„Pasożytnicza firma”, „oszukali mnie”, „od trzech miesięcy umiejętnie zwlekają z przelewem” - to garść komentarzy osób poszkodowanych przez Arkadiusza R. który prowadził Intransfer24, internetowy kantor walut. Zostaje pytane, gdzie przepadły pieniądze - 1 mln 100 tys. zł?
Arek mógł być spokojnie człowiekiem sukcesu, ale w biznesie szczęście jest równie ważne jak rozsądek i uczciwość. 30-latkowi brakło tych elementów i teraz ze swoich interesów tłumaczy się na sali rozpraw Sądu Okręgowego w Krakowie.
Nie jest sam, bo obok niego zasiada oskarżona jego żona, 26-letnia Anna. Młodzi ludzie nie przyznają się do winy, ale wydaje się, że prokurator zebrał mocne dowody przeciwko nim, pozostaje tylko wymiar kary.
Oferta kantoru Intransfer 24
Dla poszkodowanych bardziej istotne jest odzyskanie pieniędzy, które stracili, ale Arek jak mantrę powtarza, że chciałby je oddać ludziom, ale kłopot w tym, że są na jego kontach zablokowanych przez brytyjskie banki. Podobno to 500 tys. zł. Większość jego klientów to osoby, które wyjechały do Wielkiej Brytanii zarobkowo i dorobek życia chciały transferować na konta, które miały w Polsce. Wiadomo, na granicy trzeba zgłaszać waluty, rozliczać się z ich posiadania i wywozu. Intransfer24, czyli kantor internetowy Arka gwarantował, że zarobione funty zostaną przewalutowane po korzystnym kursie na złotówki i natychmiast będą wpłacone na konto nadawcy. Stosowne kwoty można już wtedy pobrać w bankomatach w kraju.
Arek pobierał od tego prowizję i tak zarabiał gdzieś od roku 2013. Jest po wyższych studiach, pochodzi z Sanoka na Podkarpaciu, sam kiedyś pracował w Szkocji, stąd znał problem Polaków jak przewieźć zarobione funty do ojczyzny.
Strach przed brexitem
Klientów miał coraz więcej, bo zaczęły się pojawiać pogłoski o brexicie, czyli wyjściu Anglii z Unii Europejskiej i niepewni przyszłości Polacy kombinowali co robić z zagranicznym zarobkiem.
Początkowo Arek realizował zlecane przelewy. Na stronie internetowej firmy podawał nazwy partnerów, chwalił się zakresem działalności i bezpieczeństwem usług. Były tam dane pracowników: Sylwii D. i Mariusza W. Z czasem wyszło na jaw, że to zmyślone postacie. Biuro funkcjonowało przy ul. Kalwaryjskiej w Krakowie, ale to był też był wirtualny twór.
Kłopoty zaczęły się gdzieś w czerwcu 2016 r., gdy Arek podpisał umowę z Oskarem D. na przewalutowanie 440 tys. zł na funty. Oszołomiony kwotą Arek postanowił z niej najpierw spłacić swoje zobowiązania finansowe wobec innych klientów, a potem część sumy zainwestował na giełdzie. Pieniądze przepadły.
Czytaj dalej!
W jakie kłopoty wpadli poszkodowani?
Jaki wyrok grozi podejrzanym?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień