Tak mieszkanki Szczecinka wspominały tragedię rzezi Polaków na Wołyniu.
Po filmie „Wołyń”, który chyba po raz pierwszy w tej skali do debaty publicznej wprowadził temat rzezi polskiej ludności Wołynia w roku 1943, przypominamy mój reportaż z 1995 roku. Udało mi się porozmawiać z dwiema mieszkankami Szczecinka, które opowiedziały o mordzie dokonanym na Polakach przez Ukraińców w Janowej Dolinie, osadzie górniczej na Wołyniu.
W domku na ulicy Sieniewicza, jesień 1995
Dwurodzinny bliźniak na jednej ze szczecineckich ulic. Skromnie urządzony pokoik, staruszki częstują herbatą, kanapkami i pączkami.
- Wiem, że to grzech, ale nie mogę tego Ukraińcom wybaczyć - szepcze 97-letnia Genowefa Ogórenko, która wraz ze swoją córką Oktawią Reszczyńską w latach 1943-44 przeżyły pogromy na Wołyniu.
- Może wy, młodzi, będziecie potrafili... Na stole pojawiają się pożółkłe fotografie, jedyny ślad po szczęśliwej młodości.
- O tu, jesteśmy ze szkolną wycieczką na Wawelu, wie pan, u królów - palec błądzi po zdjęciu przedstawiających roześmianych harcerzy.
Polska enklawa
Złoża bazaltu w zakolu rzeki Horyń na Wołyniu zaczęto eksploatować w latach dwudziestych. Wraz z nowoczesną kopalnią i wytwórnią kostki i grysu bazaltowego powstała górnicza osada zwana Janową Doliną (powiat Kostopol, województwo wołyńskie). Zaprojektowana i zbudowana od podstaw dla 2,5 tysiąca osób zawodowo związanych z kamieniołomem.
W gęstym lesie wytyczono przecinające się pod kątem prostym aleje (oznakowane literami), przy których stawiano drewniane, „fińskie” domy. Było kino, sklep, posterunek policji, szkoła, boisko, kościół. Wszystkie domy były zelektryfikowane i miały wodę. Przed każdym obejściem - piękne ogródki kwiatowe. Robotnikom zabroniono trzymać żywy inwentarz, było więc czysto i schludnie. Większość mieszkańców Janowej Doliny stanowili Polacy.
- Pięknie było - twarz pani Oktawii rozpromienia się.
- Przyjeżdżały do nas wycieczki z całej Polski, a nawet Niemiec i Francji zobaczyć jak powinno wyglądać wzorcowe osiedle robotnicze. W kopalni mąż pani Genowefy (a ojczym jej córki) pracował jako mechanik. Mieszkali w domku przy ulicy B 51, ostatnim w szeregu i najdalej wysuniętym w kierunku rzeki. Nad oddalonym o kilka kilometrów krętym i kapryśnym Horyniem były trzy plaże - Urzędnicza, Robotnicza i Strzelecka.
- Ja najbardziej lubiłam kąpać się na Robotniczej - mówi Oktawia Reszczyńska. Za rzeką zaczynał się inny świat. W okolicznych wioskach żyli prawie sami Ukraińcy otaczając polską enklawę ze wszystkich stron. We wspomnieniach obu staruszek nie utkwiły jakieś szczególne przypadki wrogości miedzy Polakami a Ukraińcami. Żyli i pracowali obok siebie.
Wołyń w ogniu
Po wrześniowej klęsce w Janowej Dolinie rozpoczął się okres rządów radzieckich. NKWD wywiozło wyższych urzędników kopalni, miejscową inteligencję. Władzę w osiedlu przejął Sielsowiet, czyli Rada Osiedla. W jesiennych, „dobrowolnych” wyborach i referendum za przyłączeniem do sowieckiej Ukrainy było 99,9 procent głosujących. Wprowadzono kartki na większość towarów konsumpcyjnych i zwiększono o dwie godziny dzień pracy. Kres zaprowadzaniu sowieckiego ładu położył wybuch wojny radziecko-niemieckiej i zajęcie Janowej Doliny przez nowego agresora. Niemców Ukraińcy traktowali jak oswobodzicieli.
