Wołodymyr Kostewycz, czyli Barry Douglas w lepszej wersji ukraińskiej?
Lech Poznań wyszukał znowu „perełkę”? Pierwszy mecz Wowy był bardzo obiecujący. Wychowanek Karpat Lwów jest szybki, dobry technicznie i potrafi dokładnie dośrodkować.
Kosztował 350 tys. euro, grał dotychczas tylko w jednym klubie - Karpaty Lwów i już w pierwszym meczu w barwach Lecha pokazał, że może być dużym wzmocnieniem defensywy Kolejorza. -
Chcieliśmy mieć w zespole ofensywnie grającego lewego obrońcę. Liczymy na to, że spełni on nasze oczekiwania
- przedstawił Wołodymyra Kostewycza wiceprezes poznańskiego klubu Piotr Rutkowski.
Trzeci Ukrainiec w Lechu
Zimowy nabytek Lecha jest trzecim Ukraińcem, który zagra w niebiesko-białych barwach.
Pierwszego - Igora Kornijca - pamiętają na pewno starsi kibice Kolejorza. Był to defensywny gracz. Sprowadził go do Lecha w 1992 roku nieżyjący już Ryszard Górka, biznesmen handlujący paliwami. Ukrainiec oraz pozyskani wtedy też Zambijczyk Derby Mankinka i mający obywatelstwo USA Artur Wywrot byli pierwszymi obcokrajowcami w historii Kolejorza, którzy zdobyli tytuły mistrzów Polski. Co ciekawe, Kornijec nie był wtedy jeszcze obywatelem Ukrainy, ale Wspólnoty Niepodległych Państw. Górka zresztą procesował się o niego później z Lechem, uważając, że po drugim mistrzostwie sprzedano go za jego plecami i domagał się zwrotu 100 tysięcy dolarów.
O drugim Ukraińcu w barwach Kolejorza pamiętają już tylko ci, którzy pamiętają nazwiska piłkarzy, jacy „przewinęli” się przez Bułgarską po spadku z ekstraklasy w 2000 roku. Radosław Majchrzak, ówczesny prezes Lecha, czasem żartuje, że zwożono ich do Lecha autobusami, a trener Adi Pinter (też już nieżyjący) miał z nich sklecić drużynę, która szybko wywalczy awans. Tymczasem Kolejorz był o krok od spadku do III ligi, a jednym z graczy tego zespołu, co prawda bardzo krótko, był Wołodymyr Jaroszczuk.
Ma świetną lewą nogę
Wołodymyr Kostewycz na pewno jest piłkarzem o kilka klas lepszym niż jego ukraiński poprzednik w Kolejorzu. Już dziś można zaryzykować twierdzenie, że będzie z niego więcej pociechy niż z Seweryna Gancarczyka, który był ostatnim nabytkiem Lecha z ligi ukraińskiej.
- Ma świetną lewą nogę. Dysponuje bardzo dobrym uderzeniem , a do tego wyróżnia się motoryką i boiskową inteligencją
- mówi o swoim nowym podopiecznym Nenad Bjelica, trener Kolejorza. - Liczę na to, że będzie silnym punktem mojego zespołu, a jego dobra gra pomoże w osiąganiu dobrych wyników przez cały zespół - dodaje.
Lech obserwował Kostewycza przez półtora roku. Szef działu skautingu Tomasz Wichniarek przyznał, że starał się wyszukać zawodnika, który stylem gry będzie przypominał Barry’ego Douglasa. Tamas Kadar lewym obrońcą został bowiem trochę z przymusu, bo po sprzedaży Szkota brakowało zawodnika, który rozwiąże problemy na tej stronie defensywy. Węgier grał solidnie w obronie, ale w ofensywie nie dawał tyle ile Douglas. A Kostewycz nie tylko jest szybki, ale grywał często też w pomocy i lubi zapuszczać się pod pole karne rywali. Jak zdradził ostatnio Bjelica, zanim Lech rozpoczął z Karpatami Lwów rozmowy o transferze, bo Kostewycza obowiązywał jeszcze kontrakt z ukraińskim klubem, skontaktował się ze swoim kolegą, który w przeszłości współpracował z piłkarzem.
