Czarna Dama - oficjalny zwiastun filmu. Krzysztof Szubzda, współreżyser: Czarna Dama to silna kobieta, która niszczy (wideo)
Iza na pewno pasowała mi wizualnie - mówi o aktorce kreującej tytułową postać w nowym filmie osadzonym w historycznym Białymstoku Krzysztof Szubzda, współreżyser.
Kto ostatecznie zdecydował o fabule filmu „Czarna Dama”? Najpierw bohaterem miał być detektyw Pierso?
Krzysztof Szubzda: To się ucierało jakieś dwa lata. Przynosiłem co pewien czas scenariusz i zawsze się komuś nie podobał. Największy udział w dyskusjach brał Łukasz Seweryński, drugi współreżyser, Hubert Buharewicz z Muchy na Dziko, który był głównym logistykiem i kierownikiem planu zamieniał kompletny chaos w twórczy bałagan, przegadywaliśmy też ten temat z Pawłem Jankowskim z Cząstki Podlasia. Aż wreszcie przeszedł pomysł, że bohaterką będzie kobieta. Wersja z detektywem wydała nam się zbyt obliczalna, grzeczna, po prostu zwyczajna.
Czy Czarna Dama będzie miała zgodnie z legendami „czarną półmaskę”?
(Śmiech) Nie. Czarna Dama to rzeczywiście nawiązanie do białostockiej legendy z lat 20. XX wieku. Konsultowaliśmy to z historykami - Andrzejem Lechowskim i Wiesławem Wróblem. Dużo nam pomagali, ale postanowiliśmy tylko lekko oprzeć się na tej historii. Korzystamy tylko z postaci tej ponoć nieszczęśliwej kobiety. Podobno przyjechała z Warszawy, a jej wzgardzona miłość obróciła się w niszczycielską siłę. Dotykamy tylko tej kwestii - silnej kobiety, która ma powody, by niszczyć.
Od razu było wiadomo, kto zagra główną rolę?
Ja nie byłem przekonany od początku do Izy Wilczewskiej (aktorka BTL, która jest filmową Czarną Damą). Pomysł wyszedł od Huberta Buharewicza, który znał ją ze środowiska kabaretowego, z którego zresztą Iza szybko uciekła w stronę teatru. Iza na pewno pasowała mi wizualnie. Ma taką klasyczną urodę, idealną do filmów gatunkowych, właśnie kryminału. Ale mogę powiedzieć, że wreszcie się przekonałem. Emocjonalnie była zupełnie inną Czarną Damą niż sobie wyobraziłem i chyba skończyło się na tym, że to ona nas przekonała do swojej wizji tej postaci, a nie ja ją do mojej. I chyba wreszcie to zaakceptowałem.
Na planie pojawiło się mnóstwo amatorów, choćby znany DJ - Leszek Grzegorczyk.
Zaangażowaliśmy go, bo ma fajną twarz, która dużo niesie. Patrzymy na niego jak na radosnego, przyjemnego DJ-a, ale sama twarz jest surowa, mógłby nawet zagrać esesmana. Potrzebowaliśmy postaci śledczego, który niedużo mówi, ale mocno wygląda. Kiedy pojawił się na ekranie, zobaczyłem że pasuje.
Z zawodowców wypatrzyłem Adama Woronowicza.
Ten świetny aktor zagra rolę doktora Ginzburga, właściciela Hotelu Metropol, który mieścił się w pięknie dziś odrestaurowanej kamienicy przy Krakowskiej 1, i był również miejscem uciech. A jako, że był przy okazji ginekologiem, zapewniał wysoką jakość usług pełnionych w tym miejscu.
To pierwsza reżyseria filmowa w karierze twórczej?
Tego słowa używam bardzo oszczędnie. Gdyby to był teatr, moje doświadczenie kabaretowe czy konferansjerskie mogłoby tu procentować, ale jeśli chodzi o reżyserię filmową - bardzo mocno opierałem się na współpracy z wieloma fajnymi ludźmi. Głównie z Pawłem Jankowskim i całą ekipą. Nieocenionym wsparciem był dla mnie Łukasz Seweryński człowiek, który dotąd zajmował się tworzeniem reklam, kampanii marketingowych, ale ma tak ogromną wyobraźnię wizualną i niespożytą energię, że nie mieścił się już dłużej w gorsecie człowieka od spotów i porwał się na film. Nie byłbym reżyserem, gdybym na nich nie trafił i chyba nie przesadzę, mówiąc, że ten film robił się sam. Ja byłem reżyserem, który raczej stwarzał fajną atmosferę i pchał wszystko do przodu, a film dział się... sam. Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że uwierzyłem, że jestem pełnokrwistym reżyserem.
Wyjeżdżaliście też poza Białystok?
I jeszcze będziemy wyjeżdżać. Dużo plenerów zagra Muzeum Wsi.
To kiedy premiera?
26 kwietnia.