Krzysztof Szubzda: Władza wymiata
Każdy woli nadać psu imię niż wynieść po nim kupę, bo imię jest wiekopomne, a kupa tragicznie przyziemna. Władza też woli nadawać ulicom nazwy niż je odśnieżać czy utrzymywać. Remontując dziurawą ulicę zmienia się świat tylko na chwilę, zaś nadając jej nową nazwę - zmieniamy bieg historii na zawsze. I to nie ryzykując życia i rąk nie brudząc. Kto by tego nie lubił?
Dlatego od lat trwa nieustanny karnawał zmian nazw ulic. Ale tym razem robimy to już naprawdę porządnie, jak perfekcyjna pani domu, tak, że zniknie ostatni cień śladu po swądzie starej epoki. Na wszelki wypadek czyścimy nawet zwycięstwo z nazwy ulicy Zwycięstwa, bo nigdy nie wiadomo czyje to było zwycięstwo. Czyścimy partyzantów z ul. Partyzantów, bo wiadomo, że różni bywali partyzanci. Na Leśnej Dolinie zalęgli się jeszcze Powstańcy. Wiadomo, przeciwko czemu powstawali? Może powstali, bo ich dręczył głód i teraz myśl nowa blaski promiennemi i tak dalej... Z powstańcami, jak z partyzantami, nigdy nic nie wiadomo. A Proletariacka w samym centrum miasta? Przepraszam, że zachowuję się jak menda, która idzie za zamiataczem i pokazuje, gdzie jeszcze brudno, ale zróbmy to kochani raz, a dobrze.
Skoro zdrada może się czaić w ulicy Zwycięstwa, proponuję przyjrzeć się też ulicy Wiktorii. Wiktoria to też zwycięstwo, tylko po łacinie, czyli jeszcze gorzej. No i ulica Uśmiechów. Czyje to są uśmiechy? Mony Lisy? A może uśmiechy z wiersza Tadeusza Urgacza?
Kombajn się zżyma, kombajn stalowy
w tępym uporze zęby zacina -
już żujesz, bracie, ziarnko zwątpienia,
wtem nagle
czujesz uśmiech Stalina.
Widziałem w telewizji, jak przerażony chłopak mówił ten wiersz na jakiejś komunistycznej oficjałce. Żeby nie było, ja też z czerwonym goździkiem, deklamowałem kiedyś wiersz:
Kraju mój, kraju barwny
pelargonii i malwy,
kraju węgla i stali
i sosny i konwalii.
Dziś jeżdżąc po Sosnowej, Konwaliowej, Węglowej a przede wszystkim po Goździkowej, nawiedzają mnie wciąż duchy ponurej przeszłości. Myślę, że trzeba to też uprzątnąć. Jeśli nie teraz, to kiedy? A i jeszcze ulicę Gerberową. Gerbera to dla mnie żywszy symbol PRL-u niż generał Berling. Bo Berling kojarzy mi się przynajmniej z Citroenem, a gerbery tylko z 22 lipca.
Poza tym co robią w naszym mieście takie potworki jak Komunalna, Kubańska, Lubelska, Majowa, Robotnicza, Puszkina czy Świsłocka - przypominam, że Świsłocz oprócz pięknego, patriotycznego brzegu ma też ten drugi. No i jest jeszcze ul. Satelitarna, która jest dla mnie piekącym wspomnieniem, że byliśmy w kręgu sowieckich państw satelitarnych.
Wiem, co czują mieszkańcy tych ulic, bo sam się urodziłem się przy Waszkiewicza - strasznego generała z Białowieży. Cała moja droga do szkoły wiodła szlakiem komunistycznego żołdactwa: Gaskiewicz, Duracz, Janek Krasicki, Władek Wysocki. Wszyscy już zlikwidowani. Tylko kapitan Wysocki chichocze zdradziecko mamiąc nas swoim polskim nazwiskiem. A przecież wiemy, że walczył pod Lenino razem z Romanem Pazińskim, którego ulica zmieni się na Szwedzką. Może Wysockiego zmienić na Grecką? Mój kolega, który uwielbiał nadawać imiona kotom, jak radny ulicom, nazwał kiedyś swoje trzy kotki: Szwecja, Grecja i Mikcja. Dopiero po latach odkrył, że mikcja to pojęcie ze słownika urologicznego.
Ale zanim sprawdzicie, co to znaczy, przyznajcie, że brzmi pięknie. Więc może nazywajmy nowe ulice nazwami czynności życiowych: ulica Oddechu, Pulsu, Krążenia (Pogodna mogłaby się tak nazywać, bo zawsze tam długo szukam), ulica Ruchu (supernazwa dla ulicy w dużym mieście), Rozmnażania (to raczej mniejsza, zacieniona uliczka), Wzrostu (świetny adres dla szklanego biurowca), a nawet ulica Wydalania. Nikt nie musiałby tam mieszkać. To byłaby dojazdówka do miejskiego wysypiska. Takie nazwy zawsze będą poprawne politycznie, bliskie ludziom, no i oryginalne. A że Jaroszówka zawsze była oryginalna nadając swym ulicom nazwy Rumcajsa, Hanki i Plastusiów (myślałem, że był jeden Plastuś), to myślę, że bez problemu przemianuje ulicę Wysockiego na aleję Reakcji na Bodziec. Myślę, że to godne kapitana.