Na lwie Simba z Głogowa Małopolskiego śnieg i mróz wrażenia już nie robią [FOTO, WIDEO]

Czytaj dalej
Fot. Krzysztof Łokaj
Bartosz Gubernat

Na lwie Simba z Głogowa Małopolskiego śnieg i mróz wrażenia już nie robią [FOTO, WIDEO]

Bartosz Gubernat

Potężny kot z Głogowa Małopolskiego ochoczo skacze po zaśnieżonym wybiegu. Po chorobach, które zimą dokuczały mu w pierwszych latach mieszkania u Bielendów nie ma już śladu. Lew najwyraźniej się zahartował i zamiast uciekać przed chłodem do groty, woli dostojnie paradować po swoim wybiegu.

- Chociaż nie można go już podrapać po grzywie, to wciąż wspaniały kompan i ulubieniec całej rodziny. Znakomicie nas rozpoznaje, kiedy go wołamy, biega wzdłuż ogrodzenia wybiegu szukając opiekuna. Sąsiedzi też się chyba do niego przyzwyczaili. To dobrze, bo czasami potrafi tak ryknąć, że słychać go w połowie miasta - mówi Łukasz Bielenda, właściciel lwa Simby.

Już nie leży na kanapie

Panthera leo bleyenberghi, czyli lew angolski to gatunek poważnie zagrożony wyginięciem. Charakteryzuje go jasne, piaskowe umaszczenie. Niewielkie stada na wolności żyją w zasadzie tylko w rezerwatach w Zimbabwe i Angoli. W Polsce można je podziwiać m.in. we wrocławskim zoo oraz w podrzeszowskim Głogowie Małopolskim. Tu w domu przy ul. Fabrycznej od sierpnia 2009 roku mieszka Simba. Jego właściciel, Leszek Bielenda wziął go z cyrku, z myślą o wypuszczeniu na wolność. Los chciał, że życie na sawannie kot zamienił jednak na nowoczesny wybieg, wart więcej niż średniej klasy dom jednorodzinny.

Okazało się, że wady genetyczne uniemożliwią mu normalne funkcjonowanie na wolności. Skoro nie mógł pojechać do Afryki, Afryka przyjechała do niego. Jako czteromiesięczny jeszcze kociak lubił wylegiwać się z właścicielami na kanapie. Dzisiaj jest potężnym, dorosłym zwierzęciem, którego muskularna sylwetka z daleka budzi respekt. Nie wchodzi do niego już nikt, a żeby go nakarmić i posprzątać wybieg, Bielendowie musieli zbudować specjalną klatę, do której kot jest zamykany, aby mogli wejść do jego groty.

Simba mieszka w głębi ogrodu, po sąsiedzku ze szkołą. Kiedy latem wyleguje się na swojej grocie, dzieci podziwiają przez okna w swoich klasach. O swojej obecności regularnie daje znać nawet tym, którzy mieszkają na drugim końcu Głogowa Młp. Kiedy ryknie, po plecach przechodzą ciarki, a ogrodzenie wybiegu zdaje się trząść w posadach. Płot wysoki na ponad pięć metrów jest wykończony zagiętymi do środka pastuchami. Wewnątrz, obok niewysokich iglaków stoi kamienna grota zbudowana na bazie samochodowej izotermy. To tu mieszka król dżungli.

Na wniosek powiatowego lekarza weterynarii właściciele musieli zamontować na ścianie kran, ponieważ przepisy wymagają zapewnienia dostępu do bieżącej wody. Na zewnątrz stoi drugie, niższe ogrodzenie, które ma jeszcze bardziej chronić gości. Nowa barierka uniemożliwia dostęp do kraty wybiegu, co mogłoby się skończyć w najlepszym wypadku odgryzieniem palca ciekawskiego gościa.

Aby lew mógł mieszkać przy domu legalnie, Leszek Bielenda, ojciec pana Łukasza musiał założyć cyrk. A wybieg i jego okolicę wyposażyć nie tylko w bezpieczne ogrodzenie. Przy wejściu stoi tablica z naukowym opisem gatunku reprezentowanego przez Simbę. Obok na wszelki wypadek wisi dokładnie opisany sprzęt służący do odłowienia lwa w razie ucieczki. Jest jeszcze instrukcja postępowania w takiej sytuacji, chociaż według właścicieli nigdy się nie przyda, bo z tej twierdzy nie da się uciec.

