Kostek, czyli Wołodymyr Kostewycz chce z Lechem zdobywać trofea
24-letni Ukrainiec bardzo szybko aklimatyzuje się w stolicy Wielkopolski. Intensywnie uczy się też języka polskiego i angielskiego Chciał grać w Milanie, ale teraz bardziej podoba mu się gra Arsenalu
Jest trzecim Ukraińcem w Lechu Poznań. Kolejorz obserwował Wołodymyra Kostewycza przez półtora roku. Szef działu skautingu Tomasz Wichniarek przyznał, że choć klub szukał następcy Tamasa Kadara, starał się znaleźć zawodnika, który stylem gry nie będzie przypominał Węgra, lecz Szkota Barry’ego Douglasa.
- Potwierdziło się to, co o nim już wiedzieliśmy, że
lubi grać ofensywnie i hasać wzdłuż bocznej linii
- mówił po jego debiucie z Termaliką wiceprezes Piotr Rutkowski. Kostewycz błysnął już w pierwszym meczu. Miał zdecydowanie lepszy debiut niż Węgier, którego pierwsze występy w Kolejorzu były zdecydowanie poniżej oczekiwań Kibiców. W pojedynku z Piastem zaliczył pierwszą asystę. Zwrócił na siebie uwagę też prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, który pochwalił na Twitterze nowego obrońcę Kolejorza
Poza boiskiem Kostewycz to też przeciwieństwo Kadara. Dla Madziara Lech był trzecim zagranicznym klubem. Występy w Newcastle czy Rodzie Kerkrade sprawiły, że czuł się w Poznaniu jak światowiec. Stronił od kontaktów z mediami, ale swój status starał się podkreślać ekstrawaganckimi strojami czy drogimi sportowymi samochodami, które kilkakrotnie zmieniał podczas pobytu w Lechu.
Ukrainiec do tej pory występował tylko w Karpatach Lwów. To klub, który zwykle walczył o uniknięcie degradacji.
- W swojej karierze nic jeszcze nie wygrałem. Moim marzeniem jest zdobywać trofea, dlatego właśnie wybrałem Lecha - mówi skromnie Kostewycz, który w przeciwieństwie do Tamasa od początku pobytu w Polsce stara się uczyć naszego języka po to, by jak najszybciej zaaklimatyzować się w nowej drużynie i nie mieć problemów z komunikowaniem się w szatni z kolegami i trenerem.
- Trzy razy w tygodniu mam lekcje polskiego i angielskiego. Teraz już bardzo dużo rozumiem, mam jeszcze trochę problemów z mówieniem. Język polski nie jest dla mnie trudny, we Lwowie słyszy się go bardzo często, myślę więc, że szybko będę robił postępy. To było dla mnie dobre, że krótko po przyjeździe do Polski wyjechałem z drużyną na zgrupowanie na Cypr. Mogłem dobrze poznać chłopaków, a oni poznali też mnie. „Maki”, z którym mieszkałem w pokoju, rzeczywiście bardzo mi pomógł na początku. Zna rosyjski, więc starał mi się tłumaczyć to, czego nie rozumiałem. Ale
szybko poznałem podstawowe słowa i teraz nie ma dużej bariery językowej
Kosztował 300 tys. euro
Lech za Kostewycza zapłacił 350 tysięcy euro. To o 100 tys. euro mniej, niż kosztowali Tamas Kadar oraz Manuel Arboleda. Cena za Ukraińca jednak może wzrosnąć, bo podczas rozmów transferowych Karpaty wynegocjowały sobie dodatkowe bonusy, które mogą wynieść nawet 200 tys. euro. Wszystko zależy od tego, czy Lech awansuje do europejskich pucharów i jak daleko w nich zajdzie. Poznański klub zdecydował się jednak podjąć takie ryzyko, bo o Kostewicza pytały się już bogatsze kluby z Ukrainy czy Europy Zachodniej i trzeba było szybko podejmować decyzję.
- Od 1,5 roku negocjowaliśmy ten transfer. Właściciel jego karty zawodniczej długo nie chciał nam go sprzedać. Cały czas podbijał cenę. Prezes Klimczak musiał wziąć sprawy w swoje ręce i z szefem skautingu Tomkiem Wichniarkiem polecieli do Lwowa, by sfinalizować transfer. Udało się i jesteśmy z tego powodu zadowoleni - zdradził na antenie „Radia Markury” wiceprezes Piotr Rutkowski.
Być jak Szewczenko
Urodził się 23 października 1992 roku w Żółkwi, maleńkiej miejscowości niedaleko Lwowa.
- Piłka nożna towarzyszyła mi właściwie od dzieciństwa. Mój ojciec, Eugeniusz, był kapitanem drużyny. To był co prawda amatorski klub i nigdy nie liczył się nawet w okręgu, ale ojciec zabierał mnie na każdy niemal mecz. Najpierw byłem więc kibicem, a potem sam chciałem spróbować grać w piłkę. Idolem wszystkich chłopaków na Ukrainie był Andrij Szewczenko. Też marzyłem o takiej karierze. Moim ulubionym klubem był oczywiście Milan.
