Bez Nike będzie gorzej - "Widzę Łódź" felieton Dariusza Pawłowskiego
Po przeszło 35 latach znika z Łodzi Nike. I niech stali bywalcy naszej przecież dumy i wizytówki, czyli zespołu handlowo-konsumpcyjnego wylansowanego - co symptomatyczne - jako centrum kulturalne, nie wpadają w szał.
Nie chodzi o sklep z popularnym obuwiem, tylko księgarnię, a bardziej klub inteligencji wszelkich światopoglądów. I o której istnieniu, mam wrażenie, duża część łodzian - także tych, którzy mają wpływ na podejmowane w naszym mieście decyzje - nawet jeżeli pojęcie miała, to już o zawartości i znaczeniu tego miejsca - wcale.
Wymieniane dorobku instytucji, która gospodarowała zbieg ul. A. Struga z Piotrkowską oraz umysły czytelników, mogłoby nawet okazać się nietaktem, bo na podkreślenie wszystkich zabrakłoby miejsca, a nierozumiejących nawet długa lista nie przekona. Zniknięcie miejsca symbolicznego, dbającego o ostatnich wędrujących z sensowną książką pod pachą i podkreślającego wartość utrwalania tożsamości mieszkańców Łodzi wpisuje się jednak w o wiele szerszy kontekst zachwiania ciągłości myślenia o mieście i jego kulturze. Sprowadzając tę ostatnią do eventu i fajerwerku, działalności projektowej, w dodatku - jak to często w Łodzi bywało i bywa - realizowanej po myśli celebryckiej, odebraliśmy jej wymiar wysiłku, który należy podjąć, by się z nią zmierzyć, a zarazem wpisaną w nią czcigodność i przeobrażenie, jakie daje systematyczne z nią obcowanie.
Obrastając w przekonanie, że kulturę można zadekretować, a dekrety tych, co przed nami, są zawsze gorsze od dekretów naszych, sprowadziliśmy ją do roszad personalnych i zabiegów o granty. W zniewoleniu uchwałami i matematyką promocji, na pracę nad mało efektownym przyzwyczajaniem do kultury, zabrakło już czasu. Nike zaś dawała wolność. Bez takich miejskich kotwic, jak Nike, nie będzie wcale inaczej. Będzie tylko gorzej.