Dziwny jest ten świat. Najbardziej wkurza mnie, gdy słyszę, jak to nauczyciele mało pracują i jak długie mają wakacje
Spotkałem w swoim życiu nauczycieli wspaniałych - podejrzewam wręcz, że dzięki „pani od polskiego” z czasów podstawówki zostałem dziennikarzem. Przydarzyli mi się również pedagodzy, o których wolałbym zapomnieć, a jakoś nie mogę.
Generalnie jednak mam ogromny szacunek do tej grupy zawodowej za jej ciężką pracę w ekstremalnych warunkach: przy kiepskiej płacy, za to w towarzystwie coraz mniej grzecznych dzieci oraz ich coraz bardziej roszczeniowych rodziców, którzy zawsze wiedzą lepiej, jak powinno się uczyć, a za wszelkie kłopoty swych pociech lubią obwiniać szkołę.
Najbardziej wkurza mnie, gdy słyszę, jak to nauczyciele mało pracują i jak długie mają wakacje. Zazwyczaj nikt z tych znawców nie zdaje sobie sprawy, jakie męki przeżywa nauczyciel, zmagając się po godzinach z „twórczością” niektórych uczniów i jak depresyjny może być lipiec, jeśli nie stać cię na wakacyjny wyjazd, tylko siedzisz w mieszkaniu w bloku i twoje atrakcje to co najwyżej film i książka.
Gdy myślę o nauczycielach, przypomina mi się dzień, kiedy pewnej znajomej oddawałem w szkole ważne dokumenty. Nagle zabrzmiał dzwonek i dzieci wybiegły z klas na korytarz. To naprawdę było zjawisko: niesamowity hałas i tłum maluchów, które tylko jakimś cudem unikały czołowych zderzeń. Nikomu nie zazdroszczę codziennej pracy w takich warunkach, z taką odpowiedzialnością (także prawną) i za takie pieniądze.
I dlatego nie dziwię się, że nauczyciele w końcu zaczęli grozić strajkiem, dziwię się raczej, że wytrzymali aż tak długo. To naprawdę grupa ludzi zasługujących na szacunek. Także za to, jak niewielu z nich, choćby w porównaniu z lekarzami, było w przeszłości bohaterami afer korupcyjnych. Mamy wobec nich wielki dług.