Im dalej w las, tym więcej drzew. Jak rozchodzą się drogi prezydenta i Ludzi dla Miasta
Nie widzę problemu: mogę wziąć radę miasta i z nią ułożyć współpracę - mówił Jacek Wójcicki „Gazecie Lubuskiej”. Był rok 2011, Wójcicki rządził małym Deszcznem. - Jak zostawałem wójtem, miałem po swojej stronie dwóch radnych, a 13 przeciw. Po dwóch miesiącach byliśmy jedną drużyną - podkreślał. Po czterech latach od tego wywiadu i roku rządzenia miastem już widać, że Gorzów to nie Deszczno, a im dalej w las, tym więcej drzew. Trudno już mówić nie tylko o ułożeniu sobie współpracy z całą gorzowską radą miasta, ale nawet z własnym zapleczem, czyli Ludźmi dla Miasta.
A miało być tak pięknie. Wójcicki został pierwszym (i jedynym dotychczas) prezydentem w kraju wyniesionym do władzy przez ruch miejski. Jeszcze dziś niektórzy krajowi publicyści piszą o Gorzowie jako o polskim Porto Allegre (miasto znane dzięki zwiększeniu udziału mieszkańców we władzy). Ludzie dla Miasta coraz bardziej czują się odsunięci nie tylko od władzy, ale od wpływu na sprawy Gorzowa. W „GL” wskazali na to ich liderzy: Alina Czyżewska, Grzegorz Witkowski i Marta Bejnar - Bejnarowicz. Robią jeszcze dobrą minę do złej gry.
Ludzie dla Miasta coraz bardziej czują się odsunięci nie tylko od władzy
Tłumaczą, że Wójcicki, owszem, świetnym liderem jest, ale otacza się złymi ludźmi (twierdzi Czyżewska), ale odrywa się od ziemi (Witkowski). - Statek prezydenta robi manewry, o których nie wiedzieliśmy albo których nie rozumiemy. Mimo to cały czas płyniemy w tym samym kierunku - mówi Bejnarowicz. I dodaje: - Taką przynajmniej mam nadzieję.
Wójcicki nadzieje Ludzi dla Miasta już zawodził. Najpierw odmawiając ujawnienia zarobków swego doradcy Adama Piechowicza. Później podsumowując pierwszy rok swoich rządów w mieście - z dziennikarzami, za to bez Ludzi dla Miasta. Wreszcie zostawiając opinie Czyżewskiej i Witkowskiego niczym głos wołającego na puszczy. Trzymając się terminologii rodem z kniei: Wójcicki „znaczy” swój teren, niczym rasowy polityczny zwierz. Czyżewska i Witkowski twierdzą jednak, że zbyt duże - i negatywne - wpływy w mieście zdobył doradca prezydenta Adam Piechowicz. Jego presję na zatajenie dorobków Wójcicki jakoś usiłował tłumaczyć, choć do zasady jawności miała się jak pięść do nosa.
Wójcicki „znaczy” swój teren, niczym rasowy polityczny zwierz
Jak prezydent wytłumaczy groźby procesowe, które wysyła jego doradca Alinie Czyżewskiej? Jak pogodzi deklarowaną otwartość i jawność wobec mieszkańców z tym, że Piechowicz - który ma pensję z podatków gorzowian - grozi gorzowiance Czyżewskiej 5 tys. zł kary i żąda przeprosin za to, że ośmieliła się go skrytykować? To może być powód, dla którego drogi prezydenta i Ludzi dla Miasta rozejdą się na dobre. I koniec gorzowskiego eksperymentu.