- Chlebem i solą ich witano - wspomina Genowefa Ogórenko. Wyposażeni przez Niemców w broń Ukraińcy zaczęli tworzyć regularne oddziały wojskowe, mające już niebawem zająć się depolonizacją i dekolonizacją Kresów. Początkowo agresja skierowała się wobec Polaków porozrzucanych po ukraińskich wsiach. Zewsząd docierały do mieszkańców Janowej Doliny przerażające wieści - o wyrżniętych osadach i spalonych domostwach, o straszliwych aktach bestialstwa wobec już nie setek, ale tysięcy Polaków.
Kto mógł chronił się w dużych miastach, samoobronę starała się zorganizować Armia Krajowa. Do górniczego osiedla, pod ochronę stacjonującego tu garnizonu niemieckiego, zaczęły spływać całe rodziny.
Pierścień wokół Janowej Doliny z wolna się zaciskał. Konieczność zdobycia żywności zmuszała jednak Polaków do wypraw na drugą stronę Horynia.
- Pamiętam jak kiedyś Ukrainka uratowała mi życie podczas takiej wizyty - opowiada pani Oktawia. - Byłam już w chałupie i starałam się kupić coś do jedzenia, kiedy słyszę jak otwierają się drzwi i wchodzi ogromny Ukrainiec. „Czego ty tu chcesz Laszko?” pyta i wyciąga nóż - jeszcze dziś w głosie staruszki słychać lęk.
- Myślałam, że wybiła moja ostatnia godzina, ale wtedy jego żona Olga, którą znałam sprzed wojny, odciągnęła go i zagadała. Mnie zaś otworzyła drzwi i kazała uciekać.
Krwawa Wielkanoc
Okoliczne lasy stały się niebezpieczne nie tylko dla Polaków, coraz częściej ukraińskie oddziały kierowały broń przeciwko Niemcom. Ci, przestraszeni, sami zbroili swoich nieoczekiwanych sojuszników - Polaków. Niemiecki garnizon z Janowej Doliny otoczy swoją siedzibę wysoką drewnianą palisadą, za którą chronił się na noc.
Przerażenie wśród rzesz szukających schronienia budziły pogłoski o planowanym przez Ukraińców napadzie na osadę. Wiosną 1943 roku nawet tak duże skupisko ludzkie nie mogło być pewne swego losu.
- Ludzie powtarzali, że na Wielkanoc 43 roku Ukraińcy zapowiedzieli malowanie jajek polską krwią - córka pani Genowefy składa ręce jak do modlitwy. Pogłoski zamieniły się w straszną prawdę. W nocy z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek Janowa Dolina przeszła przez przedsionek piekła. Tuż po zapadnięciu zmroku, od strony Horynia, pod najbardziej wysunięte domostwa zaczęły podchodzić grupy uzbrojonych po zęby Ukraińców.
W płomieniach stanęły drewniane zabudowania. W blasku płomieni rozgrywały się straszliwe sceny. Mordowano czym popadło - nożami, siekierami, widłami. Zamieszanie potęgowali żołnierze niemieccy, którzy zza palisady otworzyli ogień do wszystkiego co się ruszało.
- Schroniliśmy się w murowanej piwnicy naszego domu - mówi pani Oktawia. - Ojczym zniósł wiadro z wodą, aby w razie czego się gasić. Zewsząd dochodziły przeraźliwe krzyki zarzynanych ludzi. Ci, którzy nie spłonęli żywcem lub nie udusili się dymem, uciekali do lasu. Tam najczęściej wpadali w ręce banderowców. Pogrom trwał do świtu.
