Dramaty millenialsa. Nic nie cieszy tak jak zombie
Istnieją dwa święta, których obchodzenie wychodzi mi wyjątkowo kiepsko: Tłusty Czwartek i Prima Aprilis.
Pierwsze jest klęską z powodu mojej pogardy dla przekąsek tłustych i słodkich, drugie z uwagi na wrodzoną naiwność. Kiedy więc usłyszałam, że Jacek Dehnel pisze książkę o zombie pomyślałam, że tym razem się nie dam, nie nabiorę i nie wystawię na pośmiewisko. Zadzwoniłam więc do wydawnictwa z pytaniem czy to prawda, a wydawnictwo na to: prawda, zapraszamy do lektury. Nie minęło kilka dni, a w sieci pojawił się trailer nowego filmu Jima Jarmusha. Temat: zombie. I zapowiedź kolejnego sezonu „Santa Clara Diet”, oczywiście też o Zombie. Po tej wyliczance zaczynają się w głowie uruchamiać kolejne skojarzenia: „World War Z”, „Walking Dead”, „Gra o Tron”… Nie ma co kryć, pokochaliśmy zombie. Pytanie tylko: za co?
W wampirach jeszcze coś było: arystokratyczne korzenie, styl, szyk, odziana w welur i jedwab elegancja. Wilkołaki również dawały powody do zachwytu (niby człowiek, a wilczur - takie to sprytne). Nawet Godzilla i Hedora miały coś w sobie. Ale zombie? Ani to ładne, ani mądre, ani romantyczne, w fabułach występujące wyłącznie jako bezmyślna, popychana wolą przetrwania i niszczenia masa. Naprawdę, godnego sobie wybrała współczesna pop-kultura bohatera.
Jeśli jest bohater są i teorie. Badacze trendów popularność żywych trupów tłumaczą rozmaicie: bo bombardowani wizjami klimatycznej i ekonomicznej katastrofy, chcemy pooglądać apokalipsę w bezpiecznie absurdalnej wersji, bo zombie mogą być metaforą dowolnego współczesnego wirusa: od nacjonalizmu po konsumpcjonizm, wreszcie bo pop kulturowe guilty pleasure nie są już guilty. Tyle powody zza oceanu. Myślę, że na rodzimym gruncie argumentacja wyglądałaby nieco inaczej. Przecież zombie pasują do polskiego krajobrazu jak żaden inny stwór. Największe wystawy poświęcamy zmarłym artystom, biografie nieżyjących stają się bestsellerami, a zdjęcia z pogrzebów hitem internetu. Żałoby narodowe wprowadzamy ostatnio rekordowo często, pomniki stawiamy na potęgę, a nekrologi w gazetach wciąż zajmują całkiem wiele miejsca.
Idą z nami nasi zmarli krok w krok - i dobrze, po pamięć i szacunek to wiadomo, ważna rzecz. Warto jednak trzymać ich jak zombie - na dystans. Bo jak uczy popkultura: chwila nieuwagi i zrobi się niebezpiecznie.