Drobiazgi kultury. Felieton Zofii Gołubiew: Morderca
zanowni Państwo, mieszkam w rejonie remontowanych obecnie ulic: Królewskiej, Bronowickiej. Ten remont był już bezwzględnie konieczny. Tramwaje jeździły tak, jakby za chwilę miały wypaść z szyn, a auta trafiały na ogromne dziury przy torowisku. Nie mówię już o hałasie, który był nie do zniesienia.
Teraz cisza. Tylko czasem odgłosy budowy, te jednak cieszą, bo dają nadzieję na przyszłe wyciszenie tramwajów.
Jest dla nas, mieszkańców, sporo utrudnień, ale przecież „coś za coś”. Nie godzę się z głosami krytyki, z narzekaniem, będącym naszą specjalnością. Zamiast tramwajów jeżdżą wygodne autobusy, mogliby wprawdzie niektórzy kierowcy pamiętać o tym, że wiozą ludzi, a nie np. worki z kartoflami, i nie szarpać pojazdem, zwłaszcza przy hamowaniu. Na tej trasie jeździ wiele starszych osób, które z przerażeniem łapią jakieś uchwyty, obawiając się upadku.
Mam też nadzieję, że projektanci remontu zaplanowali zbudowanie specjalnych peronów, czyli podwyższenia jezdni na przystankach, jak to jest np. przy ulicy Józefitów. Mają one dwa zadania: po pierwsze, łatwiej się wsiada i wysiada, nawet do pojazdów wysokopodłogowych, zwłaszcza z wózkiem.
A po drugie, wymuszają na kierowcach znaczne zwolnienie, działają jak tzw. szykany. To jest, według mnie, bardzo ważne, wielokrotnie bowiem widziałam sytuacje ogromnie niebezpieczne, wręcz będące zagrożeniem zdrowia czy życia. Chodzi o to, że kierowcy, chcąc koniecznie wyprzedzić tramwaj na przystanku, bardzo szybko przejeżdżają obok, nie bacząc na otwierające się już drzwi pojazdu. Niedawno, jeszcze przed rozpoczęciem remontu, byłam świadkiem takiej, mrożącej krew w żyłach, sceny. Tramwaj zatrzymał się na przystanku „Głowackiego”, drzwi się otworzyły. Pierwsza wysiadała młoda dziewczyna. Już postawiła nogę na jezdni, kiedy z wielkim pędem nadjechało duże dostawcze auto. Mignęło nam przed nosem i pojechało dalej. Zdążyłam jedynie zauważyć, że było żółte. Młoda, zwinna dziewczyna zdołała uskoczyć z powrotem do wozu, ale obok niej już szykowała się do wyjścia mocno starsza pani o lasce. Nie chcę sobie wyobrażać, co by było, gdyby to ona pierwsza zeszła ze stopnia na jezdnię.
W tym miejscu chciałam - jak zwykle - napisać o kulturze, a właściwie o jej braku u kierowcy tego auta, ale myślę, że byłby to czysty eufemizm. Znacznie trafniej skomentował to mężczyzna też stojący przy drzwiach, który głośno i z oburzeniem krzyknął: „Morderca!!”. I miał rację.
Czekamy więc na perony, cierpliwie znosząc niedogodności remontu.