Grzegorz Żochowski: Do biegu, gotowi...
Jak bym Was zapytał, czy dobry to samochód, który przy uruchamianiu co drugi raz zapali za pierwszym przekręceniem kluczyka, a jak spróbuje się po raz drugi, znów co drugi raz się uda - co byście odpowiedzieli?
Jeszcze i ten ma ów wóz charakterek, że raz na dziesięć przejażdżek nie wchodzi jedynka, trzy razy w miesiącu nie pozwoli otworzyć drzwi, i raz na trzydzieści razy nie zapali w ogóle. Co o nim myślicie? Podejrzewam, że zarówno Wy, jak i nasi białostoccy urzędnicy i włodarze pokręcicie głową z dezaprobatą. Ale gdy zadam pytanie: co myślicie o systemie wypożyczalni rowerowych, jeśli trzy razy w miesiącu trafi się na zablokowaną, resetującą się nieustannie stację, jeżeli wypożyczenie za pierwszą próbą uda się w połowie razy, a za drugą znów w połowie, gdy co dziesiąty jednoślad ma jakiś znaczący feler (np. nie ma przynajmniej jednej przerzutki) - to zdanie urzędników o wspomnianych wcześniej samochodach zostanie szybko zweryfikowane i okaże się być może, że słyszeli, iż rzeczone auta są przez ludzi chętnie używane.
Poprzednie sezony miejskich wypożyczalni rowerów wspominam właśnie tak, jak przed chwilą opisałem. Gdy raz wypożyczyłem rower, którego w danej wypożyczalni nie było (pomyłka przy wprowadzaniu numeru, na którą system szlachetnie pozwala), to sprawa prawie że o prokuraturę się oparła. W każdym razie zostałem uczulony, że będą mieli na mnie oko; w razie jak coś zginie, to kobieta z infolinii wie gdzie mnie szukać. À propos infolinii. Jeśli - jako przechodzień - chciało się zgłosić z dobrego serca, że zaparkowany w stacji rower ma jakiś drobny mankament, na przykład płoną mu opony, ma ramę zwiniętą na słupie albo właśnie rzeka podmywa grunt i pojazdy jeden po drugim spadają z urwiska, to trzeba było zrobić kilka czynności. Najpierw należało zarejestrować się w systemie - nie jestem pewien, ale chyba od razu trzeba było uiścić opłatę rejestracyjną. Przy rejestracji konieczne było zdefiniowanie sześciocyfrowego numeru PIN. I dopiero wtedy była szansa na porozmawianie z kimś z obsługi. Bez PIN-u nie dało się. Z tym, że do używania rowerów numer nie był przydatny, więc go starym, chłopskim zwyczajem z reguły nie pamiętałem. No i było tak, że rozogniony po kilku daremnych próbach połączenia z konsultantem, gotów nawet poczekać na czyjś przyjazd, wycedziłem tylko „a pies wam mordy lizał” i odszedłem od nie przypiętego, porzuconego luzem roweru z czytelnie na nim wyeksponowanym numerem infolinii.
Elektronika stacji miewała humor do płatania figli: twierdziła, że wszystkie rowery są serwisowane, resetowała się, parę razy trzeba było powtarzać procedurę wypożyczenia - jednym słowem fiksowała, jak układ gastryczny po ogórkach i mleku.
Miasto zapowiedziało większe skoncentrowanie na serwisowaniu sprzętu. Uczciwie do tego zachęcam. Chyba że w akcie dobroci chcecie dać pewnemu pismakowi, użytkownikowi miejskich rowerów łatwy temat na kolejne felietony. Z tym, że... zaraz, zaraz - czy dobry sprzęt potrzebowałby wzmożonego serwisowania?