Byłem na Węgrzech
To pierwszy kraj, gdzie widziałem menu po polsku (i we wszystkich pozostałych językach świata), którego objętość jest odwrotnie proporcjonalna do liczby dań.
Zarozumiały Polak, któremu się wydaje, że wszyscy po polsku powinni gadać? Nie, to coś więcej. Oni się posługują tajemnym szyfrem, jakby mieli przed światem wielką tajemnicę, podczas gdy jedyny sekret to gospodarka na skraju eksplozji, czego symptomem są 27-procentowy VAT i kawkowska biurokracja w hotelach, gdzie w karcie pobytu trzeba wpisywać np. miejsce urodzenia. Dlaczego nauka jazdy ma na kogucie „T” zamiast „L”, a policja nie zaczyna się na „P, tylko na „R”?. To nawet nie daje do myślenia, to jest męczące.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień