Takiego wzmożenia nie było w telewizji od czasów, gdy redaktor Tadla witała nas z bunkra na Majdanie w stylowym hełmie, kuloodpornej apaszce i tipsach koloru khaki - uważa Krzysztof Szubzda.
Gdy nad Borami Tucholskimi dokonał się Armagedon, nie każdy z nas prostych ludzi uświadamiał sobie grozę sytuacji. Ale kiedy pani premier nie była w stanie przyjechać na wywiad do telewizji i redaktor Ziemiec musiał ją przepytać w remizie strażackiej, od razu poczuliśmy, że leśne huragany to nie przelewki. Nie było blichtru i telewizyjnych dekoracji. Rzeczowej rozmowie towarzyszył zwyczajny, wypolerowany do czerwoności wóz strażacki. Widzowie byli wic spokojni, że gdyby jakiś tajfun raz jeszcze zerwał się nad Polską, pani premier w każdej chwili może przerwać wywiad i ruszyć do akcji. Obok szacownego gościa nie było zwyczajowego stoliczka ze szklanką wody.
Takiego wzmożenia nie było w telewizji od czasów, gdy redaktor Tadla witała nas z bunkra na Majdanie w stylowym hełmie, kuloodpornej apaszce i tipsach koloru khaki. To były emocje! Grozą wionęło, że ho-ho! Tym razem też czuło się gęste powietrze. Pani premier zdjęła nawet broszę i garsonka poszła w kąt. Kraj zawisł na krawędzi, więc władza wbiła się w przyciasne dżinsy i zaraz pewnie będzie łatać dachy w Suszku. Od razu przypomniała mi się kryzysowa kurtka Tuska, którą były premier zakładał zawsze, kiedy chciał nam powiedzieć, że oto skończyła się polityka, a zaczęła się realna praca dla kraju. Praca, której nie da się wykonywać w garniturku, nawet jeśli jest się premierem. Za każdym razem te proste przebieranki władzy tak nas ujmują! Tusk w kurtce na wałach, Gierek w gumiakach na budowie, Gomułka w fartuchu w mleczarni, Szydło w dżinsach w remizie.
Tym razem władza postanowiła przebrać się dla nas jeszcze bardziej. Zrobili dla nas coś, czego wcześniej nie przerabialiśmy, bo i nigdy wcześniej nie mieliśmy aż tak robotnej władzy. Otóż do rekwizytorium ukazującego aktywność doszła zmiana obuwia! Tak-tak pani premier w remizie pokazała się w tak antypoślizgowych traktorach, z takim atestem ISO, że ani tornado, ani totalna opozycja nie mogła jej wytrącić z równowagi. Więc co zaczęli robić niewdzięcznicy? Jątrzyć, knuć i dywagować, czy buty nie są nazbyt czyste. Aluzja jest jasna: tylko bumelant i warchoł nie uświni butów przy pracy. Na przykład minister Macierewicz pomagając borom ugrzązł w terenie w zbyt czystych pantofelkach i zaczął się totalny hejt pantofli. Gdzie są szturmowe oficerki ministra? Gdzie płaszcz i saperka?
Podobny błąd popełnił wojewoda Drelich. Nazwisko było dobre, bo robocze, ogólna aparycja też kryzysowa, solidne buciory na grubej podeszwie, ok, ale dlaczego lśnią jak świeżo wyjęte z pudełka. Wnioski są proste: wojewoda nie pomagał. Na szczęście telewizja szybko pokazała brud na butach premier i opozycja straciła impet.
Redaktor Ziemiec zastosował tak zwaną ucieczkę do przodu i od razu wyjął z bokówki stare, rozczłapane zamszaki i pokazawszy się w nich w remizie, jasno zakomunikował, że jak tylko zaryczy nowa trąba powietrzna, pójdzie i ją zatrzyma. Tylko dlaczego połączył działkowe buciska z eleganckim garniturem? Czy w takim stroju Zimiec pokona tajfun? Widz może mieć tu poważne wątpliwości. Kiedy redaktor Tacik donosił z obozu uchodźców miał trampki i zabandażowaną głową. Nie mieliśmy wątpliwości, że gość nadstawia dla nas własną głowę. Był zaangażowany od stóp do głów. Redaktor Zimiec tylko od stóp.
Wiadomo, że buty w mediach to sprawa najwyższej wagi. Przez osiem lat prowadziłem pewien program w naszej telewizji i wiem, że ludzie nie pamiętają o czym, kto mówił, ale zawsze pamiętają buty prowadzących. W polityce but odgrywa jeszcze ważniejszą rolę. Nikita Chruszczow, gdy nie mógł dobić się do głosu na sesji ONZ, zdjął but i zaczął walić nim w mównicę. Od razu udzielono mu głosu. A pamiętacie, ile było wątpliwości wokół papieża Franciszka, kiedy pokazał się w czarnych butach na grubej podeszwie. Nawet ultrakatolicki Cejrowski, powiedział, że nie chce papieża w paskudnych buciorach.
Nasz prezydent woli się pokazać w dobrych butach, czasem dla zwiększenia obuwniczego kontrastu każe zakładać swoim gościom szpitalne foliaki. Bardzo to wszystko skomplikowane, ale myślę, że po ostatniej katastrofie w Borach Tucholskich wszyscy odrobiliśmy ważną lekcję.
Po pierwsze: władzy należy patrzeć nie tylko na ręce, ale też na nogi. Zwykle im gorsze ma władza buty, tym mniej ma też buty. Samorządowcy dotkniętych nieszczęściem regionów nauczyli się, że bez względu na to, co zrobili, opinia publiczna rozliczy ich głównie za to, jak wyglądali podczas wywiadu. Warto więc włożyć gumofilce, szelki ratownicze, a może nawet przytroczyć topór strażacki do boku. Prezenterzy powinni się zaciąć, podciąć, nabić sińca, w ostateczności osmalić sobie uszy zapalniczką przed wejściem na żywo. Ludzie chcą widzieć, że im zależy. No a pani premier musi na przyszłość reagować szybciej. Jest pierwszy komunikat o klęsce, od razu, nie czekając na wizażystkę, trzeba zmierzwić fryzurę, zamienić broszę-sowę na broszę-orła i czekając na telewizję delikatnie wbijać w palce drzazgi.