- Rozmawiałem o nim z Igorem Joviceviciem, który przez półtora roku był trenerem Karpat. Wowa miał u niego pewny plac, a mój kolega wypowiadał się o nim w samych superlatywach - powiedział Chorwat. Próbkę umiejętności Kostewycza kibice już mieli okazję zobaczyć. Podczas sparingu z Sokołem Kleczew Ukrainiec zaliczył efektowną asystę przy golu na 2:0. Dokładnie dośrodkował na głowę Pawła Tomczyka, który nie miał problemów z umieszczeniem piłki w siatce. Wowa pokazał, że umie też wykonywać rzuty wolne. W stylu Douglasa uderzył nad murem i zdobył swoją pierwszą bramkę dla Lecha. W końcówce zaliczył jeszcze drugą asystę przy trafieniu Dawida Kownackiego. Dzięki swojej technice, nawet na zmrożonym boisku, potrafił kreować kolegom sytuacje.
Lubi szachy i wędkowanie
Poza boiskiem Kostewycz to przeciwieństwo, pozyskanych przez Lecha wcześniej, Nicky Bille Nielsena czy Mihaia Raduta. Jest skromny, spokojny. Jak zdradził, wolny czas poświęca na czytanie książek czy grze na gitarze. Lubi grać w szachy, w internecie można znaleźć zdjęcie, gdy otwiera jeden z turniejów szachowych dla dzieciaków. Przyznał też, że wolny czas lubi spędzać na łonie natury, łowi ryby, kocha górskie wycieczki. W aklimatyzacji może pomóc mu też fakt, że pochodzi z wioski leżącej niedaleko polskiej granicy. Choć na razie nie próbował nawet rozmawiać z mediami, w innym języku niż rosyjski, z pewnością bardzo szybko opanuje podstawy polskiego.
Kostewycz nie kryje, że po kilku latach spędzonych w przeciętnym zespole z Lwowa, chciał trafić do drużyny, która walczy o coś więcej niż utrzymanie się w lidze.
- Z Karpatami to się nie udało. Ciężko nam było tam wygrywać, bo mieliśmy dużo mocniejszych finansowo i sportowo rywali. Dynamo, Szachtar czy Dnipro byli poza naszym zasięgiem. W Lechu jest zupełnie inna sytuacja. To czołowy polski klub, który ma ambicje być najlepszy. Myślę, że ten transfer to dla mnie krok do przodu - mówił Wowa, tuż po testach medycznych, które musiał przejść, zanim podpisał kontrakt z Kolejorzem.
Bilans do poprawienia
Lech za Kostewycza zapłacił 350 tysięcy euro. To o 100 tys. euro mniej niż kosztowali Tamas Kadar oraz Manuel Arboleda. Cena za Ukraińca jednak może wzrosnąć, bo podczas rozmów transferowych Karpaty wynegocjowały sobie dodatkowe bonusy, które mogą wynieść nawet 200 tys. euro. Wszystko zależy od tego, czy Lech awansuje do europejskich pucharów i jak daleko w nich zajdzie.
Poznański klub zdecydował się jednak podjąć takie ryzyko, bo o Kostewycza pytały się już bogatsze kluby z Ukrainy czy Europy Zachodniej i trzeba było szybko podejmować decyzję. Co prawda Wowa nie ma imponujących statystyk, bo w 93 meczach zdobył tylko pięć bramek i zanotował trzy asysty, ale jak sam mówi, te liczby chce poprawić w Poznaniu.
- Koledzy nie potrafili wykorzystać wielu moich dobrych podań i dlatego mój dorobek tak wygląda. Lech jest jednak drużyną, która lubi atakować i tych sytuacji po moich zagraniach na pewno będzie więcej. W swojej karierze nic jeszcze nie wygrałem, a marzeniem jest zdobywać trofea. Dlatego właśnie wybrałem Lecha - mówi Kostewycz.