Dopiero kiedy zrobiło się zupełnie jasno i cicho, ocaleli odważyli się wyjść z ukrycia. Janowa Dolina była prawie doszczętnie spalona, wszędzie poniewierały się zwłoki okrutnie pomordowanych i spalonych mieszkańców. - Na kupie gnoju leżała może 15-letnia Hela - Oktawia Reszczyńska zaciska wargi.
- Naga, na pewno zgwałcona, z wykłutymi oczami, obciętymi piersiami. 20-letnią sąsiadkę wrzucono wraz z małym dzieckiem do ogarniętego pożarem domu, studenta z Warszawy zarąbano siekierami. Nie oszczędzono nawet szpitala.
- Mąż pani Jasińskiej, z domu obok, całą noc przeczekał w szambie - ciągną straszną opowieść. W odwecie za napad młodzi Polacy odszukali nad ranem miejscowych Ukraińców i ich rozstrzelali. Według szacunków ocalałych, tej krwawej nocy zginęło ponad 600 osób.
Repatrianci
W ciągu dnia pochowano ofiary pogromu i ukryto resztki dobytku. Jako że nie było możliwości natychmiastowej ucieczki (mosty na Horyniu Ukraińcy spalili już wcześniej, a na tor kolejowy i drogi do Kostopola zwalono drzewa) konieczne stało się spędzenie jeszcze jednej nocy w zniszczonej i splądrowanej Janowej Dolinie. Pozostali przy życiu skupili się w pobliżu garnizonu wojskowego, sporo osób schroniło się nawet wewnątrz palisady. Na szczęście Ukraińcy nie zaryzykowali kolejnej nocy powtórnego ataku.
W Wielką Sobotę załadowano się do wagonów i pod zbrojną eskortą wyjechano do Kostopola. Kto miał znajomych lub rodzinę w Kostopolu tu został, reszta rozjechała się do innych miast. - Do wkroczenia Rosjan mieszkaliśmy w Kostopolu - opowiada pani Genowefa. Wracać dokąd nie mieli - Janowa Dolina była zniszczona, zresztą nikt nie chciał zostać w miejscu, z którym wiązały się tak straszliwe wspomnienia. Kiedy też rozpoczęto pierwsze wyjazdy na Ziemie Odzyskane, pogorzelcy długo się nie zastanawiali.
Podróż wagonem towarowym trwała dwa tygodnie, wreszcie 9 czerwca 1945 roku pociąg zatrzymał się na stacji Neustettin. Nikt jeszcze tak do końca nie był pewny, czy to będzie ich nowy dom. Ale zostali i tu na nowo ułożyli sobie życie.- Złego słowa na bolszewików nie dam powiedzieć - mówi staruszka.
- Gdyby nie oni, gdzie my by się podziali, wyrżnęliby nas na tym Wołyniu.
- A z kim bił się twój brat w Legionach? - przypomina córka.
- Napije się pan jeszcze herbaty? - zmienia temat pani Genowefa.
Warto wiedzieć
Janowa Dolina (dziś wieś Bazaltowe na Ukrainie). W okresie międzywojennym powstały tu Państwowe Kamieniołomy Bazaltu, a przy nich wzorcowa osada robotnicza. Zbudowana od podstaw, podobnie jak inna duma II RP, czyli miasto i port Gdynia. Szerokie, brukowane kostką bazaltowa ulice Janowej Doliny ponumerowane literami alfabetu przecinały się prostopadle.
Drewniane, czterorodzinne domki z ogródkami stały na kamiennej podmurówce w środku lasu. W centrum osady stał Robotniczy Dom Zbiorowy z kinem, salą widowiskową, hotelem, stołówką. Było boisko piłkarskie, szkoła, posterunek policji, przedszkole, kluby sportowe.
Dziś miejsce mordu upamiętnia krzyż. Ukraińcy zaś postawili tablicę, na której sławią zbrojną akcje Ukraińskiej Powstańczej Armii. W oficjalnej wersji wydarzeń przedstawianych przez stronę ukraińską rzeź Janowej Doliny była zwycięską bitwą z polskim okupantem, który stworzyć tam miał silny punkt oporu.