Dziwny powód opóźnienia remontu
W porównaniu z poprzednimi latami, teraz na białostockich ulicach dzieje się niewiele.
W oczekiwaniu na rozpoczęcie przebudowy trasy niepodległości miejscy urzędnicy zaliczają kolejne podejście - na papierze - do przebicia ul. Sitarskiej. Nie ma sensu przypominać historii tej inwestycji, choć należy wspomnieć, że powinna zostać oddana jako jedna z pierwszych. Jeśli jednak będzie przebiegać w dotychczasowym tempie, to szybciej doczekamy się nie tylko wspomnianej trasy niepodległości, ale może i w końcu jakiejś dużej obwodnicy Białegostoku. Gwoli sprawiedliwości trzeba oddać, że niektóre trudności były niezależne od magistratu, jak choćby przeciągające się procedury przetargowe czy wywłaszczeniowe.
Był jednak taki czas, że przy przebudowie ulic pracowano w Białymstoku także nocami (i to pod koniec roku). Wspominam o tym na kanwie tego, czego doświadczają teraz kierowcy na ulicy Piastowskiej. Przebudowa skrzyżowania z ulicą Chrobrego miała zakończyć się 25 października. Tak się nie stało. Kolejny termin to połowa listopada. Oczywiście, podczas prac mogą zdarzyć się nieprzewidziane trudności. A to ujawnią się jakieś kable, których nie ma w planach, a to bardziej uszkodzona jest sieć wodociągowa czy ciepłownicza. Nieraz zdarzało się też „nadgryzienie” przez łyżkę koparki rury gazowej. Teraz chyba po raz pierwszy zawiódł nie czynnik atmosferyczny czy techniczny, a społeczny. W przypadku Piastowskiej rozchodzi się o wrześniowy marsz Sybiraków. Bo koniecznością zapewnienia przeprowadzenia maszerujących przez teren budowy urzędnicy uzasadniali także zmianę terminu zakończenia prac przy Piastowskiej.
Jeśli tak było, to magistrat w ogóle nie powinien podnosić tego argumentu jako swoje alibi. Bo wrześniowy przemarsz to chluba Białegostoku. Na przejście trzykilometrową trasą ściągają Sybiracy, ich wnukowie z całego świata. Tłumaczenie, że godzina marszu mogła mieć wpływ na trzytygodniowe opóźnienie w pracy drogowców jest wizerunkowym samobójem służb informacyjnych prezydenta.