"Kolec", broń i seria brutalnych napadów na kierowców
O 2.50 w nocy 15 kwietnia 2003 r. w komendzie miejskiej w Gorzowie przesłuchany został Michaił A. Mieszkaniec Kaliningradu godzinę wcześniej został brutalnie napadnięty i okradziony. Tak zaczyna się sprawa rozbojów „na kolca”, której akta liczą ponad 6 tys. stron!
Michaił zeznał, że napastnicy zabrali mu: 16,5 tys. euro, za które chciał kupić w Niemczech samochód, złoty sygnet z brylantem o wartości 14 tys. dol. oraz zegarek rolex daytona wysadzany 110 kamieniami za 25 tys. dol. Mężczyzna z Kaliningradu, przez Polskę, w stronę naszej zachodniej granicy jechał drogą krajową nr 22 z siedmioma innymi Rosjanami. Za wsią Wełmin (gmina Strzelce Kraj.) kierowca busa poczuł, że nie ma powietrza w oponie w przednim kole. Rosjanie domyślili się, że guma nie jest przypadkowa. Zatrzymali się dopiero kilka kilometrów później, w zatoczce autobusowej w Zdroisku. Jednak sąsiedztwo domów nie pomogło. Kilkadziesiąt sekund później obok nich zaparkowała osobówka, z której wypadło czterech uzbrojonych i zamaskowanych mężczyzn. Pod eskortą bus zjechał do lasu i tam mieszkańcy Kaliningradu stracili pieniądze, biżuterię oraz telefony komórkowe.
Napastnicy zabrali mu: 16,5 tys. euro, za które chciał kupić w Niemczech samochód, złoty sygnet z brylantem o wartości 14 tys. dol. oraz zegarek rolex daytona wysadzany 110 kamieniami za 25 tys. dol
Czy to była jedna banda?
Napadów na obywateli ze wschodu w naszym regionie było przynajmniej kilkanaście. W akcie oskarżenia prokurator doliczył się aż 19. Cechy wspólne rabunków? Przede wszystkim kolec, czyli spiłowane elementy metalowej rurki. To po najechaniu na nie, opony w samochodach były uszkadzane. A do ataków na podróżujących dochodziło podczas postoju i próby wymiany koła. Po drugie, większość napadów miała miejsce na drodze krajowej nr 22, która prowadzi z Gdańska aż do granicy w Kostrzynie. Tą trasą podróżują najczęściej Rosjanie, Białorusini lub Litwini, którzy chcą kupić samochód w Niemczech. Napastników było kilku. Zazwyczaj zamaskowani i uzbrojeni w pałki lub przedmioty przypominające broń. Ale ofiary często nie potrafiły dokładnie opowiedzieć ilu ich było: czterech, może pięciu... Posługiwali się językiem rosyjskim. Niektórzy napadnięci zeznawali, że mówili z akcentem ukraińskim. Jednak przebieg nocnych akcji często się różnił. Np. stopniem agresji, marką samochodu, którym przemieszczali się rabusie. Czasami atakujący tłumaczyli, że chcą pobrać myto za przejazd, innym razem okradali bez słowa wyjaśnienia. Dlatego w całej sprawie nie udało się ustalić, czy za ataki odpowiadała jedna banda. Ten fakt miał oczywiście istotny wpływ na przebieg procesu oraz wyroki.
Osiem kul w stronę audi
14 maja 2003 r., kwadrans po północy, policjanci patrolujący drogę nr 22 minęli się z audi 80. Takim samym, jakim mogli przemieszczać się podejrzani. Radiowóz ruszył za nim. W Człopie, już na terenie województwa zachodniopomorskiego, audi zaczęło uciekać. W pewnym momencie ścigany samochód zawrócił i z impetem zaczął jechać wprost na policyjny wóz. Funkcjonariuszowi udało się odbić w bok. Audi uciekło. Ale policjanci nie dali za wygraną. Przeanalizowali mapę i doszli do wniosku, że „80” mogła pojechać w stronę Drezdenka. Nie pomylili się. Około 1.40 śledczy zauważyli poszukiwane auto. Radiowóz zatrzymali w poprzek drogi, jednak audi zamiast zwalniać zaczęło przyśpieszać, jeden z policjantów musiał odskoczyć, by nie zostać potrąconym. W kierunku uciekinierów poleciało osiem kul, pościg rozpoczął się na nowo, lecz w Starych Bielicach samochód zniknął z pola widzenia. O 10.00 rano audi z dziurami w karoserii zostało odnalezione przy drodze nr 22 przed skrzyżowaniem w stronę Kołczyna (powiat sulęciński). Było doszczętnie spalone.
Handlarze bez alibi
Podejrzani zostali zatrzymani 2 czerwca 2003 w gospodarstwie agroturystycznym koło Gubina, gdzie wynajmowali pokoje. To byli Mołdawianie: Igor G. oraz bracia Oleg i Siergiej B. W hotelu w Gubinie wpadł czwarty z nich - Ukrainiec Oleksandr K. Policjanci namierzyli ich m.in. dzięki analizie połączeń telefonicznych. Numery telefonów, którymi się posługiwali, odpowiadały numerom, które zarejestrowała stacja przekaźnikowa w czasie i rejonie, gdzie w ciągu jednej nocy doszło do dwóch napadów. Do tego zatrzymanych miały obciążyć fanty znalezione w pokojach, np. biżuteria, telefony komórkowe, broń, kamizelka kuloodporna czy „brief” spalonego w pobliżu Kołczyna audi 80. Z kolei w garażu, gdzie Oleg B. parkował samochód, ukryte były kluczyki od zabezpieczonego w Słubicach opla calibry. Te porzucone w styczniu auto także było wykorzystywane do napadów. Mołdawianie i Ukrainiec nie mieli alibi, ale od początku nie przyznawali się do winy. Twierdzili, że w Polsce zajmują się handlem samochodami. Akt oskarżenia obejmował aż 19 napadów, w których podejrzani mieli brać udział wspólnie lub z innymi, niezidentyfikowanymi, sprawcami.
Radiowóz zatrzymali w poprzek drogi, jednak audi zamiast zwalniać zaczęło przyśpieszać, jeden z policjantów musiał odskoczyć, by nie zostać potrąconym. W kierunku uciekinierów poleciało osiem kul
Badano nawet DNA
Proces był długi i żmudny. Do udowodnienia winy wykorzystano badania odcisków palców, zapachów oraz analizowano połączenia ze stacji przekaźnikowych, dzięki którym można było wytyczyć trasę, po jakiej w określonym czasie poruszali się podejrzani i czy jest ona zbieżna z popełnionymi napadami. W końcu prokurator sięgnął po wyniki badań DNA, m.in. z niedopałków papierosów znalezionych na miejscu przestępstwa. Pierwszy wyrok na gang zapadł 10 października 2004 r. Przybysze ze wschodu dostali wyroki od siedmiu do 10 lat. Oczywiście oskarżający oraz obrońcy odwołali się od niego. I sprawa, decyzją sądu apelacyjnego, wróciła do Gorzowa do ponownego rozpatrzenia. Nowy sędzia zdecydował się m.in. na przesłuchanie pokrzywdzonych cudzoziemców (wcześniej odczytano tylko ich zeznania). Powołano kolejnych biegłych. Wyrok z 24 kwietnia 2006 r. podtrzymał wieloletnie skazania. Jednak ich wysokość ostatecznie ustalił sąd apelacyjny. Igor G. dostał 6 lat, Oleksandr K. - 7 lat, Siergiej B. - 8, a Oleg B. - 9 lat.