Jeżeli coś dobrze obiecasz, to już nawet dać nie musisz
Nauczyciela trudno porównać do górnika czy policjanta. Praca w szkole wiąże się z inną specyfiką, więc środowisko nauczycielskie jest sfeminizowane. Może właśnie ten szczegół spowodował, że rządząca prawica pozwala sobie na lekceważenie tej grupy zawodowej.
Wiadomo przecież, że nauczyciele (w większości nauczycielki) nie będą na ulicach Warszawy palić opon ani nie użyją sikawek z gnojowicą - jak mogliby postąpić rozwścieczeni rolnicy.
Wściekłość to jednak rzecz straszna i mądra władza stara się jej unikać, a już na pewno nie prowokuje jej bez potrzeby. W przypadku strajku szkolnego nasza władza przyjęła jednak taktykę bezczelnych szatniarzy: nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi? Doszły do tego jątrzące wypowiedzi politycznych harcowników, dotyczące pieniędzy dla krów i świń, czy pracy dla idei, którą za 19 tysięcy miesięcznie wykonuje pan marszałek Karczewski. Doprowadziło to do eskalacji konfliktu, która wczoraj zmusiła rządzących do uchwalania nowego prawa oświatowego. Na chybcika zdyscyplinowani posłowie zajmowali się ustawą, która miała umożliwić terminowe przeprowadzenie matur. Pomysł był realizowany w niesłychany sposób: oceny uczniom w razie potrzeby mógłby wystawiać urzędnik z gminy. Na taki horrendalny koncept chyba nawet komuniści by się nie zdobyli.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień