Bananowy złodziej na kapiszony
„Mistrzowie zbrodni“ podczas nieudanych napadów włamują się do sklepów, banków czy restauracji i grożąc bronią, domagają się od kasjerów wypłaty gotówki. Jednak zamiast śmiercionośnych narzędzi biorą ze sobą rewolwery na kapiszony, pistolety na wodę, a nawet broń wykonaną z... banana.
Groźni przestępcy, podczas napadów na banki, sklepy czy rozbojów na zwykłych przechodniach używają pistoletów, broni gazowej lub noży.
Według prawa posługiwanie się bronią nie musi nawet polegać na jej użyciu. Wystarczy, że sprawca zademonstruje pokrzywdzonemu fakt posiadania niebezpiecznego przedmiotu.
Takiemu napastnikowi grozi nawet 12 lat pozbawienia wolności.
Lublinianin napadł na sklep z zabawką w ręku. W zatrzymaniu go pomógł przechodzący obok listonosz
W kolejnym odcinku naszego cyklu przedstawiamy „mistrzów zbrodni”. Ci niezdarni przestępcy do swoich rozbójniczych występków używali nieco bardziej finezyjnych narzędzi: pistoletu na kapiszony, psikawki na wodę, a nawet owoców.
Z kapiszonami napadł na sklep
Był styczniowy wieczór 2011 roku, gdy Filip Z. z Lublina mocno popił w swoim mieszkaniu. Otumaniony alkoholem postanowił obrabować pobliski sklep na osiedlu Skarpa.
32-letni Filip, ojciec i mąż, wziął pierwszą rzecz, która leżała pod ręką i ruszył do saloniku tytoniowego. Pech chciał, że tą rzeczą był mały pistolecik na kapiszony, który należał do jego kilkuletniego synka. Z kominiarką na głowie i zabawką w ręku wszedł do sklepu. - Dawaj kasę!!! - ryknął do przestraszonej ekspedientki i wymierzył w jej stronę niegroźny pistolecik.
Zamiast pieniędzy zobaczył jednak jedynie plecy wybiegającej przerażonej sprzedawczyni. Zaskoczony przebiegiem napadu, zapomniał o tym, że przyszedł do saloniku w celach rabunkowych i odruchowo zaczął gonić kobietę.
Filip Z. wypadł za ofiarą na chodnik, lecz od razu wpadł w ręce przechodzącego obok sklepu listonosza, który przytrzymał napastnika do czasu przyjazdu policji.
Pomimo zupełnie nieudanego skoku na sklep, lublinianin odpowiadał przed sądem za rozbój.
Oddawaj pieniądze albo poleję cię wodą
Jeszcze „lepszy” sposób na szybkie wzbogacenie się wymyśliła sobie pewna 20-letnia mieszkanka Ząbkowic Śląskich. Młoda kobieta z przedmiotem przypominającym broń wtargnęła do jednego ze sklepów w centrum miasta. Od wystraszonej sprzedawczyni zażądała wydania całego utargu z kasy.
Ekspedientka na szczęście zachowała zimną krew i stanowczo nie zgodziła się oddać pieniędzy. 20-latka zaskoczona takim obrotem sprawy uciekła ze sklepu. Dzielna ekspedientka o całym zdarzeniu poinformowała policjantów, którym bardzo dokładnie opisała młodą kobietę.
Dzięki temu mundurowym szybko udało się odnaleźć 20-latkę. Funkcjonariusze znaleźli przy niej broń, którą groziła pracownicy sklepu. Okazało się jednak, że nie był to prawdziwy pistolet, a jedynie... dziecięca psikawka na wodę.
Bananowi terroryści
Do zabawnych sytuacji dochodzi również poza granicami naszego kraju. W Stanach Zjednoczonych w 2014 roku do sklepu spożywczego wszedł pewien ciemnoskóry mężczyzna. Najpierw ukradł banana, a później za jego pomocą groził sprzedawcy. Owoc przyłożył mu do pleców i domagał się wypłacenia pieniędzy oraz oddania wszystkich papierosów.
Przerażony pracownik nie wiedząc, czym jest straszony, natychmiast oddał wszystkie zarobione pieniądze, a potem podał napastnikowi kolejne paczki papierosów. Mężczyzna po udanym napadzie z bananem w ręku spokojnie wyszedł ze sklepu, po czym wsiadł na rower i odjechał w siną dal. Policjanci z Filadelfii niestety nie złapali zuchwałego złodziejaszka.
Zaledwie trzy miesiące temu do podobnego zajścia doszło w angielskim Manchesterze. Tamtejsza policja złapała niedoszłego złodzieja, który próbował przeprowadzić napad na restaurację szybkiej obsługi, specjalizującej się w serwowaniu ryby z frytkami.
Do lokalu wparował mężczyzna, który trzymając broń w przezroczystej reklamówce, zaczął krzyczeć, że chce dostać pieniądze.
Niefortunnemu rabusiowi nie udało się jednak niczego ukraść. Wszystko dlatego, bo obsługa restauracji rozpoznała w jego pistolecie... banana.