Koniec chwilówkowego eldorado? Jest projekt zaostrzenia ustawy antylichwiarskiej
Resort sprawiedliwości chce obniżyć limity tzw. dodatkowych kosztów chwilówek. Pożyczki mocno stanieją, zadłużeni odetchną. Natomiast firmy pożyczkowe straszą wizją upadku całej branży.
Ministerstwo Sprawiedliwości przedstawiło projekt zaostrzenia tzw. ustawy antylichwiarskiej. Branża firm pożyczkowych już podniosła wielkie larum - w wypowiedziach jej przedstawicieli mowa jest o rychłym upadku całego sektora i o utracie dostępu do tej najłatwiej dotąd osiągalnej formy pożyczki przez słabiej zarabiających.
Tyle tylko, że
projekt resortu sprawiedliwości wydaje się całkiem rozsądnym krokiem na rzecz zaniedbywanej w Polsce od lat regulacji rynku pożyczkowego.
Niebankowe instytucje pożyczkowe wciąż podlegają o wiele mniej restrykcyjnym zasadom niż banki. Nawet po marcowej nowelizacji ustawy antylichwiarskiej firmę pożyczkową można prowadzić, dysponując ledwie 200 tys. zł kapitału i osiągając w skali roku nawet kilkadziesiąt procent zysku z pożyczanych kwot.
Projekt resortu Zbigniewa Ziobry nie wydaje się rozwiązaniem szczególnie drakońskim na tle regulacji obowiązujących w innych krajach Europy. Nie obniża samych odsetek od pożyczek. Zakłada natomiast obcięcie tzw. kosztów dodatkowych, czyli prowizji, opłat manipulacyjnych itp., które dla firm pożyczkowych od dłuższego czasu były podstawowym źródłem zysków. Dlaczego? Bo już teraz same odsetki od pożyczki nie mogą przekroczyć 10 proc. w skali roku, a nowy projekt Ministerstwa Sprawiedliwości nic akurat pod tym względem nie zmienia. Obniżone natomiast mają zostać limity kosztów dodatkowych. W tej chwili wynoszą one 25 proc. całej kwoty pożyczki oraz dodatkowo aż 2,5 proc. za każdy miesiąc obowiązywania umowy. Po zmianach proponowanych przez resort sprawiedliwości miałoby to być odpowiednio 10 proc. całej kwoty pożyczki oraz maksymalnie 0,82 proc. za każdy miesiąc. Samo żądanie od klienta wyższych opłat miałoby już być - według projektu Ministerstwa Sprawiedliwości - przestępstwem lichwy zagrożonym karą pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat.
Nic dziwnego, że proponowane zmiany nie są w smak firmom pożyczkowym. - Ten limit spowoduje zmniejszenie wpływów do budżetu o blisko 1,5 mld zł, zamknięcie wszystkich instytucji pożyczkowych - komentuje dla serwisu Bankier.pl Jarosław Ryba, prezes Związku Firm Pożyczkowych.
Ale czy rzeczywiście branży chwilówek grozi apokalipsa? Po wprowadzeniu nowych limitów łączny koszt chwilówki zaciągniętej w firmach pożyczkowych nadal mógłby być stosunkowo wysoki. O ile dziś łączne koszty pożyczki w wysokości 1000 zł zaciągniętej na rok mogą wynieść około 610 zł (dodajmy, w pełnej zgodzie z obowiązującym prawem, bez żadnych prób jego obchodzenia), o tyle po zmianach proponowanych przez resort sprawiedliwości limit ten spadłby do około 255 zł. Widzimy więc, że - z jednej strony - firmy pożyczkowe tracą w ten sposób ponad połowę potencjalnego (dopuszczonego przez prawo) dochodu, z drugiej jednak - wciąż mogą obciążyć klienta kosztami na poziomie około 25 proc. rocznie - co nadal naprawdę trudno byłoby uznać za niedrogą ofertę pożyczania.
Tu z kolei trzeba jednak pamiętać - bez specjalnego rozczulania się nad losem branży pożyczkowej oczywiście - że firmy udzielające chwilówek według znacznie bardziej liberalnych kryteriów oceny wiarygodności kredytowej swych klientów niż banki ponoszą jednak większe ryzyko. Innymi słowy - udzielając pożyczek, z góry wiedzą, że pewna część ich klientów (większa niż w wypadku banków) okaże się na koniec kompletnie niewypłacalna i muszą to wkalkulować w swój biznes. To - rzecz jasna - główny argument, którym firmy pożyczkowe tłumaczą swoje cenniki.
Zadłużenie Polaków w firmach pożyczkowych wynosi około 4-5 mld zł. Dotyczy ponad miliona osób.