Jeszcze się nie urodził,
a już potrzebuje pomocy

Czytaj dalej
Fot. Jacek Smarz
Justyna Wojciechowska-Narloch

Jeszcze się nie urodził,
a już potrzebuje pomocy

Justyna Wojciechowska-Narloch

Małemu Olkowi Magierze szansę na ratunek może dać każdy z nas. Najdrobniejszy nawet datek przybliża go do operacji serca, która jest jedyną drogą do przeżycia. Potrzebne 330 tys. zł trzeba zebrać do połowy sierpnia. To warunek, by rozpocząć leczenie chłopca.

Chłopcu można pomóc dokonując wpłat na rachunek:

Fundacja na rzecz dzieci z wadami serca Cor Infantis

86 1600 1101 0003 0502 1175 2150 z dopiskiem „Aleksander Magiera”. Dla wpłat zagranicznych: USD PL93 1600 1101 0003 0502 1175 2024 „Aleksander Magiera”, EUR PL50 1600 1101 0003 0502 1175 2022 „Aleksander Magiera”. Kod SWIFT dla przelewów z zagranicy: ppabplpk. Bank: BGŻ BNP PARIBAS oddział w Lublinie, ul. Probostwo 6A, 20-089 Lublin

5 stycznia 2017 roku życie małżeństwa Magierów weszło na nowy tor. Po latach starań i marzeń o dziecku test ciążowy wreszcie pokazał dwie kreski.

- Nie myślałam nawet, że można być tak szczęśliwym- wspomina Monika Magiera, mama nienarodzonego chłopca. - Pierwsza wizyta, potwierdzenie ciąży i najpiękniejszy dźwięk - dźwięk bijącego serduszka. Byłam jak w transie, oglądałam dziecięce ubranka, niemowlęce artykuły, planowałam jak będzie wyglądał pokoik. Podczas kolejnego badania USG dowiedzieliśmy się, że na świat przyjdzie chłopiec. Mąż już cieszył się, że będzie grał z synem w piłkę, od razu wiedzieliśmy jak damy mu na imię - Oluś, nasz mały Aleksander.

Szansa w Niemczech

Sielanka trwała do maja, a tragicznych wiadomości nic nie zapowiadało. Pani Monika od początku była zdecydowana na badania prenatalne. I to właśnie one spowodowały, że o chorobie swojego synka dowiedziała się tak szybko, bo w 22 tygodniu ciąży. Wstępna diagnoza lekarzy z Bydgoszczy brzmiała HLHS. Potem potwierdzili ją warszawscy kardiolodzy.

- Najpierw przepłakałam dwa tygodnie, bo przecież moje dziecko nie ma połowy serca i ona nigdy nie urośnie. Potem zaczęłam działać- opowiada pani Monika. - Nawiązałam kontakt z rodzicami, którzy mają dzieci z HLHS. Zobaczyłam, że one mogą żyć, że się bawią, uśmiechają.

HLHS to bardzo poważna wada serca, a właściwie serce jednokomorowe. Jedyną drogą ratunku są operacje, w tym pierwsza krótko po urodzeniu.

- Laikowi bardzo ciężko to pojąć, bo lekarze robią prawdziwe cuda. Przede wszystkim z jednej komory próbują zrobić dwie, wykonują jakieś obejścia, oszukują organizm i każą krwi płynąć inaczej niż zdecydowała o tym natura. Ale to wszystko działa - mówi Andrzej, ojciec 5-letniej dziś Oliwki urodzonej z HLHS. Dziewczynkę operował prof. Edward Malec w klinice w niemieckim Munster. I to właśnie jego wybrała Monika Magiera.

- Ze względu na jego doświadczenie i ogromne sukcesy. Napisałam e-maila i po 4 dniach miałam odpowiedź. Profesor Malec zoperuje Olusia, tylko trzeba zebrać pieniądze - opowiada.

W zbiórce pomaga rodzicom Fundacja na rzecz dzieci z wadami serca Cor Infantis. Potrzeba 330 tys. zł. Te pieniądze pokryją koszty porodu w niemieckiej klinice, pakiet badań oraz operację ratującą życie chłopca. Pani Monika powinna trafić do Munster pod koniec sierpnia. Cała kwota musi zostać zgromadzona do połowy sierpnia.

- Błagam o pomoc - krótko mówi Monika Magiera.


Aborcja w Europie

W wielu europejskich krajach wada tak poważna jak HLHS jest bezpośrednim wskazaniem do aborcji.

- Moja znajoma przeżyła to w Belgii. Wadę serca zdiagnozowano około 23 tygodnia ciąży. Wszyscy profesorowie, z którymi się konsultowała, radzili, by ze względu na dobro własne i dziecka zdecydowała się na aborcję. Stało się to w 26 tygodniu. Ona do tej pory nie może się z tego otrząsnąć - opowiada Czytelniczka.

W Polsce dzieci z HLHS są leczone między innymi w Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi czy Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Wyniki nie zawsze są zadowalające i cześć dzieci umiera. Jest też jednak wiele przypadków zakończonych pełnym sukcesem.

- HLHS-y znam bardzo dobrze. To normalne, rozbrykane dzieciaki tylko po ciężkich przejściach. Jest w nich taka wola życia, że aż miło patrzeć - opowiada Barbara z Torunia, która od 12 lat leczy swoją córkę z wadą serca w CZMP w Łodzi.

- Postanowiłam, że zawiozę synka do profesora Malca, najlepszego kardiochirurga na świecie. Ocalił on już tak wiele żyć i wiem, że ocali także moje dziecko. Brakuje nam tylko i aż ... pieniędzy. Proszę o szansę, b y być mamą - mówi Monika Magiera.

Justyna Wojciechowska-Narloch

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.