Cierpliwość w Lechu się przyda, tak samo jak jakość...
Po ostatnich meczach kibice Lecha mają prawo do niepokoju. Porażka w Haugesund (rewanż w czwartek o godz. 20) i remis z Sandecją chluby nie przynoszą.
– Gdybym był Ancelottim lub Mourinho to pewnie odmieniłbym zespół w jeden dzień. Nie jestem jednak tak dobrym trenerem i mogę tylko apelować do kibiców o cierpliwość. Jestem jednak przekonany, że będziemy grali lepiej i to już niebawem – mówił Nenad Bjelica, trener Lecha po niedzielnym remisie z Sandecją Nowy Sącz na inaugurację ekstraklasy.
Problem polega jednak na tym, że Kolejorz nie ma zbyt wiele czasu na dochodzenie do optymalnej formy, bo już w czwartek będzie musiał odrabiać straty z pierwszego meczu z norweskim FK Haugesund (2:3). Jeśli odpadnie z LE, to będzie to osobista porażka chorwackiego szkoleniowca, który nie tylko firmował wszystkie transfery, ale mówił również o zaangażowaniu Lecha w rundzie jesiennej grą na trzech frontach. Jeden z nich może się tragicznie załamać, jeśli poznańska Lokomotywa porządnie się nie rozpędzi. Oczywiście sezon się wtedy nie skończy, ale zaufanie do działaczy, trenera i nowych zawodników może spaść do niebezpiecznego poziomu.
Ilość nie przejdzie w jakość?
Dwumecz z I rundy eliminacyjnej Ligi Europy, z macedońskim Pelisterem, nie pozwolił na wyciągnięcie wniosków, ponieważ na tle mizernego rywala Kolejorz prezentował się niczym prawdziwy atleta przy cherlawym siłaczu. Haugesund to przeciwnik z wyższej półki i obnażył słabości poznaniaków.
– W Haugesund nie było odpowiedzialności w grze defensywnej całego zespołu, a nie tylko formacji obronnej. Za mojej kadencji w Lechu nie straciliśmy jeszcze trzech bramek
– zauważył chorwacki trener.
Trudno polemizować z faktami, ale z drugiej strony kibice dziwią się, że Lech „skasował” za transfery Bednarka, Kownackiego i Kędziory 11 mln euro, a na stoperze musi grać... Łukasz Trałka.
Nie chcę być złym prorokiem, ale transferowa euforia szybciej niż myślimy może przeobrazić się w transferowy koszmar, bo z ośmiu przeprowadzonych transakcji na mały plus można zapisać jedynie pozyskanie Mario
Situma. Pozostali nowi gracze na razie bardziej rozczarowują niż olśniewają. Może potrzebują więcej czasu, by wejść na wyższe obroty, ale z drugiej strony nie trzeba być wytrawnym znawcą, by zauważyć, że Christian Gytkjaer nie ma szybkość , by być skutecznym napastnikiem, a Nicklas Baerkroth nie ma zbyt wielu atutów poza właśnie szybkością. Szału w każdym razie zakupy Kolejorza nie robią, choć wiadomo, że żyjemy w czasach piłkarskich wyrobników i przereklamowanych gwiazd, przynajmniej w naszej lidze.
Można też nie panikować i posłuchać byłego piłkarza Lecha, Jarosława Araszkiewicza, który sugeruje, że drużyna z Bułgarskiej wychodziła już z większych opresji.
– Problem jest taki, że w drużynie nastąpiły duże zmiany kadrowe. Nowi zawodnicy nie grają na pamięć z pozostałymi piłkarzami. Potrzebują czasu na zaaklimatyzowanie się na boisku i poza nim. Nie ma sensu jednak dramatyzować. Lech przechodził już większe kryzysy i potrafił je przetrwać, więc liczę, że i tym razem sobie poradzi – podkreślił popularny „Araś”.
Nie da się ukryć, że tacy wojownicy jak on przydaliby się w obecnej ekipie Kolejorza. Niektórzy twierdzą też, że z charakterem poznańskiej jedenastki będą w tym sezonie problemy, bo za dużo w niej obcokrajowców.
Napastnik niechciany i... poszukiwany
W drużynie Bjelicy nie ma za to zbyt wielu wartościowych napastników. Dawid Kownacki wyjechał do włoskiej Genui,
skonfliktowany Marcin Robak szykuje się do przeprowadzki (być może do Termaliki Bruk-Bet Nieciecza, prowadzonej przez Mariusza Rumaka), młody Paweł Tomczyk jest dla chorwackiego szkoleniowca snajperem czwartego wyboru, a Christian Gytkjaer będzie miał wielkie kłopoty, by zaistnieć w polskiej lidze, gdzie obrońcy często grają bezpardonowo i na pograniczu faulu. Zostaje więc opcja z Nicki Bille Nielsenem, lansowana przez Bjelicę z uporem maniaka.
– Trzeba pamiętać, że ten chłopak nie grał w piłkę przez rok. On cały czas się odbudowuje, walczy o powrót do dobrej dyspozycji, na treningach daje z siebie wszystko i przede wszystkim chce umierać za Lecha – przekonywał po ostatnim meczu Bjelica.
Intencje 29-latka może są i szlachetne, ale pytania o jego obecność w wyjściowym składzie są nieprzypadkowe. Jeśli nie odblokował się już kilka miesięcy temu, to nagle stanie się postrachem wszystkich bramkarzy w naszej ekstraklasie? Przy Bułgarskiej nie tylko Chorwat ma słabość do Duńczyka. Działacze również, bo w innym klubie dawno rozwiązaliby z nim kontrakt albo chociaż zesłali tego „rewolwerowca” do rezerw. Z takim napastnikiem to my „majstra” na pewno nie zdobędziemy...