Dni krów z Ciecierzyc są już policzone? Obrońcy wciąż o nie walczą
Obrońcy zwierząt twierdzą, że stado krów z Ciecierzyc ma zostać wybite już po tej niedzieli. W internecie skrzykują się, by zorganizować „miasteczko” w miejscu przebywania stada i zablokować wywóz krów do rzeźni...
- Dostałyśmy wiadomość, że krowy z Deszczna w przyszłym tygodniu mają być cichaczem wywiezione na rzeź. Nie chcą ich badać, bo jeśli się okaże, że są chore, to będą musieli wybić wszystkie krowy w okolicy – poinformowała nas Magdalena Piwko.
– Wiemy o tym od osoby, która pracuje w gorzowskiej inspekcji weterynaryjnej – dodawał Konrad Kuźmiński z Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt. Oboje, choć każde z osobna, stają w obronie stada około 170 krów (z różnych stron padają różne liczby, ale ta pojawia się najczęściej) z Ciecierzyc. Krowy mają zostać wybite, bo od wielu lat nie były badane i mogą być chore. Z kolei ich właściciele, 57-letni bliźniacy z Ciecierzyc, nie są w stanie nad nimi zapanować. Krowy chodziły samopas. Niszczyły więc plony innych gospodarzy. Z czasem zaczęły stanowić zagrożenie epidemiologiczne, a nawet drogowe.
O rozwiązanie problemu krów mieszkańcy gminy Deszczno walczyli od wielu lat. W końcu sąd nakazał odebranie krów, a ministerstwo rolnictwa przeznaczyło na ich zabicie i utylizację 350 tysięcy zł. Zwierzęta zostały zebrane więc w jednym miejscu. Przez pewien czas przebywały na łące tuż nad Wartą na wysokości Czechowa po „deszczeńskiej” stronie rzeki.
Gdy 2 maja o planowanym wybiciu krów powiedzieli: wojewoda Władysław Dajczak i lubuski lekarz weterynarii Zofia Batorczak, w Polsce zawrzało. Obrońcom zwierząt z całego kraju w kilkadziesiąt godzin udało się zebrać deklaracje przejęcia krów przez osoby, które są w stanie się nimi zaopiekować. 13 maja w ministerstwie rolnictwa rozpoczęły się rozmowy obrońców z urzędnikami. Od tamtego dnia nie ma jednak żadnej oficjalnej informacji, jaki los czeka krowy. 16 maja wysłaliśmy do Głównego Inspektoratu Weterynarii pytanie, czy krowy mają zostać wybite czy przekazane obrońcom zwierząt. Do dziś nie otrzymaliśmy w sprawie stada żadnej odpowiedzi.
W czwartek w Gorzowie gościł główny lekarz weterynarii Bogdan Konopka (był na konferencji w sprawie afrykańskiego pomoru świń). Dziennikarze chcieli go zapytać o to, czy w sprawie krów z Ciecierzyc została podjęta jakaś decyzja, a jeśli nie, to ile jeszcze trzeba na nią czekać. Gdy dziennikarz GL poprosił go o wypowiedź dla mediów, rzucił: - Nie udzielam wywiadów.
Dziennikarze chcieli też porozmawiać z Zofią Batorczak, wojewódzkim lekarzem weterynarii. Poprosili, by przed kamery i mikrofony zaprosiły ją służby prasowe wojewody. Ona jednak odmówiła. O tym, że wojewódzki lekarz weterynarii nie reaguje na telefony dziennikarzy, w środę informował RMF. Gdy sprawa krów z Ciecierzyc stała się głośna, reporterzy tej stacji radiowej mieli wykonać 26 połączeń do wojewódzkiego inspektoratu weterynarii. I za każdym razem mieli słyszeć, że lekarz wojeódzki jest na spotkaniu.
- Ja tylko w pewnym momencie miałem swoją rolę, gdy – wyrokiem sądu – miała być wykonana decyzja powiatowego lekarza weterynarii – mówi o zwróceniu się do ministra rolnictwa o pieniądze wojewoda Władysław Dajczak. – Wciąż czekamy na dalsze decyzje – mówił dziennikarzom w czwartek.
- Oficjalnej decyzji jeszcze nie ma – mówi nam anonimowo jedna z osób, która brała udział w Warszawie w kilku spotkaniach poświęconych krowom z Ciecierzyc. - Nie jest wykluczone, że decyzja o wybiciu krów już zapadła - dodaje. Relacjonuje też, że urzędnicy nie wiedzą, co mają zrobić. Z jednej strony jest bowiem decyzja sądu, która nakazuje wykonanie decyzji powiatowego lekarza weterynarii (czyli wybicie krów). Z drugiej strony jest wyraźny sprzeciw społeczny (nie tylko obrońcy praw zwierząt wytykają, że 350 tys. zł lepiej przeznaczyć na zbadanie krów niż na ich wybicie).
Na piątek 24 maja obrońcy zwierząt zaplanowali akcję w obronie krów przed siedzibą Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi w Warszawie. Z kolei w weekend w pobliżu miejsca, gdzie są krowy, planują rozstawić miasteczko namiotowe i pilnować zwierząt przed ich wywiezieniem do rzeźni.
- Najwięcej osób ma być w niedzielę, bo w sobotę spora część jeszcze pracuje – mówi Magdalena Piwko.
Aktualnie krowami opiekuje się gmina Deszczno. Każdego dnia na jedzenie dla zwierząt oraz utrzymanie osób, które ich pilnują idzie aż 3 tys. zł. Niedawno urzędnicy przenieśli stado z zagrody na wysokości Czechowa 4 km dalej, w stronę wsi Borek.