Dzięki dobrym ludziom Maja wróciła z piekła
Maja to dziś sama radość. Ale przeszła gehennę. Łukaszowi F., który miał ją trzymać w szopie bez jedzenia i wody, grozi do dwóch lat więzienia.
- To był dramat! Trzy lata jestem wolontariuszką i pierwszy raz widziałam psa w takim stanie. Wyglądał jak w agonii. Sikał pod siebie. W ogóle się nie ruszał i nie był w stanie usiąść. Niemożliwe, aby właściciele nie widzieli, w jakim jest stanie. Niemożliwe, aby do takiego stanu został doprowadzony w kilka dni. To musiało trwać miesiącami – opowiadała wczoraj przed sądem 30-letnia Danuta.
Jest wolontariuszką Fundacji Obrony Praw Zwierząt Anaconda. 20 lutego tego roku przyjechała na interwencję do Santoka, bo fundacja dostała dwa niezależne od siebie zgłoszenia o znęcaniu się nad kilkumiesięcznym psem.
Zwierzę było zamknięte w szopie obok domu 28-letniego Łukasza F., który mieszka z siostrą i jej 3-letnim dziś dzieckiem.
Młodego mężczyzny nie było wczoraj w sądzie. Na zdjęciach, które publikuje na swoim profilu na Facebooku, można jednak zobaczyć, że jest przywiązany do siostrzeńca. Lubi też imprezować i często pokazuje do obiektywu środkowy palec, i to od razu obu dłoni.
W zeszłym roku na urodziny sprezentował siostrzeńcowi pieska. Dostał go od babci. Czworonóg miał być przez rodzinę regularnie karmiony i wyprowadzany. Po czasie miało się okazać jednak, że atakuje dziecko, drapie je i chwyta za nogawki. Wtedy zapadła decyzja, by psa nie oddawać i trzymać go w szopie.
- Nigdy bym nie skrzywdził zwierzęcia. W domu mamy nawet królika i kota. I te zwierzęta mają się świetnie – mówił Łukasz F., gdy był przesłuchiwany przez śledczych.
20 lutego suczka Maja była jednak ledwo żywa. – Piesek wykazywał silne otępienie. Nie reagował na bodźce. Był to stan poprzedzający śpiączkę. Przednie łapy były wiotkie, nie wykazywały napięcia nerwowego. Był znaczny zanik mięśni – mówił wczoraj w sądzie Paweł Niczyj, weterynarz, do którego przewieziono psa. Maja wówczas także traciła słuch i wzrok. Na szczęście udało się ją uratować, bo Łukasz F. zgodził się, by fundacja zabrała psa i pokryła koszty leczenia i opieki.
- Wjechałam oskarżonemu na ambicję. Zapytałam, czy chce, aby dziecko patrzało na to, jak pies umiera – mówiła wczoraj w sądzie wolontariuszka Danuta.
Mają zaopiekowała się – i robi to nadal – Agnieszka Tarnowska, wolontariuszka fundacji. Dziś zwierzak to okaz zdrowia i radości.
Łukaszowi F. grozi do dwóch lat więzienia. – Zdajemy sobie sprawę, że kara w tej wysokości to może być pobożne życzenie. Chcemy jednak, by sprawca został skazany na więzienie – mówił po wyjściu z sali rozpraw radca prawny Dariusz Gera, pełnomocnik Anacondy, który pomaga zwierzętom nie biorąc za to ani złotówki. Sędzią w sprawie jest Magdalena Kowalczyk. To właśnie ona parę miesięcy temu wydała wyrok w głośnej sprawie Adama B. 54-latek z Łośna we wrześniu zeszłego roku niemal zakatował pałką suczkę Mayday (wczoraj nowa właścicielka Mayday też była w sądzie). Adam B. został skazany na osiem miesięcy więzienia.