Grzegorz Kasdepke: Telebzdety
Gdy mój syn Kacper był jeszcze pryszczatym gimnazjalistą, ciągle narzekał, że na nic nie ma czasu (zwłaszcza na posprzątanie w pokoju). Wyniosłem więc nasz telewizor do piwnicy; i od tamtej pory oglądają go jedynie myszy - a my żyjemy w znacznie mniejszym pośpiechu. Polecam!
To co pan robi przez cały dzień? - zdziwił się jakiś chłopiec na spotkaniu autorskim w Jeleniej Górze.
- To samo, co normalny człowiek - odpowiedziałem. - Tyle że nie oglądam telewizji.
- Normalny człowiek ogląda telewizję - oświadczyła stanowczo siedmiolatka.
Okazało się, że spośród setki obecnych na spotkaniu młodych czytelników, ponad czterdziestka ma w swoim pokoju swój własny telewizor - i może go oglądać, kiedy tylko zechce. Spojrzałem na panie nauczycielki pełen nadziei, że ich uczniowie mi kłamią. Ale tylko westchnęły. Rodzice kupują nowe (jeszcze większe!) telewizory, a te stare szkoda wyrzucić - trafiają więc do dziecięcych pokojów. Dzięki czemu „w domu jest spokój, bo każdy ogląda to, co chce”.
Ale potem wyrastają z telewizji i całymi dniami siedzą w internecie - stwierdziła jedna z pań. - A szkoda, niektóre programy są przecież bardzo pouczające… Zapytałem które. Był właśnie poniedziałek, więc pani nauczycielka bardzo mi poleciła obejrzenie „Wielkiego Testu o Polskim Filmie” w telewizyjnej jedynce.
Wieczorem w hotelu zasiadłem przed telewizorem i obejrzałem polecany program. Dowiedziałem się z niego, że zaproszeni do studia goście mają problemy z odpowiedzią na najprostsze pytania (innych właściwie nie było) - nie dowiedziałem się za to, że „Ida” Pawła Pawlikowskiego zdobyła Oscara. O Agnieszce Holland i jej filmie „W ciemności” ledwie wspomniano. Dominowały telebzdety: na przykład pytanie o to, z którego filmu pochodzi zdanie „Bo to zła kobieta była…”.
Aż strach pomyśleć, że ci sami telewizyjni autorzy mogliby przygotować Wielki Test Inteligencji.