Gmina Czarna nie pomogła rannej sowie. Pomógł mieszkaniec
Sowę uszatą mieszkaniec gminy Czarna znalazł niedaleko swojego domu. Twierdzi, że urzędnicy nie chcieli mu pomóc, dlatego na własny koszt odwiózł zwierzę do weterynarza w Przemyślu.
- Samorządowcy ciągle zapominają, że pomoc zwierzętom to ich obowiązek, a nie łaska. I trzeba o tym głośno mówić, bo inaczej nie wygramy ze znieczulicą - mówi Halina Derwisz, prezes Rzeszowskiego Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt.
Około dwuletnią sowę uszatą mieszkaniec gminy Czarna znalazł niedaleko swojego domu, kiedy spacerował z psem. Zwierzę nie mogło odlecieć, ponieważ miało złamane skrzydło. Mężczyzna wrócił do domu po grube rękawice i skrzynkę, do której schował ptaka. O pomoc w zapewnieniu mu fachowej opieki zwrócił się do Urzędu Gminy w Czarnej, który zgodnie z ustawą o samorządzie gminnym ma obowiązek udzielić w takiej sytuacji pomocy rannemu zwierzęciu.
- W odpowiedzi pan usłyszał, że jeśli zapłaci, to odwiozą ptaka do Przemyśla, do kliniki zajmującej się takimi przypadkami. Niestety, ale w wielu gminach takie zachowanie jest ciągle na porządku dziennym - denerwuje się Halina Derwisz.
Sowa żyje, bo człowiek jej pomógł
- Zwierzę jest w niezłej kondycji, ale gdyby z pomocą zwlekano jeszcze 2-3 dni, groziłoby mu trwałe kalectwo. Zdiagnozowaliśmy otwarte złamanie kości ramiennej, dlatego leczenie będzie wymagało operacji - mówi Radosław Fedaczyński, weterynarz z kliniki Ada w Przemyślu.
Ranna sowa do Przemyśla przyjechała we wtorek. Przywiózł ją znajomy mężczyzny, który ją znalazł. Mówi, że obaj liczyli na pomoc urzędników z Czarnej, ale tam jej odmówiono.
Marcin Świątek z UG w Czarnej przekonuje, że sytuacja wyglądała inaczej. Potwierdza, że w poniedziałek był u niego mężczyzna, który znalazł sowę.
- Ale nie odmówiłem pomocy. Zaproponowałem, że zwierzę zbada weterynarz, który zdecyduje, czy kwalifikuje się do odwiezienia do Przemyśla. Ten pan sam zrezygnował i wyszedł - mówi urzędnik.
Mężczyzna, który odwoził ptaka do Przemyśla, odpowiada, że to nielogiczne.
- Czy po to szukalibyśmy pomocy, żeby jej odmówić i ostatecznie samodzielnie odwieźć ptaka do weterynarza? - pyta czytelnik.
- Petent zachowywał się dziwnie, nie wiem, co chciał osiągnąć. Nie rozumiem zainteresowania mediów, czyżby na początku roku brakowało w gazecie tematów? - odpowiada urzędnik, twierdząc, że nie ma sobie nic do zarzucenia.
Halina Derwisz i jej współpracownicy nie wierzą w tłumaczenie urzędników.
- Mieliśmy mnóstwo sytuacji, gdy samorządy odmawiały pomocy mieszkańcom, dopiero kiedy my interweniowaliśmy, udawało się wyegzekwować opiekę dla potrzebującego zwierzęcia. Ten człowiek prosił nas o pomoc, bo nie znalazł jej w urzędzie. Czy zwróciłby się do stowarzyszenia, gdyby było inaczej? - pyta Halina Derwisz.
Najpierw zabieg, później ćwiczenia
Ranna uszatka dzisiaj przejdzie około godzinną operację. Prawdopodobnie zabieg będzie wymagał zespolenia kości specjalnymi gwoździami lub śrubami. Potem ptaka czeka długa rehabilitacja.
- Najpierw sami zadbamy o rozruszanie stawów skrzydła, aby nie zesztywniały. Potem ptak będzie się uczył latać w specjalnej lotni. Po zakończeniu leczenia postaramy się wypuścić go w okolicy, gdzie został znaleziony - mówi Radosław Fedaczyński.