Często jako młody piłkarz wyobrażałem sobie, jak strzelam gola na San Siro, ale teraz kibicuję Arsenalowi
Jego pierwszym klubem był UFK Lwów. Z niego zimą 2010 roku trafił do Karpat Lwów. Ligowy debiut w ukraińskiej ekstraklasie zaliczył 19 listopada 2011 roku w wyjazdowym meczu z Chernomorstem Odessa, ale do pierwszego składu na dobre przebił się dopiero dwa lata później. W 93 spotkaniach dla Karpat zdobył pięć goli i zaliczył trzy asysty.
- Te liczby chcę poprawić w Poznaniu. Koledzy nie potrafili wykorzystać wielu moich dobrych podań i dlatego mój dorobek tak wygląda. Lech jest jednak drużyną, która lubi atakować i tych sytuacji po moich zagraniach na pewno będzie więcej - mówi Kostewycz.
Co jeszcze różni Lecha od Karpat?
- Na pewno
treningi nie tak ciężkie i monotonne jak na Ukrainie.
Tam przerwa zimowa trwa dwa miesiące i przez pierwszy miesiąc właściwie ćwiczy się bez piłki. Były takie obozy, gdzie po treningu trafiałem do hotelu i marzyłem tylko o tym, by się położyć na łóżku. Na Cyprze wszystkie treningi były z piłkami, a każde zajęcie było bardzo ciekawie zaplanowane. Nie ukrywam, że to mi się bardzo podobało - powiedział Ukrainiec.
Presji się nie boi
Jak przyznaje, nie boi się grać pod presją.
- Podczas prezentacji drużyny na placu Wolności cieszyłem się, że mimo tak złej pogody tak dużo ludzi przyszło, by nas zobaczyć. Cały zespół poczuł olbrzymie wsparcie. Lubię taką atmosferę, widać, że naszym kibicom zależy na dobrych wynikach i jak najlepszym miejscu na koniec sezonu. To mnie jeszcze bardziej mobilizuje - mówi.
Wołodymyr starannie przygotował się do pierwszego występu.
- Przed meczem z Termaliką obejrzałem sobie kilka fragmentów gry tej drużyny. Wiedziałem, jak grają, zobaczyłem, z kim przyjdzie mi rywalizować. Myślę, że byłem dobrze przygotowany do tego spotkania tak pod względem fizycznym, jak i psychicznym. Wiedziałem, co mnie czeka, ale nie spodziewałem się, że wygramy tak wysoko - mówi Kostewycz.
Czy to był trudniejszy mecz od tych na Ukrainie?
- Mam już trochę doświadczenia, grałem na Ukrainie z bardzo silnymi zespołami jak Szachtar Donieck, Dynamo Kijów czy Dnipro, więc trudno mówić o jakimś zaskoczeniu. Polskie zespoły przeciwko którym rywalizowałem do tej pory, grały w trochę innym stylu niż czołowe zespołu ukraińskie. Nastawione byli na kontratak, więc to my posiadaliśmy inicjatywę, częściej byliśmy przy piłce. Na Ukrainie grałem w wielu meczach, w których mój zespół zmuszony był do obrony. Karpaty nie były potentatem w lidze, więc często to nas cisnęli, tak jak my w Termalikę czy Piasta- mówi Kostewycz i dodaje, że
dla niego najbardziej liczy się to, że zespół wysoko wygrał.
- Zawsze jest dobrze zaczynać od zwycięstwa. Liczę, że jest to dopiero początek i w kolejnych meczach będziemy zdobywać trzy punkty.
Mieszkanie urządza dziewczyna
Poza klubem też czuje się dobrze.
- Znalazłem już mieszkanie, ale urządzać je będzie moja dziewczyna. Właśnie do mnie przyjechała i chce też poszukać w Poznaniu jakiegoś zajęcia. Jest informatykiem, skończyła Uniwersytet we Lwowie, więc myślę, iż znajdzie tutaj pracę - mówi „Kostia”, który
w wolnych chwilach lubi czytać książki i jak większość lechitów relaksuje się też podczas gry w FIFA.
- Podczas obozu na Cyprze nie miałem wielu okazji, by zaprezentować moje umiejętności w tej dziedzinie. Ale widząc, jak w grach komputerowych radzą sobie koledzy, to nie mam kompleksów - mówi.
Na razie jednak chce skoncentrować się przede wszystkim nie na wirtualnym futbolu, ale na prawdziwej piłce.
- Pierwszy mecz to już historia. Początek był fajny, ale teraz czekają nas dwa pojedynki wyjazdowe, które trzeba wygrać.
Atmosfera w drużynie jest bardzo bojowa, wierzymy w swoje umiejętności i chcemy potwierdzić, że jesteśmy dobrze przygotowani do wiosny.
Ja też mogę grać dużo lepiej niż przeciwko Piastowi - twierdzi Kostewycz, który został wybrany najlepszym piłkarzem tego meczu
Współpraca
Anastazja Bezduszna