Czeremcha. Sołtysowi podcięli gardło. Nikt nic nie pamięta
Do zabójstwa doszło podczas zakrapianej alkoholem imprezy. Razem piło czterech mężczyzn. Jeden nie żyje, reszta nic nie pamięta.
Potencjalni sprawcy zabójstwa w Czeremsze jak gdyby nigdy nic chodzą na wolności. A policja w tej sprawie nabrała wody w usta.
- Hajnowska policja prowadzi nadzorowane przez prokuraturę śledztwo w sprawie zabójstwa 65-letniego mężczyzny, do którego doszło 20 listopada 2016r. Obecnie śledztwo toczy się „w sprawie” - mówi Irena Kuptel, oficer prasowy hajnowskiej komendy.
Do tragedii miało dojść podczas spotkania czterech mężczyzn w mieszkaniu przy ul. Topolowej w Czeremsze.
- Wokół tego morderstwa jest dziwna cisza. A osoby, które były z nim wówczas na tej imprezie, chodzą ciągle na wolności - mówi nam osoba z Czeremchy.
Bazyl Wiszenko, emerytowany kolejarz i były sołtys wsi Czeremcha-Osada, poszedł w odwiedziny do kolegi. Było tam dwóch jego znajomych.
Prawdopodobnie alkohol lał się strumieniami. Jak doszło do tragedii, tego nikt nie wie. Faktem jest tylko, że kiedy od kilkunastu godzin do Wiszenki nie można było się dodzwonić, zaniepokojona rodzina zaczęła go szukać.
- Lekarz stwierdził zgon z powodu przecięcia tętnicy szyjnej. Dodał, że mężczyzna po ataku zabójcy mógł żyć jeszcze kilkanaście minut - twierdzi osoba, która obserwowała pracę policji.
Trzech kolegów Wiszenki: B., R., Z. zostało zatrzymanych na 48 godzin. Żaden nie przyznał się do zabójstwa. Wszyscy jak jeden mąż zasłaniali się niepamięcią z powodu nadmiernej ilości wypitego tego dnia alkoholu.
- Jestem jednak zdziwiony, iż nie było wniosku o areszt tymczasowy - mówi nasz rozmówca. - Na pewno już zdążyli uzgodnić wersję wydarzeń.
- Ale są metody, dodam, że najzupełniej legalne metody, żeby któregoś z tych delikwentów zmusić do gadania - twierdzi jeden ze śledczych. - Wszystko tylko zależy od umiejętności i determinacji policji. Zabójstwo to najcięższa kategoria przestępstwa i tu nie ma co się cackać. Upływający czas działa na niekorzyść, a przecież poszlaki w tej historii wydają się wystarczające .
Z naszych informacji wynika, że policja „dla dobra śledztwa” zabroniła rodzinie kontaktu z mediami. To nieco dziwne, bo w innych przypadkach zwykle prosi się media o nagłośnienie sprawy szukając w ten sposób świadków zdarzenia.
Może w historii z Czeremchy mamy do czynienia z finezyjną grą śledczych, żeby uśpić czujność podejrzanych?
Bo chyba nie chodzi o to, że - jak mówią plotki - wszystko z powodu tego, że wnuczka B. może pracować w białostockiej policji...