- Nawet będąc królem zwierząt - zapewnia Leszek Bielenda.

Operacja złamanego pazura

Grota, w której mieszka lew jest wyposażona w ogrzewanie. Jesienią i zimą temperatura jest w niej dzięki temu wyższa o około 5 stopni Celsjusza niż na zewnątrz.

- Większa różnica nie jest wskazana, bo z tego powodu lew mógłby chorować. Tymczasem on już się przyzwyczaił do niskich temperatur i zimą nam nie choruje - mówi Łukasz Bielenda.

Wspomina sytuację, gdy z powodu anginy kot otrzymywał zastrzyki przy pomocy specjalnej broni.

- Antybiotyk aplikowaliśmy do specjalnych strzałek, które po wbiciu w ciało uwalniały dawkę leku. Było mi szkoda Simby, ale skoro okazało się, że to jedyny sposób, nie miałem wyjścia. Trochę się złościł, kiedy wyciągałem mu z tyłka strzałki, ale chyba zdawał sobie sprawę, że to dla jego dobra – opowiada Leszek Bielenda.

Dzisiaj Simba waży między 280 a 300 kg. Pan Łukasz waży go w podstępny sposób. Specjalna waga jest ustawiana na wybiegu, a na niej na lwa zawsze czeka porcja mięsa. Kot nieświadomy pomiaru wchodzi na platformę i po chwili właściciel ma dokładny wynik. Dane okazały się bardzo pomocne, kiedy na wiosnę lew miał problemy z chodzeniem.

- Utykał na jedną łapę i nie wiedzieliśmy, dlaczego. Dopiero po pewnym czasie udało nam się dostrzec, że jeden z pazurów złamał się i w nienaturalny sposób zagiął się po łapę. Uwierał go podczas chodzenia - mówi pan Łukasz.

Bielendowie na pomoc wezwali weterynarza. Do badania i zabiegu kota trzeba było zwabić do klaty weterynaryjnej przy wybiegu. Dopiero po uśpieniu lekarz przystąpił do trwającej około 30 minut operacji.

- Zanim Simba zasnął, zdążyliśmy położyć na betonie styropian, aby było mu ciepło. Waga była w tej sytuacji o tyle istotna, że weterynarz wiedział, ile można w bezpieczny sposób podać zwierzęciu środka nasennego - mówi pan Łukasz.

6 kilogramów mięsa

Wokół groty w ostatnim czasie pojawiło się drewniane zadaszenie, które chroni lwa przed nadmiernym nasłonecznieniem i opadami. Bezpośrednio pod nim Bielendowie zbudowali drewniany podest. Zarówno działka, wybieg, jak i wnętrze groty są przez całą dobę monitorowane. Obraz na żywo można odbierać na potężnym telewizorze w salonie. Efekt? Kiedy w środku nocy pan Leszek chce zobaczyć co robi jego pupil, nie musi wychodzić z domu. Wystarczy, że zejdzie w piżamie do salonu i włączy telewizor.

- Zimą karmimy lwa raz dziennie. Dostaje około 6 kilogramów wołowiny. Nawet, jeśli nie zje jej od razu, w takich temperaturach nic się nie dzieje. Gorzej jest latem, kiedy mięso szybko się psuje. Wówczas jednorazowo dajemy mniejsze porcje - mówi pan Łukasz.

Obecna dieta lwa nieco różni się od tej, jaką Bielendowie stosowali cztery lata temu. Wówczas po przebytej anginie Simba zaczął mieć problemy ze stawami, jak się okazało, z powodu niedoboru minerałów. Przyczyną problemu było zbyt czyste mięso. Zgodnie zaleceniem lekarzy Simba poza czystą wołowiną zaczął dostawać także całe kury, króliki oraz różnego rodzaju podroby.

Najbardziej smakowały mu wołowe serca oraz pełne chrząstek ogony. W ten sposób właściciele sprawili, że wyniki badań są już teraz bardzo dobre. Dodatkowa suplementacja preparatami witaminowymi sprawiła, że Simba jest okazem zdrowia, a pod lśniącą sierścią i bujną grzywą skrywa ponad 180 kg czystej masy mięśniowej. Chociaż lew osiągnął już dojrzałość płciową, Bielendowie nie zamierzają kupować dla niego samicy.

- Przy jednym lwie i tak jest dużo pracy - mówi pan Łukasz.

Bartosz Gubernat

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.