Koronawirus zostanie w Polsce przez kolejne miesiące. Szczyt zachorowań dopiero nadejdzie, czy szpitale są gotowe? [ROZMOWA]
O koronawirusie na świecie mówi się już od grudnia ubiegłego roku. Pierwsze zakażenia w Polsce pojawiły zaledwie miesiąc temu. Jak długo jeszcze potrwa epidemia w naszym kraju? Czy na pewno jesteśmy na nią przygotowani? I kiedy możemy spodziewać się szczepień lub leków przeciwko koronawirusowi? Na te pytania odpowiada doktor Tomasz Ozorowski, mikrobiolog, były prezes Stowarzyszenia Epidemiologii Szpitalnej i przewodniczący Zespołu Kontroli Zakażeń Szpitalnych.
Jak długo jeszcze będziemy mówić o zakażeniach koronawirusem w Polsce?
Symulacji jest wiele. Jeżeli rzeczywiście uda nam się zahamować zachorowania w tej chwili, czyli dokonać tzw. spłaszczenia krzywej, to osiągniemy cel taki, że nie przeciążymy systemu służby zdrowia i szpitale nie będą przeładowane pacjentami. Ale problem będzie trwał dłużej. Jak długo? Trudno przewidzieć, ale myślę, że na pewno będzie trwał jeszcze przez miesiące.
Czytaj też: Poznań: Czy miasto zapewni noclegi pracownikom medycznym walczącym z koronawirusem?
Czy szczyt zakażeń koronawirusem mamy już w Polsce za sobą, czy dopiero wszystko przed nami?
Zdecydowanie wszystko przed nami. Natomiast nie wiemy jak długo szczyt będzie trwał, gdy już nastąpi. To zależy od wielu czynników. Kilka z nich jest nieprzewidywalnych, jak np. to, w jaki sposób pogoda będzie wpływała na rozprzestrzenianie wirusa. Czy rzeczywiście w momencie, gdy temperatury będą wyższe, zaistnieje sytuacja taka, jak w przypadku wirusa grypy i ładna pogoda będzie sprzyjać ograniczeniu rozprzestrzeniania? To, co zależy od nas, to przede wszystkim kwestia tego, jak szybko uda nam się zrozumieć, że jako społeczeństwo powinniśmy się skutecznie rozdzielić. Oczywiście, bardzo ważnym zagadnieniem będzie możliwość zwielokrotnienia możliwości diagnostycznych na terenie Wielkopolski osób z zakażeniami.
Pojawiają się różne teorie mówiące o tym, że prędzej czy później każdy z nas będzie zakażony koronawirusem. Czy są one prawdziwe?
Skłaniam się do tego poglądu. Pani kanclerz Merkel stwierdziła, że 70 proc. Niemców będzie zakażonych. Brytyjczycy szacują ten odsetek nawet na 80 procent. Dlatego jestem przekonany, że również w Polsce ten scenariusz będzie realizowany. W przypadku spłaszczenia krzywej, zachorowania po prostu rozciągną się w czasie. W tym momencie naszym głównym zadaniem będzie ochrona osób najbardziej narażonych na ciężki przebieg zakażenia aż do czasu, kiedy uda się wyprodukować szczepionkę lub skuteczne leki.
Sprawdź również: Jeden z poznańskich ratowników pogotowia zakażony koronawirusem. Dziesięciu jego współpracowników na kwarantannie
Czy statystyki dotyczące zgonów z powodu zakażeń koronawirusem również będą drastycznie rosnąć?
Kwestia tego, jaki odsetek osób, które ulegają zakażeniu, kończy się zgonem, jest zależna od statystyki liczenia. Zwróćmy uwagę, że najwyższa śmiertelność do tej pory podawana jest we Włoszech. To wiąże się z tym, że Włosi praktycznie ograniczyli się w tej chwili do diagnozowania ciężkich przypadków trafiających do szpitala. Statystyki tworzone w taki sposób będą zawsze oznaczać, że śmiertelność jest wysoka. Natomiast w przypadku np. Korei Południowej, która dla mnie jest najważniejszym krajem, jeśli chodzi o ocenę rzeczywistej śmiertelności, to jest około 0,8 proc. i wynika z tego, że Koreańczycy badają praktycznie wszystkich.
Włosi sami przyznają, że zbyt późno zareagowali na pojawiającą się u nich epidemię koronawirusa. Czy działania, które z kolei obrał nasz rząd, są skuteczne i rzeczywiście uchronią nas przez rozprzestrzenianiem się zakażenia w Polsce?
Na pewno te działania są skuteczne i to dobry ruch, żeby rozdzielić społeczeństwo szybko i na wczesnym etapie. Za to z pewnością można rząd pochwalić. Natomiast pojawiły się dwie rzeczy, które zupełnie nie wyszły. To jest możliwość bardzo szerokiej diagnostyki, a po drugie kompletne nieprzygotowanie służby zdrowia i szpitali do problemu masowych zachorowań.
Wspomniał Pan, że szczyt zachorowań jest dopiero przed nami. Czy w takim razie szpitale, które zostały zamienione w zakaźne, są do tego dobrze przygotowane?
Myślę, że to, co jest teraz, może nie wystarczyć. Naszym głównym szpitalem zakaźnym jest szpital przy ul. Szwajcarskiej w Poznaniu. Do tego dochodzą jeszcze trzy szpitale, czyli szpital dziecięcy im. K. Jonschera w Poznaniu oraz szpitale w Kaliszu i Koninie. To do nich mają trafiać pacjenci z zakażeniem koronawirusem. Mimo wszystko, to nie zmienia postaci rzeczy, że z reguły pacjenci z niespecyficznym obrazem, np. niewydolnością krążenia, trafiają w pierwszym rzucie właściwie do każdego szpitala. Dlatego też w każdym z nich w tym momencie może się zjawić pacjent z koronawirusem, czego doświadczamy już w tej chwili. Jeżeli szybko nie zostanie zdiagnozowany i poddany izolacji, to problem pozostanie na terenie danego szpitala. Dlatego nie jesteśmy na to dobrze przygotowani.
Mówi się, że liczba wykonywanych w Polsce testów jest zbyt mała...
Jeżeli chodzi o wykonywanie testów, to na tle innych krajów Unii Europejskiej jesteśmy na szarym końcu. Tydzień temu byliśmy na przedostatnim miejscu z liczbą wykonywanych testów na milion mieszkańców. Z całą pewnością tych badań jest zdecydowanie za mało.
Jak długo będziemy czekać aż zostanie wynaleziona szczepionka lub inne lekarstwo przeciwko koronawirusowi?
Szacuje się, że jest to kilka miesięcy, być może nawet do końca roku. Nie sądzę, żeby trwało to krócej. Oczywiście sytuacja jest na tyle ekstremalna, że olbrzymi budżet i zaangażowanie naukowców spowodują, że szczepionka będzie wyprodukowana w zdecydowanie krótszym czasie niż w przypadku innych chorób zakaźnych.
Koronawirus w Polsce - mapa na żywo: