stalinizmu oskarżenie o strzelanie do więźniów, którzy chcieli gasić płonący barak, nie mogło przejść niezauważone przez przełożonych.
Zarzutów wobec komendanta Gęborskiego było sporo. Miał torturować więźniów, obciąć jednemu z nich nogę piłą, polecić strażnikom mordować codziennie 10 osób czy też pozwolić jednemu ze swoich ludzi przejechać ciężarówką po głowie osadzonego.
W akcie oskarżenia to były jednak w zasadzie incydenty. Głównym zarzutem było podpalenie niezamieszkanego baraku. Później Czesław Gęborski pod pretekstem pacyfikowania buntu miał własnoręcznie wystrzelać czterdzieści osiem osób, które miały gasić pożar. Podobno spacerował w bezpiecznej odległości od płomieni i „zatrzymywał przerażonych i rozbieganych ludzi jednym strzałem"
- tak o tragicznych zdarzeniach w Łambinowicach pisze Marek Łuszczyna w książce zatytułowanej „Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne”.
Gęborskiego nie udało się osądzić ani w dobie komunizmu, ani już po upadku PRL-u. Podczas pierwszego procesu go uniewinniono, końca drugiego nie doczekał. Zmarł w 2006 r. w Opolu. Dosłużył się stopnia oficerskiego w SB.
Na kartach najnowszej książki Marka Łuszczyny pojawia się też inny dewiant, Salomon Morel, komendant najpierw obozu w Świętochłowicach-Zgodzie, a później Centralnego Obozu Pracy w Jaworznie. Za PRL-u odznaczono go m.in. Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Złotym Krzyżem Zasługi, a w 1996 r. oskarżono o ludobójstwo dokonane w obozie Zgoda. Zmarł w 2007 r. w Tel Awiwie, nieosądzony. Izrael odmówił wydania go Polsce. Takich sadystów jak Gęborski i Morel w powojennych obozach było znacznie, znacznie więcej...
Książka „Mała zbrodnia...” to nie jest monografia historyczna, choć autor zadał sobie trud dotarcia do źródeł i rozmów ze świadkami tych wydarzeń, mieszkającymi w Polsce i w Niemczech, m.in. bliskimi żołnierzy wyklętych, których komuniści też więzili w tych obozach. To sprawnie napisany reportaż historyczny, który - jak pisze historyk dr hab. Marcin Zaremba - „nie rości sobie praw do wyczerpującego jej opisania. To raczej rodzaj podróży w czasie (…)”.
Między 1945 a 1950 rokiem w Polsce działało dwieście sześć obozów pracy przymusowej oraz obozów koncentracyjnych, w których przetrzymywano Niemców, Ukraińców, Łemków i Polaków. Do ich stworzenia wykorzystano nienaruszoną infrastrukturę nazistowską, porzuconą przez wycofujące się załogi niemieckie. Podlegały Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego i Centralnemu Zarządowi Przemysłu Węglowego
- pisze Marek Łuszczyna. I to właśnie o nich jest ta opowieść.
Czy uprawnione jest używanie wobec nich określenia „polskie obozy koncentracyjne”? Tłumaczy to autor w jednym z rozdziałów książki. A w nocie wydawniczej czytamy: „»Mała zbrodnia« powstała z uczciwości względem naszej historii. Nie jest aktem oskarżenia wobec narodu polskiego, tylko próbą oddania sprawiedliwości ofiarom tych obozów. Ma przywrócić im najważniejsze… pamięć. Ta książka wypełnia treścią dotychczas puste sformułowanie »polskie obozy koncentracyjne«”.
Warto przeczytać „Małą zbrodnię” Marka Łuszczyny, poznać część historii Polski przemilczaną nie tylko w PRL-u i wyrobić sobie na ten temat zdanie.
Fragment książki:
- Co się dzieje w Świętochłowicach-Zgodzie? - pyta Mąka jednego z podległych mu ludzi. - Komendant daje wycisk szwabom w obozie. Ludzie u nas gadają, że obdziera ich ze skóry, ale to nieprawda, przesada, tylko taka figura, towarzyszu. Proszę nie wierzyć.