„Kolejki do kasy aż na ulicę”, czyli opowieści kinooperatora
Po naszym tekście do nowego właściciela Pomorzanina zgłosił się dawny operator kina. I zaczął wspominać.
- Pracę w kinematografii zacząłem w 1950 roku, jako 18-letni chłopak. Ale nie od razu dostałem się do Pomorzanina, o nie! Najpierw musiałem się sporo nauczyć - wspomina pan Jerzy Fürst, bydgoszczanin, który po artykule w „Pomorskiej” zgłosił się do firmy Moderator Inwestycje. Deweloper niedawno kupił budynek dawnego kina Pomorzanin i zamierza odtworzyć jego historyczny charakter.
Pan Jerzy przepracował w samym Pomorzaninie kilka lat. Wcześniej obsługiwał też między innymi kino Polonia, a także Mir i fordońskiego Robotnika. - Do Fordonu musiałem dojeżdżać - pociągiem albo autobusem. A do Pomorzanina trafiłem w 1957 roku - opowiada. - To było najlepsze kino, najbardziej prestiżowe. Kolejki do kasy prowadziły przez cały hall aż na Gdańską. I to właśnie tam trafiały najlepsze filmy, takie na które wszyscy czekali - francuskie, amerykańskie, westerny, melodramaty. Pamiętam na przykład, jak wyświetlaliśmy „Przeminęło z wiatrem”. Wyświetlaliśmy - bo było nas trzech. To znaczy na jednej zmianie, bo warto powiedzieć, że Pomorzanin w latach 60. działał w systemie dwuzmianowym - porannym i wieczornym.
Jak wspomina pan Jerzy, on był tzw. drugim operatorem. - Nade mną był pierwszy, kierownik kabiny, a niżej uczeń - mówi w rozmowie z Moderatorem. - Ja też na początku byłem uczniem, później pojechałem do Wrocławia, żeby zdobyć dyplom operatora pierwszej kategorii, czyli takiego, który może obsługiwać wszystkie rodzaje aparatów. A sprzęt jak na tamte czasy w Pomorzaninie mieliśmy bardzo nowoczesny - opowiada.
- Sam budynek był ładny, wyremontowany, w hallu było elegancko - mówi. - Najpierw mieliśmy małowymiarowy ekran, szybko jednak już ten panoramiczny. Oj naoglądałem się tam filmów, naoglądałem. Zresztą w tamtym czasie się ożeniłem. Żona nie żyje już od czterech lat niestety. Ale pamiętam, jak przychodziła i siedziała ze mną w kabinie. Ona też się naoglądała tych filmów - śmieje się i dalej w emocjach opowiada, jak czasem w kinie zdarzały się wpadki.
- Np. zrywała się taśma. Wtedy szybko trzeba było zatrzymać maszyny, zapalić światło i nawinąć taśmę z powrotem. Ludzie się irytowali, tupali o podłogę, a ja naprawiałem - mówi. - Zdarzyło mi się też pomylić taśmy, oj miałem nieprzyjemności od kierowniczki - wspomina.
Pan Jerzy to jedna z osób związanych z kinem w przeszłości, które szczęśliwie udało się odnaleźć. Inną jest bileterka, pani Stanisława, która również ma do opowiedzenia wiele barwnych historii.
Będzie okazja się z nimi spotkać - w następną sobotę w Pomorzaninie zaplanowano dzień otwarty połączony z pokazem filmu i konsultacjami społecznymi w sprawie przyszłości kina. Początek o godz. 11.